Łączna liczba wyświetleń

środa, 26 grudnia 2012

Święty Mikołaj

Był dzień wigilii Bożego Narodzenia. U babci Doty wszyscy podzielili się właśnie opłatkiem i zasiedli do stołu. Pieski też dostały kawałek opłatka, a potem wyszły na dwór, żeby zjeść swoje smakołyki. Milka już wcześniej nie mogła doczekać się jedzenia, więc gdy je dostała, starczyła jej tylko chwila, by miska była pusta. Oblizała dokładnie pyszczek i pobiegła sprawdzić co słychać u innych zwierzątek żyjących w ogrodzie. Przebiegając wzdłuż płotu, obok ulicy, zauważyła zaparkowany tam dziwny pojazd. Zaciekawiona podeszła bliżej. Na ulicy stały, a raczej unosiły się tuż nad ziemią, duże sanie ciągnięte przez podobne do niej zwierze. Też miało białe futerko, było trochę wyższe od Milki, ale na łebku miało dwa piękne rogi. Milka rozmarzyła się właśnie, jak to fajnie by było mieć takie rogi, gdy nagle usłyszała na tarasie jakiś szelest. Obejrzała się w tamtą stronę i ujrzała dziwnego, starszego pana, który coś wrzuca przez okno do domu babci Doty. Nie czekała ani chwili. Pobiegła szybko w tamtym kierunku, warcząc i szczekając najgłośniej jak umiała. Nieznajomy, bardzo sprawnie jak na takiego staruszka, przeskoczył ogrodzenie, wskoczył na sanie i odleciał w kierunku innych domów.
 - Ktoś był na tarasie! – krzyczała Milka do Pyzy, którą właśnie zaalarmowało głośne szczekanie .
 - Ale kto i gdzie jest teraz? – spytała Pyza, nerwowo rozglądając się dookoła.
 - To był taki dziwny staruszek, ubrany na czerwono z długą białą brodą – tłumaczyła Milka, a po każdym wyrazie dodawała głośne chał, chał, żeby podkreślić jak bardzo jest wzburzona.
Przeskoczył przez ogrodzenie i odleciał swoim dziwnym pojazdem. Ja naprawdę nie zmyślam – dodała szybko, widząc zdziwioną minę siostry.
 - Wiem, wiem – odparła Pyza kręcąc łebkiem – Przegoniłaś świętego Mikołaja. To taki starszy pan, który co roku o tej porze przynosi prezenty dla wszystkich mieszkańców domu i ogrodu babci Doty. Nie pamiętasz tej dużej smacznej kości, którą dostałaś w tamtym roku. Mam tylko nadzieję, że zdążył wrzucić prezenty dla Igorka i Arturka, bo inaczej to ty będziesz im tłumaczyła, dlaczego nic nie dostali – powiedziała Pyza i pobiegła na taras popatrzeć przez okno, co dzieje się w domu. Milka, aż usiadła z wrażenia.
 - To co? Cały rok niepotrzebnie byłam taka grzeczna – powiedziała do siebie. Bardzo zmartwiła się tym, że może nie dostać prezentu. Podreptała wolnym krokiem w kierunku ogrodzenia z zamiarem zawołania świętego Mikołaja. Łeb spuściła nisko i nagle potknęła się o jakiś duży worek. Okazało się, że Mikołaj przeskakując ogrodzenie zgubił worek prezentów.
 - No przecież byłam bardzo grzeczna, więc zasłużyłam na wszystkie te prezenty – zamruczała radośnie i wciągnęła worek pod krzaczek, żeby nikt go jej nie zabrał. Zdążyła w ostatniej chwili, przed powrotem siostry.
