W ogrodzie babci Doty, pośrodku trawnika rosły dwa duże drzewa orzechowe. Tej jesieni większość orzechów już dojrzała. Babcia codziennie sprawdzała, czy nie spadły jakieś na trawę. Milka i Pyza pomagały jej szukać. Pyza łapała delikatnie zębami znaleziony orzech i podawała babci. Milka też tak próbowała, ale jej orzech był zawsze zgnieciony, bo ściskała go za mocno. Tego dnia, zaraz po śniadaniu oba pieski pobiegły sprawdzić, ile orzechów spadło przez noc.
- Dzisiaj ja
znajdę więcej – powiedziała Milka i wyprzedziła Pyzę. W nocy
musiał wiać mocny wiatr, bo pod drzewem leżało sporo liści.
Pieski z nosami przy ziemi przeszukiwały trawnik. Milka kręciła
niezadowolona łebkiem.
- Czemu się
tak zachowujesz?- spytała ją w końcu Pyza.
- Nie znalazłam
żadnego orzecha – odparła zmartwiona Milka.
- Ja też nic
nie znalazłam – zdziwiła się Pyza. - Pobiegnijmy pod to drugie
drzewo – dodała.
Pod tym drzewem
pieski także nic nie znalazły.
- To dziwne –
zastanowiła się Pyza – Jeszcze wczoraj na drzewach było sporo
orzechów. Teraz są tam puste zielone łupiny, więc gdzie one się
podziały.
- Może ktoś
je zabrał – podpowiedziała Milka.
- Ale kto to
mógł zrobić – zaniepokoiła się Pyza – Przecież ani myszki,
ani szczurek, ani nawet kotek sąsiadów, nie jedzą orzechów, więc
po co by im one były. Pyza podniosła łepek i jeszcze raz
dokładnie przyjrzała się drzewom.
- Zobacz –
powiedziała do Milki. -Na tym drzewie jest jeszcze trochę orzechów
w łupinach, połóżmy się pod nim i poczekajmy aż spadną.
- Dobrze –
zgodziła się Milka chętnie, bo poczuła się już bardzo
zmęczona. Oba pieski położyły się na trawie i zaczęły
drzemać. Nagle Milka podskoczyła.
- Aj, aj!-
krzyknęła – dostałam orzechem w głowę. Potarła zbolałe
miejsce i pobiegła po niego. Po chwili niosła go już w pysku,
bardzo dumna z siebie. Tym razem podskoczyła Pyza.
- Oj! -
krzyknęła ja też dostałam w głowę.
- Aj! - tym
razem krzyczała Milka i pocierała ucho. Pyza w ostatniej chwili
odskoczyła, bo znów jakiś orzech leciał prosto na nią.
- Co jest? -
rozejrzała się dokładnie. Na jednej z gałęzi dojrzała dwie
małe, rude wiewiórki, które trzymały w łapkach orzechy. Po
chwili jedna z nich rzuciła orzechem w kierunku Milki i trafiła ją
w ogonek. Milka znów podskoczyła, a wiewiórki zaśmiały się
zadowolone z siebie.
- To strasznie
głupia zabawa – krzyknęła do nich rozgniewana Pyza. -
Natychmiast przestańcie rzucać orzechami, bo możecie kogoś
skrzywdzić – dodała i zawarczała groźnie. Milka zaczęła
szczekać, bo zorientowała się, co się dzieje. Małe wiewiórki
wystraszone uciekły do dziupli. Po chwili wyjrzała stamtąd dorosła
wiewiórka. Okazało się, że to mama tych dwóch rozrabiaków.
Szybko przeprosiła za swoje pociechy i obiecała, że już nie będą
się tak zachowywały.Potem przyniosła sporo orzechów.
- Proszę –
powiedziała dając je pieskom – Uzbierałyśmy je dziś rano, ale
chętnie się podzielimy w ramach przeprosin. Pieski zaniosły zaraz
orzechy babci. Potem wróciły pod drzewo, żeby trochę odpocząć.
Po chwili słychać było ich cichutkie pochrapywanie.
- Aj! - nagle
zerwała się Milka i złapała się za tylną łapkę. Z dziupli wyjrzały małe wiewiórki.
- To nie my!
Przyrzekamy! - zawołały przerażone. Za nimi wyjrzała ich mama.
- Tym razem
chyba winne jest drzewo – powiedziała przepraszającym
tonem do pieska. Milka nadal rozcierała nóżkę, ale nie była już
zła, a gdy zobaczyła przestraszone minki małych wiewiórek,
uśmiechnęła się do nich przyjaźnie. Po chwili wszyscy już się z tego śmiali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz