- Może
wyjdziemy do ogrodu popuszczać bańki – zaproponowała babcia.
- Świetny
pomysł babusiu – odparli i pobiegli ubierać buty. Babcia
naszykowała płyn do puszczania baniek, założyła sobie i
chłopcom ciepłe sweterki i razem wyszli z domu. Usiedli na
ławeczce, obok tarasu i zaczęli nową zabawę. Igorek robił
piękne, kolorowe bańki, a Arturek podziwiał je ze śmiechem.
Ponieważ prawie nie było wiatru, bańki długo unosiły się wokół
nich. Milka spała w tym czasie po drugiej stronie ogrodu i dopiero
głośny śmiech, dobiegający z daleka, obudził ją. Szybko
pobiegła zainteresowana, co się tam dzieje. Uwielbiała, jak
chłopcy bawili się w ogrodzie, więc już miała do nich podbiec i
polizać ich przyjaźnie po buziach, gdy zobaczyła, że wokół
babci i jej wnuków unoszą się dziwne, kolorowe kule. Co chwilę,
któraś z nich pękała i coś mokrego upadało na twarze chłopców.
Igorek machał wtedy rączkami i uciekał z krzykiem przed
spadającymi bańkami. Milka stanęła i zawarczała groźnie. Stała
tak przez chwilę, ale bardzo przerażały ją pękające kule, więc
pobiegła po siostrę.
- Pyza –
krzyczała już z daleka.- Musimy ratować babcię, Arturka i
Igorka. Właśnie zaatakowało ich coś dziwnego. To na pewno jakieś
groźne stwory z kosmosu, latają i czymś plują. Ja je
obwarczałam, ale wcale się nie wystraszyły – krzyczała
zdenerwowana. Pyza nie zastanawiała się długo, tylko pobiegła we
wskazanym kierunku. Za domem ujrzała bawiących się babcię i
chłopców. Milka na wszelki wypadek trzymała się z tyłu swojej
siostry, bojąc się ataku dziwnych intruzów. Pyza, oczywiście
zorientowała się, że są to bańki mydlane, więc podbiegła do
nich, radośnie merdając swoim krótkim ogonkiem.
- To tylko taka
zabawa – wyjaśniła przyglądającej się z daleka siostrze. -
Możesz tu podejść i pobawić się z nami – dodała i
podskoczyła do góry rozbijając jedną z baniek. Arturkowi bardzo
się to spodobało. Bawili się tak jeszcze długo i nawet Milka
odważyła się do nich podejść, ale na bańki patrzyła bardzo
nieufnie i na wszelki wypadek uciekała, gdy jakaś zbliżała się
do niej.
- Mnie ta
zabawa się nie podoba – stwierdziła w końcu i poszła ułożyć
się pod swoim drzewem. - Może to jednak kosmici – krzyknęła
jeszcze do siostry.
- Uważaj, żeby
ciebie nie zaatakowali – roześmiała się Pyza i pobiegła
sprawdzić, czy babcia i chłopcy już weszli do domu. Milka
wiedziała, że siostra żartuje, ale na wszelki wypadek, co chwilę
otwierała jedno oko i sprawdzała, czy coś jej nie grozi.
Popołudniu prawie nie pamiętała już o dziwnych bańkach. Z
radością biegała i skakała po ogrodzie. Babcia właśnie
odwiozła wnuczków do ich rodziców i podjechała przed dom
samochodem wypełnionym zakupami. Najpierw wystawiła wszystko z
bagażnika, a potem zaczęła po trochu wnosić różne torby i
torebki. Milka i Pyza towarzyszyły jej oczywiście. Wreszcie babcia
uporała się z zakupami i zamknęła za sobą drzwi domu. Milka
chodziła jeszcze wokół samochodu, gdy za jednym z kół zobaczyła
kolorowy, plastikowy worek, czymś wypełniony. Najpierw go
obwąchała. Pachniał jak jakieś kwiatki. Potem popchnęła go
nosem. W końcu pacnęła go łapą i worek się rozerwał, a z jego
wnętrza wysypał się na ziemię biały proszek. Milka przyglądała
mu się chwilę. Gdy stwierdziła, że jest nie groźny, wysunęła
swój wielki, czerwony język i liznęła nim zamaszyście. To co
poczuła, było obrzydliwe. Szczypało ją w gardle i w nosie.
Zaczęła kaszleć i prychać, by pozbyć się wstrętnego smaku.
Proszek niestety wpadł jej głęboko i szybko się rozpuścił.
Ponownie spróbowała zakaszleć i z jej pyska wyleciało kilka
małych, kolorowych baniek. Po chwili kichnęła, a tym razem z nosa
zaczęły wylatywać jej bańki. Przerażona pobiegła do Pyzy.
- Chyba
zaatakowali mnie kosmici – krzyknęła dobiegając do niej i znów
parę baniek wyleciało jej z pyska. Pyza przyjrzała jej się
dokładnie. Jej siostra kichała i kasłała, a przy każdej takiej
czynności z pyska i z nosa wylatywały małe, kolorowe bańki.
- Coś ty u
licha znowu zrobiła – zapytała Pyza bardzo wzburzona. Milka
zaczęła wyjaśniać co się wydarzyło.
- A mówiłam,
że to kosmici, a nie żadne bańki – zakończyła swoje
wyjaśnienia i znów z jej pyska wyleciało parę baniek. - Ja ich
chyba połknęłam i teraz atakują mnie w środku – dodała
zrozpaczona i znów wyleciało jej kilka baniek. Pyza, już miała
się roześmiać, ale mina siostry była tak żałosna, że
poklepała ją tylko łapą.
- Znalazłaś
proszek do prania, który babcia zapomniała zabrać do domu. -
wyjaśniała cierpliwie wystraszonej siostrze – mimo że mówiłam
ci, że nie można wszystkiego brać do pyszczka, ty go polizałaś
i zamienił się w bańki. Do jutra ci to minie, tylko pewnie będzie
cię bolał brzuszek. Babcia też pewnie nie będzie zadowolona, że
rozerwałaś torebkę z proszkiem. - mówiła z groźną minką
Pyza. Po chwili jednak żal jej się zrobiło siostry trochę, bo
Milka stała przed nią ze spuszczonym łebkiem i co chwilę
kichała, a z jej nosa wylatywały bańki.
- Nie martw
się, chyba dobrze, że to nie kosmici tylko proszek do prania –
uśmiechnęła się Pyza – Ale ty wyglądasz teraz strasznie i nie
jeden mógłby cię pomylić z kosmitą – dodała po chwili i
zajęła się, jak zwykle pilnowaniem domu. Milka postała jeszcze
chwilkę, nad czymś mocno rozmyślając, aż w końcu pobiegła w
stronę poddasza, gdzie leżało drewno do kominka. Po chwili
dobiegł stamtąd głośny krzyk mieszkających tam myszek.
- Ratunku!
Potwór!
- No tak, sama
jej to przecież podpowiedziałam - pomyślała Pyza, uśmiechając
się pod nosem i kręcąc szarym łepkiem.