 - Na szczęście do domu zdążył Mikołaj wrzucić prezenty, tylko zwierzątka z ogrodu nic nie dostaną – wyjaśniła Pyza. - Szkoda, bo małe myszki już wyglądają z norki z nadzieją, że zobaczą świętego Mikołaja, a mały kotek, od sąsiadów też mnie pytał, czy go nie widziałam. Chyba wszystkim zwierzątkom będzie przykro w tym roku – dodała jeszcze i pobiegła zrobić swój obchód dookoła domu. Milka została sama. Z jednej strony bardzo chciała zostawić sobie wszystkie prezenty, ale gdy pomyślała o swoich przyjaciołach zrobiło jej się smutno. Postanowiła wyciągnąć worek spod krzaczka. Był ciężki i zaczepił się o gałęzie. Milka ciągnęła go zębami, ale worek nie chciał się ruszyć. W końcu pociągnęła mocniej i worek pękł, a wszystkie prezenty rozsypały się na ziemię. Milka musiała wdrapywać się cała pod krzak, żeby dotrzeć do wszystkich. Wreszcie udało jej się wydobyć ostatni największy pakunek. Była bardzo zadowolona z siebie, więc nawet nie zauważyła, że do łebka przyczepiły jej się dwie gałązki.
 - No, ale ja zasłużyłam chyba na ten największy – pomyślała i odłożyła wielki pakunek na bok. Potem wzięła parę pakunków w pyszczek i pobiegła poroznosić je dla wszystkich. Jeden większy prezent zostawiła swojej przyjaciółce myszce, kilka mniejszych dla jej rodzeństwa. 
 - Mamo, w tym roku święty Mikołaj przysłał z prezentami swojego renifera - usłyszała jak małe myszki krzyczały z radości. Trochę ją to zastanowiło, ale miała jeszcze tyle prezentów do rozdania, że nie mogła tracić czasu. Znów chwyciła w pyszczek parę pakunków i pobiegła do innych znajomych. Krecikowi, bo też go bardzo lubiła, wynalazła dość dużą paczkę. Potem obdarowała jeszcze kotka sąsiadów. W końcu został jej jeden z najmniejszych prezentów, gdy przypomniała sobie o swojej siostrze. 
 - Trudno, ona nie była przecież taka grzeczna jak ja – pomyślała i położyła paczkę obok miski Pyzy. Potem bardzo z siebie dumna pobiegła zawołać siostrę 
 - Pyza! – krzyknęła – Choć! Jednak są dla nas prezenty. Gdy Pyza podbiegła, Milka właśnie rozpakowywała swój wielki pakunek. 
 - Ale skąd one się wzięły? – Pyza z niedowierzaniem kręciła łebkiem. Milka była jednak bardzo zajęta i nawet nie próbowała jej tłumaczyć. Już właśnie zdjęła jeden papier i dobierała się do wielkiego pudła. Podważyła wieczko i na ziemię wypadły dwa zielone kalosze. Milka obwąchała je ze zdziwieniem.A co to ma być? – krzyknęła zawiedziona – Gdzie jest moja, wielka kość. Pyza spoglądała na nią zanosząc się śmiechem. 
 - A co ty dostałaś? – spytała Milka. Pyza odwinęła swój prezent i na ziemię wypadło małe ziarenko. Spojrzała na nie ze zdziwieniem. 
 - Mikołaj, pewnie widział, jak byłaś niegrzeczna – powiedziała niepewnie Milka, ale dlaczego ja dostałam kalosze i w dodatku tylko na dwie nogi. Pyza też nie potrafiła wytłumaczyć co się stało. Po chwili w ogrodzie zrobiło się gwarno. To pozostałe zwierzątka skarżyły się na świętego Mikołaja.
 - Ja dostałam wielką kość! – krzyczała zdenerwowana myszka. 
 - Ja też mam kość, tylko trochę mniejszą od ciebie – pokazywał niezadowolony krecik.
 - A ja dostałem okulary – stwierdził mały kotek sąsiadów. 
 - Ja dostałam kłębek wełny – dołączyła się do skarg wrona.
 - Cisza!!- zawołała Pyza i wszystkie zwierzęta zaraz ucichły. - Może Mikołaj się tak śpieszył, że pomylił prezenty.
 -  Nie – odezwała się piskliwie myszka – Widziałam, jak w tym roku prezenty roznosił renifer. 
