Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 grudnia 2013

Święta i piraci


Nadeszły Święta Bożego Narodzenia.

Wprawdzie w tym roku pogoda spłatała figla i nie spadła ani jedna gwiazdka śniegu, ale u babci Doty od rana wyczuwało się nastrój świąteczny. W domu było mnóstwo ludzi. Słychać było śmiech wnuków, którzy biegali podrzucając kolorowe balony. Z kuchni unosiły się wspaniałe zapachy pieczonych ciast i gotowanych potraw wigilijnych. Pyza, jak zwykle bardzo obowiązkowa, pilnowała wszystkiego na dworze. Milka i India nie mogły się jednak oprzeć tym przepysznym zapachom i postanowiły zostać w domu. Od czasu do czasu, przybiegały do kuchni, sprawdzić czy coś nie znalazło się przypadkiem na ziemi.
  • Pieski na miejsce! -krzyczała widząc je babcia. Wtedy szybko biegły na swoje posłanie, by po chwili znów niechcący, cichutko, trafić do kuchni.
  • Wiesz, a wieczorem przyjdzie do nas Święty Mikołaj. - mówiła Milka, a mała India chłonęła każde jej słowo z wielką uwagą. - To taki starszy, siwy pan, który co roku przynosi wszystkim prezenty – tłumaczyła bardzo dumna, że może pochwalić się swoją wiedzą. Mała, biała psinka patrzyła na nią swoimi wielkimi oczkami i nie odważyła się przerywać. - Nie wolno na niego szczekać, pamiętaj - pouczała dalej starsza koleżanka.

    Uśmiechnęła się przy tym pod nosem, przypominając sobie swoją przygodę z poprzedniego roku, jak to Mikołaj wystraszony przez nią, zdążył tylko przerzucić worek z prezentami przez ogrodzenie. Nie wspomniała jednak o tym, by nie podważać swojego autorytetu.
  • Ale jak on dostaje się do domu – odezwała się wreszcie India.
  • Słyszałam, jak babcia mówiła, że wskakuje przez komin. India ułożyła się wygodnie na małej poduszce i rozmyślała nad tym co usłyszała od Milki. Po chwili oba pieski drzemały przytulone do siebie. Co chwilę otwierały jednak oczy, gdy z krzykiem przebiegał obok starszy wnuczek Igorek, będący tego dnia kapitanem Hakiem, a zaraz za nim biegł młodszy Arturek, odgrywający rolę jego pomocnika pana Swądka. Obaj chłopcy mieli zakryte przepaską jedno oko i wymachiwali szablami wyciętymi przez babcię z kartonu. Pieski przyzwyczaiły się w końcu do ich zabawy i zasnęły, głośno pochrapując. Na dworze zrobiło się już ciemno, gdy mała India się przebudziła.
  • Może rozpalimy w kominku? – zaproponowała babcia. Tata Arturka chwycił koszyk i poszedł po drewno.
  • Milka! – zawołała przerażona psinka wprost do wielkiego, puszystego ucha, śpiącej jeszcze koleżanki. Milka stanęła na cztery łapy i zaczęła rozglądać się z niepokojem. Nie widząc jednak, żadnego zagrożenia zawarczała oburzona.
  • Musimy szybko coś zrobić, bo zaraz rozpalą w kominku! – krzyczała mała psinka szarpiąc za wielką nogę towarzyszki. Milka nadal nie rozumiejąc o co chodzi machnęła zdenerwowana łapą i biała kulka potoczyła się, aż pod samą ścianę. Nie zrażona jednak, otrząsnęła się tylko i znów pobiegła wołając.
  • Milka! Ty nic nie rozumiesz! Zaraz w kominku będzie ogień!
  • Nie martw się – przerwała jej zniecierpliwiona psina. Nam nic się nie stanie – ziewnęła i podrapała się za uchem.
  • Nam nie! – nadal nie ustępowała mała psinka - Ale co z tym Mikołajem, o którym opowiadałaś? Do Milki właśnie dotarło, o co chodzi jej małej koleżance.

  • Nie możemy do tego dopuścić – stwierdziła po chwili. - Teraz ja będę kapitanem Hakiem, a ty będziesz panem Swądekiem, moim wiernym piratem. Zrobimy wszystko, by święty Mikołaj miał bezpieczną drogę przez kominek. India bardzo przejęta swoją rolą przyniosła z łazienki ścierkę do podłogi. Oderwała od niej dwa kawałki materiału i oba pieski przewiązały sobie pirackie przepaski na oczy.

    Tata Arturka zdążył właśnie w tym czasie nałożyć drewna do kominka i poszedł szukać zapałek. Gdy tylko się oddalił oba pieski zajęły jego miejsce.
  • Teraz kapitanie Haku! – krzyknęła India sprawdzając czy nie wraca.
  • Musi się udać, mój przyjacielu – odpowiedziała jej Milka grubym,poważnym głosem, jak przystało na kapitana i szybko zaczęła wyciągać drewno, jedno po drugim. Bardzo się przy tym zmęczyła i strasznie wybrudziła, ale już po chwili kominek znowu był pusty. Oba pieski dumne z siebie ułożyły się na swoim posłaniu i udawały, że śpią.