 - Renifer?! – warknęła Milka i wszystkie zwierzątka spojrzały w jej kierunku. Milka wystraszyła się, że wszyscy poznają jej tajemnicę i przytuliła się do siostry. Dwie gałązki, które miała na łebku upadły na ziemię. Pyza widząc je od razu zrozumiała co się stało. Opowiedziała zwierzątkom, jak Milka przegoniła Mikołaja, a Milka wyjaśniła jak rozdała podarki. Zwierzątka szybko powymieniały się prezentami. Myszki dostały ziarenka, kotek odzyskał swój kłębek wełny. Krecik dostał wspaniałe okulary, wrona odleciała też z ziarenkami, a Milka i Pyza właśnie pałaszowały swoje kości. Kalosze odstawiły na schody i babcia na pewno rano się z nich bardzo ucieszy. 
 - Idziemy spać mój ty reniferku! – uśmiechnęła się Pyza i przytuliła siostrę.- Ale i tak jestem dumna z ciebie, że nie zostawiłaś wszystkich prezentów dla siebie.- dodała i oba pieski pomaszerowały na swoje miejsce pod schodami.
- Ja z siebie też- pomyślała Milka - Przecież nie jem ziarna, okulary mi nie są potrzebne, a ten kłębek wełny i tak sobie od kotka pożyczę

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Karp wigilijny

Nadszedł grudzień. Babcia kończyła przygotowania do świąt. W pokoju stała już pięknie ubrana choinka, a w całym domu unosiły się zapachy wigilijnych potraw. W łazience, w wannie, pływał dorodny karp, którego babcia właśnie przywiozła ze sklepu. Pieski weszły dzisiaj do domu trochę wcześniej i z ciekawością przyglądały się, jak ich pani krząta się po kuchni. Milka usłyszała dziwny plusk dobiegający z łazienki i poszła sprawdzić co się tam dzieje. Wsadziła swój biały łepek przez uchylone drzwi i rozglądała się z ciekawością. Na wszelki wypadek nie weszła cała, bo babcia nie pozwalała tam wchodzić pieskom. Gdy jednak znowu usłyszała plusk, postanowiła sprawdzić to miejsce dokładniej. W wannie zobaczyła pływającą wielką rybę.
 - Dlaczego kąpiesz się u babci w łazience – zapytała ją oburzona – Nie wiesz, że tu nie wolno wchodzić żadnym zwierzątkom. Ryba nic nie odpowiedziała, tylko znów plusnęła ogonkiem i przepłynęła w drugi koniec wanny. Milka jeszcze kilka razy do niej zagadywała, ale nie uzyskawszy odpowiedzi, pobiegła opowiedzieć o swoim odkryciu siostrze.
 - Pyza, u babci w wannie myje się jakaś ryba i wcale mnie nie słucha, jak mówię, że tam nie wolno wchodzić.
  - Oj, Milka. Przecież to karp wigilijny. Babcia go usmaży i poda na wigilię. To taka tradycja. Karp jest jedną z dwunastu potraw, które się przyrządza na wigilię. - wytłumaczyła Pyza. - Idź przypilnuj, żeby nie wyskoczył z wanny, to będzie z ciebie w końcu jakiś pożytek. Milka kiwnęła łebkiem i poszła z powrotem do łazienki. Usiadła przy samej wannie, łepek oparła o jej krawędź i przyglądała się pływającemu karpiowi. Minkę miała bardzo zatroskaną, bo ciągle myślała o tym co powiedziała jej siostra. W końcu wstała i odezwała się.
 - Ja cię uratuję rybko – powiedziała i zanurzyła swój biały łepek w wodzie. Rybka ujrzawszy dużego psa obok siebie, wyskoczyła do góry i wypadła z wanny na podłogę.
 - Dobrze, że mi pomagasz – powiedziała, widząc to Milka i chwyciła przerażoną rybkę za ogon i pobiegła z nią do sypialni babci. Tam rzuciła karpia na łóżko i naciągnęła na niego kocyk.
 - Tu będzie ci ciepło i nikt cię nie znajdzie – wyjaśniła i pobiegła zobaczyć co dzieje się w kuchni.
 - Jak tam nasza ryba? – spytała ją Pyza.
 - Wiesz, chyba gdzieś poszła, bo już jej nie ma w wannie – odpowiedziała jej Milka robiąc bardzo niewinną minkę.
 - Co?! - zdziwiła się Pyza i pobiegła sama to sprawdzić. Wbiegła do łazienki i zobaczyła, że w wannie rzeczywiście nie ma ryby. Naokoło wanny było pełno wody. Pyza obwąchała wszystko dokładnie i znalazła ślady prowadzące do babci sypialni. Weszła tam, a na łóżku szamotała się ryba. Miała otwarty pyszczek i skakała to w jedną, to w drugą stronę.
 - Ona chyba chce powiedzieć, że mi dziękuje – odezwała się Milka, która weszła do sypialni za siostrą. Tylko pewnie nie wie jak to zrobić najlepiej i dlatego otwiera i zamyka pyszczek – dodała pewnym głosem. Pyza podeszła szybko do ryby chwyciła ją za ogonek i nie zwracając uwagi na protestującą siostrę, wrzuciła ją do wanny.
 - No i teraz już nic nie powie. Bo znowu ją wrzuciłaś do wody – oburzyła się Milka.
 - Ryby nie mówią – krzyknęła Pyza – I co ci przyszło do głowy, żeby wyjmować ją z wanny, przecież miałaś ją pilnować.
 - Chciałam uratować jej życie – odparła urażona Milka – ja się z nią zaprzyjaźniłam i nie pozwolę jej zjeść – dodała po chwili i warknęła na znak, że mówi bardzo poważnie.
 - Mnie też jest szkoda tej ryby, ale wyjmowanie jej z wody to żaden ratunek. Ryby nie potrafią oddychać tak jak my powietrzem. One muszą być w wodzie żeby żyć. - wyjaśniła i pobiegła, bo babcia ją zawołała.
 - A ja i tak cię uratuję – powiedział Milka przyglądając się pluskającej się w wannie rybce. - Tylko muszę jeszcze pomyśleć jak – dodała po chwili. Potem wstała i poszła poszukać miejsca, w którym da się ukryć jej nową przyjaciółkę. Obeszła kuchnię, ale tam nic nie znalazła. W spiżarni stał duży garnek przykryty pokrywką. Zajrzała tam i okazało się, że jest pełen kompotu wigilijnego.
 - No tu będzie świetnie – powiedziała do siebie i pobiegła do łazienki. Po chwili wróciła niosąc w pysku szamoczącą się rybę. Już miała ją wrzucić do garnka, gdy nadbiegła Pyza.
 - Co ty robisz! – krzyknęła i wytrąciła jej rybę w ostatniej chwili. Prędko chwyciła ją za ogonek i pobiegła z nią do łazienki. Milka biegła za nią.
 - Chcę ją tylko uratować – tłumaczyła siostrze – a ta woda w garnku wydawała się najlepszym miejscem. W dodatku była słodziutka, więc chyba by jej smakowała.
 - Ryby żyją tylko w czystej wodzie – wyjaśniła jej znowu Pyza i znów musiała biec pomagać babci. Milka siedziała niepocieszona. Przyglądała się rybce ze smutną minką.
 - Już wiem! – krzyknęła w końcu i znów chwyciła ją za ogonek. Rozejrzała się tylko, czy nikt jej nie widzi i wyszła do ogrodu. Tam podeszła do oczka wodnego, wzięła duży zamach i wypuściła rybę z pyska. Słychać było głośny plusk i dziwne pacnięcie. Milka zadowolona z siebie wróciła do domu. Okazało się, że babcia z Pyzą idą właśnie do łazienki po rybę. Milka ukryła się za choinką i przyglądała im się bacznie.
 - A gdzie jest mój karp? – zawołała babcia rozglądając się dookoła. Pyza od razy domyśliła się co się stało i pobiegła poszukać siostry.
 - Co z nim znowu zrobiłaś?! – krzyknęła znajdując ją za choinką.