Tata Arturka wrócił właśnie z zapałkami w ręku i bardzo się zdziwił widząc leżące obok kominka drewno. Był jednak zajęty jeszcze pilnowaniem bawiących się chłopców, więc pomyślał, że zapomniał ułożyć drewniane polana. Pokręcił tylko głową i zabrał się za ponowne ich układanie. Po chwili wszystko znów było na miejscu. Podpalił zapałkę, lecz niestety zaraz znów ktoś potrzebował jego pomocy, więc szybko się oddalił. Dwaj bardzo już umorusani piraci znów podbiegli do kominka.
 
  • Musimy ją zdmuchnąć – wydała rozkaz Milka i po chwili mała India dmuchała z całych sił w stronę zapałki. Gdy i duży piesek przyłączył się do niej, udało im się zgasić tlące drewienko.
  • Hurra! - krzyknął mały pan Swądek – Udało się!
  • Tak! - odpowiedział kapitan Hak – Ale nie wiem, jak długo nam się tak jeszcze uda bronić tego kominka. Oba pieski popatrzyły na siebie i zastanawiając się wróciły na miejsce.
  • No, kochani zaraz pojawi się pierwsza gwiazdka i usiądziemy do stołu – powiedziała babcia - Sprawdźcie proszę, czy o niczym nie zapomnieliśmy. Cała rodzina zebrała się przy stole wigilijnym.
  • Ojej, ale zgasło w kominku – zauważyła babcia. Tata Arturka podszedł szybko nieco zawstydzony.
  • Dziwne, przecież rozpaliłem – mówił do siebie pod nosem. Tym razem dołożył dużo starych gazet i znów podpalił zapałkę. Papiery zajęły się od razu i już po chwili w kominku palił się piękny ogień, dopełniając świąteczny nastrój.

    Nikt nawet nie zauważył, że na miejscu, oba pieski leżały z bardzo skwaszonymi minkami. Rodzina najpierw odmówiła modlitwę, a potem wszyscy zasiedli za stołem i zajęli się jedzeniem.
  • Może ugasimy ogień wodą kapitanie – zaproponowała India.
  • Ale jak my się do niej dostaniemy – zastanawiała się Milka.
  • Ja mam przecież jeszcze wodę w swojej miseczce – wpadła na pomysł India. Oba pieski zerwały się na nogi i zaczęły realizować swój przebiegły plan. Doniosły właśnie miseczkę pełną wody, trzymając ją swoimi pyszczkami i chlusnęły nią prosto do kominka. Rozległ się głośny syk gaszonego ognia. Wszyscy odwrócili głowy w tamtą stronę i ujrzeli bardzo brudne pieski, owinięte kawałkami szmaty od podłogi i trzymające w pyszczkach pustą już oczywiście miseczkę na wodę. W tym momencie weszła do domu Pyza i jej zaskoczenie też było wielkie. Na szczęście ogień się znowu rozpalił, a Pyza szybko zabrała piratów, rozrabiaków na miejsce, więc nikt nie zastanawiał się nad tym co się stało.
  • Co to za głupie zabawy – warczała Pyza. - Nawet w Święta nie można was na chwilę zostawić. Jak wy wyglądacie? - szara psina nie mogła się uspokoić. W końcu zapadła cisza i tylko z bardzo zdenerwowaną miną Pyza patrzyła na dwie winowajczynie.
  • Przecież my jesteśmy piratami, którzy ratowali Święta – odezwała się cichutko India. Chciałyśmy tylko, żeby Mikołaj nie poparzył się jak wpadnie do komina. Pyza spojrzała z politowaniem na leżące obok niej dwa brudne pieski.
  • Nie martwcie się, Mikołaj wie, że w kominkach o tej porze roku pali się ogień i ma swoje sposoby, żeby się nie poparzyć. Zobaczcie, w tym czasie jak my rozmawiałyśmy, on już zdążył podrzucić prezenty pod choinkę.

    Zdziwione pieski podniosły łebki i zobaczyły pod choinką pełno prezentów. Zaraz potem dojrzeli je też chłopcy i krzycząc z radości pobiegli je oglądać.
  • No piraci mam dla was jeszcze jedno, odpowiedzialne zadanie – powiedziała uśmiechając się Pyza.
  • Zrobimy wszystko – odparły psiaki.
  • Musicie się dokładnie wymyć bo inaczej nie dostaniecie prezentów – zaśmiała się i pobiegła do chłopców.
  • Hej, panie Swądku, ja jestem kapitanem i rozkazuję ci mnie wylizać – zarządziła Milka i podsunęła swoją wielką łapę małej koleżance.
  • No nie w takim tempie, to dostaniemy prezenty chyba w nowym roku – stwierdziła jednak po chwili widząc jak malutki języczek Indii zlizuje z niej resztki sadzy. - Chyba kapitan Hak wyliże się sam – wzdychnęła i wysunęła swój wielki jęzor.
W kominku cichutko strzelało palące się drewno.