 - Zaniosłam go do innych naszych rybek – odparła dumnie Milka. Pyza wybiegła na dwór głośno szczekając. Zaciekawiona babcia pobiegła tuż za nią. Zatrzymały się przy oczku wodnym, gdzie ich oczom ukazał się dziwny widok. Oczko wodne było zamarznięte, tylko na wierzchu było trochę roztopionej wody. Na tafli lodu rzucała się biedna ryba próbując zaczerpnąć odrobinę wody. Ciągle więc skakała i upadając na lód rozchlapywała wodę.
 - Ona tak się cieszy – zawołała widząc to Milka.
 - Nie, ona próbuje nabrać trochę wody do pyszczka – odparła Pyza chwytając wyraźnie osłabłą już rybkę. Szybko znów pobiegła z nią do wanny. Babcia podreptała za nimi kręcąc głową. Zrozumiała od razu, dlaczego ryba się tu znalazła. Widząc z jak wielkim poświęceniem pieski próbują ratować karpia, postanowiła darować mu życie.
 - Cóż w tym roku będzie bez karpia – powiedziała wpuszczając rybkę do pobliskiego stawu, w którym żyło wiele jego kuzynów i kuzynek. Pieski stały obok swojej pani dumne, że tak postąpiła.
 - I w końcu udało mi się go uratować – westchnęła uradowana Milka.
 - Ale jak go wiozłyśmy, to wyglądał jakby wolał być zjedzony, niż przeżyć te twoje próby ratowania mu życia – powiedziała Pyza i przytuliła się do siostry.

wtorek, 11 grudnia 2012

Pierwszy śnieg

Na dworze zrobiło się już bardzo mroźno. Pieskom nie było zimno, bo ich futerka już przystosowały się do zimy. Niestety woda w oczku zamarzła całkowicie i nie mogły się jej napić. Babcia wystawiała im wodę w wiaderku, ale i ta zamarzała bardzo szybko.
 - Mógłby w końcu spaść śnieg – zawarczała zdenerwowana Milka, gdy jej czarny nosek odbił się od lodu.
 - Trzeba było przyjść od razu jak cię wołałam, a nie biegać po ogrodzie – stwierdziła widząc to Pyza – Musisz teraz poczekać, aż babcia wyniesie nową wodę. Milka niepocieszona odwróciła się w drugą stronę i podreptała pod wiatę, żeby tam ułożyć się na drzemkę. Jak tylko zamknęła oczy, już coś jej się śniło. Pyza musiała ją w końcu obudzić, by choć trochę popracowała. Niezadowolona z tego, Milka przeciągnęła się leniwie i spojrzała dookoła swoimi zaspanymi jeszcze oczkami. 
 - Śnieg! -wykrzyknęła radośnie i pobiegła na trawnik. Był on teraz cały przykryty białą, puchową kołderką. Od razu chwyciła spory kęs, ale niestety w jej ciepłym pyszczku śnieg zamienił się tylko w odrobinę wody. Aby zaspokoić więc swoje pragnienie musiała powtarzać tą czynność mnóstwo razy,. 
 - Szkoda, że tak mało tego śniegu mieści mi się do pyszczka – narzekała Milka – i że muszę, ciągle chodzić i chodzić, żeby go zbierać. Już mnie to zmęczyło – powiedziała do siebie i znów się położyła.
 - No śnieg sam do ciebie raczej nie przyjdzie – odparła Pyza i pobiegła w kierunku domu. Babcia właśnie wyszła na dwór i zabrała się za odśnieżanie. Wielką czerwoną łopatą przerzucała śnieg to w jedną, to w drugą stronę, robiąc w ten sposób ścieżkę. Pyza biegała wokół niej i sprawdzała, czy babcia dokładnie odśnieża. Milka spała na tyłach, a jej białe futerko nie odróżniało się od otoczenia. Babcia odśnieżyła już przed domem i poszła teraz z drugiej strony. Zebrała pełną łopatę śniegu i niechcący rzuciła go wprost na śpiącą Milkę.
 - Co się dzieje! – krzyknęła wystraszona psina.
 - Oj, bardzo cię przepraszam – otrzepywała ją ze śniegu babcia. Nie założyłam okularów, a na tym śniegu wcale cię nie widać – usprawiedliwiała się zmartwiona. Pyzę natomiast bardzo ta sytuacja rozbawiła.
 - A jednak śnieg sam przyszedł do ciebie – zaśmiała się i pobiegła dalej pomagać babci. Milka otrzepała dokładnie futerko i poszła tym razem pod swoje ulubione drzewo orzechowe. Ułożyła się zadowolona, bo tu najlepiej jej się wypoczywało. Niestety śnieg sypał już dosyć długo i na czubku drzewa była ogromna biała czapa. Milka spała już dłuższą chwilę, gdy do drzewa podleciały dwa kłócące się szpaki. Nie dość, że robiły dużo hałasu, to jeszcze machały skrzydełkami i przelatując nad wierzchołkiem drzewa strzepnęły cały, leżący tam śnieg. Spadł on wprost na Milkę, którą obudził właśnie hałas kłótni. Tym razem na czubku jej łebka usypała się spora warstwa śniegu.
 - Szkoda, że tylko na głowie masz śnieg, bo byłabyś świetnym bałwankiem – krzyknęła wesoło, widząc to Pyza. Milka spojrzała na nią obrażona i znów zaczęła oczyszczać swoje futerko. Wylizała się dokładnie i postanowiła, że musi znaleźć bezpieczniejsze miejsce do drzemki. Narzekając coś pod nosem przeszła od strony garażu i tam się położyła. Najpierw rozejrzała się dokładnie dookoła, czy i tu nie spotka ją jakaś nieprzyjemna niespodzianka.
 - Nie ma tu drzewa, a babcia już tu odśnieżyła – ucieszyła się i rozłożyła się do spania. Jak zwykle zasnęła bardzo szybko.
 Pojawienie się śniegu ucieszyło bardzo inne mieszkające w ogrodzie zwierzątka. Małe myszki wybiegły ze swojej norki. Biegały po białym puchu, a ich małe nóżki co rusz zapadały się w nim, tak,że trudno im było się wydostać. Wtedy pomagały sobie nawzajem, wygramolić się na powierzchnię, żeby za chwilę znów zapaść się ze śmiechem w śniegu. Bawiły się tak już dosyć długo. W końcu jedna z nich podpowiedziała nową zabawę.
 - Może znajdziemy jakąś górkę i będziemy zjeżdżać – zaproponowała innym. Pozostałe myszki chętnie się zgodziły i już po chwili wszystkie zajęły się szukaniem odpowiedniej górki. Nie było to łatwe, bo wszystkie były za niskie.
 - Ja chcę lepić bałwanka – zawołała najmłodsza z myszek.
 - Może poszukajmy jeszcze chwilę – poprosił jej starszy braciszek.
 - A może zjedziemy z dachu – zaproponował największy z nich rozrabiaka. Pozostałe myszki trochę się obawiały takiej wysokości, ale pomysłodawca wdrapywał się już po rynnie. Po chwili wszystkie myszki stały już na szczycie spadzistego dachu.
 - No to do dzieła! – krzyknął najodważniejszy i zaczął zjeżdżać w dół. Przyjaciele, widząc, że to świetna zabawa, też zjechali za nim. Okazało się niestety, że pędzą bardzo szybko i nie zatrzymają się na końcu dachu. Wszystkie myszki odbiły się od rynny i z wielkim przerażeniem i głośnym krzykiem, spadły wprost na śpiącą na dole Milkę. Jej miękkie futerko uratowało myszkom życie. Milka wstała zdenerwowana strzepując na ziemię wszystkie myszki. Okazało się jednak, że to nie koniec jej problemów. Zabawa myszek poruszyła całą pokrywę śniegową, która uzbierała się na dachu. Lawina śniegu spadła wprost na stojącego pod dachem pieska. Hałas spadającego śniegu zaniepokoił Pyzę i przybiegła zobaczyć co się dzieje. Gdy dobiegła na miejsce widok, który ujrzała bardzo ją rozbawił. Milka była teraz cała w śniegu i nie mogła się z niego wygramolić
 - No teraz jesteś prawdziwym bałwankiem – usiadła roześmiana obok siostry. Tuż obok niej zaśmiewały się trzy, małe myszki.
 - No i lepienie bałwanka, mamy na dzisiaj z głowy – powiedział do małej siostrzyczki braciszek i znów wszystkie myszki zaniosły się śmiechem. Milka próbowała nieporadnie wstać i się otrzepać, ale nóżki jej się rozjeżdżały.
 - Ja już nie chcę tego śniegu! – warknęła w końcu. Pyza znów się zaśmiała i zaczęła pomagać siostrze.

czwartek, 6 grudnia 2012

Niebieski balonik

Igorek przyjechał w odwiedziny do babci na swoim ulubionym, białym rowerku. Do kierownicy miał przywiązany niebieski balonik. Pieski przybiegły się przywitać. Skakały radośnie i próbowały polizać Igorka po buzi.
- Już starczy – krzyknął zasłaniając się rączkami – lepiej popilnujcie mojego rowerka – dodał i wszedł do domu, bo dzień był dosyć mroźny.
 - Ty pilnuj rowerka, a ja pobiegnę wokół domu i zaraz wrócę – wydała komendę Pyza. Milka usiadła posłusznie i przyglądała się balonikowi, który wyczyniał na wietrze przeróżne akrobacje. To jednak szybko ją znudziło. Już miała ułożyć się wygodnie, gdy jej uwagę przykuł sznureczek, którym był przywiązany balonik. Milka uwielbiała wszelkiego rodzaju sznurki. Podeszła bliżej i chwyciła go zębami. Sznureczek odwiązał się od kierownicy i wiatr porwał niebieski balonik.
 - O, nie – krzyknęła przerażona. Na szczęście Pyza wracała właśnie do siostry i zdążyła przydepnąć koniec sznureczka, zatrzymując tym samym balonik w miejscu.
 - Też tak chciałam zrobić, tylko ty byłaś bliżej – usprawiedliwiała się Milka.
 - Nie rozumiem czemu go odwiązałaś – spytała oburzona Pyza – Będziesz teraz musiała przydepnąć koniec sznureczka, tak jak ja to robię i poczekasz na powrót Igorka. Milka nie była z tego zadowolona, ale ponieważ wiedziała, że znowu nabroiła, podeszła do siostry ze skruszoną miną i przydepnęła łapką wystający koniec sznurka.
 - Nie możesz puścić – rozkazała Pyza i pobiegła dalej pilnować obejścia. Milka została sama z balonikiem, który z każdym powiewem wiatru, wyrywał jej się spod łapki. Musiała mocno przyciskać i już się tym zmęczyła. Zastanawiała się właśnie jak zmienić pozycję, gdy usłyszała znajomy głosik.
 - Ale masz wspaniały balonik – podziwiała, przechodząca obok myszka.
 - To Igorka, ja go tylko pilnuję – odparła Milka. - Ale jak chcesz to możesz ty go chwilę popilnować – dodała, węsząc okazję do wymigania się od swojego obowiązku. Myszka aż pisnęła z radości.
 - Oczywiście, że chcę – powiedziała uradowana – jeszcze nigdy nie miałam powierzonego, tak ważnego zadania. Milka okręciła parę razy sznureczek na łapce myszki. 
 - Tylko nigdzie nie odchodź – krzyknęła jeszcze do niej i pobiegła pohasać trochę po ogrodzie. Myszka siedziała dumna i spoglądała do góry na unoszący się balonik. Nagle powiał silniejszy wiatr i balonik wraz z myszką uniósł się do góry. 
 - Ratunku! – krzyknęła przerażona myszka. Milka usłyszała wołającą koleżankę i przybiegła na miejsce, gdzie ją zostawiła. Nie zastała tam jednak nikogo. 
 - Przecież mówiłam jej, że ma nigdzie nie odchodzić – powiedziała do siebie i zaczęła rozglądać się dookoła. W oddali, koło oczka wodnego dojrzała przelatujący balonik, a pod nim przywiązaną do sznureczka myszkę.
 - No tak, zapomniałam jej powiedzieć, że odlatywać jej też nie wolno – westchnęła Milka i pobiegła do koleżanki.
  - Miałaś go pilnować, a nie sobie latać – nakrzyczała na nią i pacnęła łapą w przelatujący balonik. Jej ostry pazurek przebił go od razu. Rozległ się głośny huk, a zaraz potem zdezorientowana myszka wylądowała pośrodku oczka wodnego. Woda była zamarznięta, więc myszka upadła na taflę lodu, a próbując się podnieść poślizgnęła się parę razy.
  -  No tak, teraz postanowiłaś się poślizgać – powiedziała z oburzeniem Milka.  
 - Ja nie robię tego dla zabawy – odpowiedziała jej myszka – tylko tu jest tak ślisko, że nie mogę utrzymać się na nóżkach – dodała i znów spróbowała się podnieść, ale łapki rozjechały jej się i upadła jak długa. Milka z niedowierzaniem kiwnęła łebkiem, ale postanowiła to sprawdzić. 
 - Nieee! - krzyknęła Pyza obserwująca całe to zajście z daleka. Milka niestety zdarzyła już wskoczyć do oczka. Lód był jednak bardzo kruchy i nie wytrzymał pod tak ciężkim pieskiem. Rozległo się głośne Plusk! i Milka stała po szyję w wodzie. Tafla lodu pękła na szczęście tylko w tym miejscu i myszka leżała nadal na jej niepękniętej części. Była jednak bardzo przerażona, bo nie umiała pływać tak jak jej koleżanka. Milka wygramoliła się z wody na brzeg i otrząsnęła się, żeby usunąć resztki jej z mokrego futerka.
 - Musimy ją stamtąd wyciągnąć, bo ona ma balonik Igorka – powiedziała do Pyzy. - No właśnie, a gdzie masz ten balonik? – przypomniała sobie Milka i rozejrzała się dookoła. Myszka też zaczęła się rozglądać, ale balonika nigdzie nie było.
 -  I jeszcze zgubiłaś balonik – nakrzyczała na przerażoną myszkę Milka. 
 -  Balonik leży tam w szuwarach i na szczęście jest nadal przywiązany do myszki, więc ciągnąc za sznureczek uda nam się ją uratować.- wtrąciła się Pyza. - Jego jednak nie uratujemy, bo miał bliskie spotkanie z twoim ostrym pazurkiem – wyjaśniła siostrze.
Milka nadal nie rozumiała co się stało z balonikiem, ale pobiegła posłusznie za Pyzą w kierunku szuwarów. Pyza wyciągnęła wystraszoną i zmarzniętą myszkę, po czym wsadziła ją na Milkę i kazała jej się mocno trzymać białego futerka. 
 - Musisz ją szybko zanieść do jej rodziców, żeby się nie przeziębiła – nakazała siostrze. Milka kiwnęła główką i pobiegła w kierunku drewna kominkowego, gdzie był domek myszki. Potem wróciła do Pyzy.
 - Będziesz musiała teraz przeprosić Igorka za ten balonik – powiedziała, widząc ją Pyza.
 - No co ty – obruszyła się Milka – przecież to myszce zachciało się fruwać.
 -Nie, to ty byłaś nieodpowiedzialna, odwiązałaś balonik, potem go nie pilnowałaś, aż w końcu naraziłaś myszkę na niebezpieczeństwo przywiązując ją do balonika. Myszka waży znacznie mniej niż ty i balonik ją porwał – wytłumaczyła zdenerwowana Pyza.
 - No dobrze następnym razem położę jej na ogonie kamień, żeby nie odleciała – odparła Milka i czym prędzej odbiegła, żeby nie narażać się więcej siostrze.
 - No, ale za taki super przelot nad ogrodem, to myszka jest mi chyba winna podziękowania – powiedziała do siebie biegnąc w kierunku swojego ulubionego miejsca w ogrodzie.