Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 września 2012

Wizyta na farmie

Był piękny poranek. Milka i Pyza właśnie skończyły jeść śniadanie i pobiegły przywitać się ze wszystkimi znajomymi. Potem jak zwykle usiadły przy siatce ogrodzeniowej pod tujami i obserwowały co dzieje się na małej osiedlowej uliczce. Gdy przechodził obok jakiś pies, musiały mu powiedzieć, że to one tu pilnują, więc co chwilę było słychać ich szczekanie. Obserwowały ulicę na zmianę. Teraz była kolej Milki, a Pyza poszła powygrzewać się na słoneczku. Nie zdążyła jednak nawet zmrużyć oczu, gdy usłyszała groźne warczenie swojej siostry.
 - Pyza! – wołała zdenerwowana Milka – chodź tu szybko, bo po ulicy chodzi pies olbrzym. Jest brązowy, ma wielki łeb i jest wyższy nawet od niektórych samochodów. Do łap ma coś przyczepione, bo tak dziwnie stuka. Chyba czegoś szuka, bo ciągle się rozgląda i ma zatroskaną minę – ciągle mówiła Milka i odsuwała się od siatki.
Pyza podbiegła zaciekawiona.
 - To chyba nie pies – powiedziała . Jeszcze nie widziałam takiego zwierzęcia.Wydaje jakiś dziwny głos, jakby się śmiało, ale na pewno nie szczeka. Może się przywitam – dodała i podbiegła do ogrodzenia.
 - Witaj! Ja jestem Pyza , a tam dalej to moja siostra Milka. Jesteśmy psami babci Doty. A ty kim jesteś? - odezwała się grzecznie.
 - Ja jestem Kary i jestem koniem. Przyjechałem z gospodarzem z pobliskiej farmy. Gospodarz mnie odczepił od wozu, żebym trochę odpoczął. Poszedłem pooglądać okolicę i chyba się zgubiłem – odparł .
 - Może ci jakoś pomożemy – zaproponowała Pyza. - Możemy zapytać inne psy, czy nie widziały gdzieś wozu i twojego gospodarza. Po chwili rozszczekały się wszystki psy z okolicy, aż w końcu Pyza znów odezwała się do konika.
 - Już wiem. Nasz kolega Reks, mówi, że to do nich przyjechaliście. To bardzo blisko. Zaraz cię zaprowadzimy – powiedziała Pyza i razem z Milką wybiegła na ulicę. Parę przecznic dalej stał już rozładowany wóz, a jego właściciel rozglądał się za swoim koniem.
 - Bardzo wam dziękuję – ucieszył się Kary – Może pojedziecie z nami na farmę – dodał.
Gospodarz szybko znów zaprzągł konika i kazał mu ruszać. Milka i Pyza pobiegły za nimi.
 - Nigdy jeszcze nie byłyśmy na farmie – stwierdziła Milka, gdy konik dojechał na miejsce i się zatrzymał. Gospodarz uwolnił konia i poszedł do domu. Pieski rozglądały się z zaciekawieniem.
 - Tu są świnki – pokazał im Kary. One mieszkają w chlewie. Ten domek to kurnik – oprowadzał ich dalej. - W nim mieszka nasz kogut i cztery kurki.
Nowi znajomi witali się z nimi i pokazywali jak mieszkają. Wszyscy byli dla nich bardzo mili. Nagle Milka znalazła coś w trawie
 - O! Patrz Pyza, mają piłkę. Może sobie porzucamy – krzyknęła i już miała popchnąć znalezioną zabawkę noskiem, gdy usłyszała głos kury.
 - Nie rób tego! – wołała przerażona kurka.
 - Czemu? – zdziwiła się Milka, ale groźna mina stojącego obok koguta trochę ją wystraszyła, więc się odsunęła.
 - To jest jajko, a nie żadna piłka – odrzekła wciąż zdenerwowana kurka – z tego wylęgnie się mały kurczaczek.
Na szczęście nic się nie stało. Pieski przeprosiły wszystkich i podziękowały za miłą wycieczkę. Potem pożegnały swoich nowych znajomych i wróciły do domu. Tam Pyza położyła się na trawie i odpoczywała. Milka niepewnie przyglądała się swojej piłce.
 - Czy z niej też wylęgnie się kurczak? - zastanawiała się na głos.
 - Oczywiście, że nie – zaśmiała się Pyza. To tylko piłka i na pewno nic się z niej nie wylęgnie – dodała ziewając.

piątek, 28 września 2012

Zabawa w pociąg

Kombajn Henio pojechał ze swoim kolegą, kombajnem Bizonem na pobliską budowę. Mieli tam swoich przyjaciół, dźwig, spychacz i taczkę. Tym razem postanowili pobawić się w pociąg.
- Ja jestem największy, więc zostanę lokomotywą – powiedział dźwig i ustawił się pierwszy. Do niego podoczepiały się wagoniki. Pierwszy wagon to kombajn Henio, drugi spychacz, za nim kombajn Bizon, a na końcu doczepiła się do nich taczka. Betoniarka, nie mogła przyłączyć się tym razem do zabawy, bo właśnie robiła beton. Stanęła więc na brzegu udając zawiadowcę stacji.
- Odjazd! – krzyknęła. Dźwig wydał z siebie dźwięk podobny do gwizdu i ruszył do przodu. Za nim powoli potoczyły się wszystkie wagoniki. Pociąg rozpędzał się coraz bardziej. Wszystkie maszyny warczały już bardzo głośno, bo ich silniki pracowały na pełnych obrotach. Zabawa była wspaniała. Pociąg jeździł po całej budowie, zataczając kółka między wybudowanymi już murami. Betoniarka skończyła kręcić beton i wylała go do stojącego obok specjalnego naczynia.
- Ja też chcę do was dołączyć! – krzyknęła i zaczęła ich gonić.
-  Zwolnijcie! – zawołała taczka – ja mam tylko jedno kółko i nie mogę nadążyć za wami – dodała swoim cienkim głosem. Hałas, który robiły silniki był jednak tak wielki, że nikt jej nie usłyszał. Dźwig znów zrobił ostry zakręt i wszystkie podoczepiane maszyny skręciły razem z nim. Taczka nie wyrobiła zakrętu i oderwała się od nich. Była tak rozpędzona, że potoczyła się do przodu i wpadła wprost do naczynia z betonem.
 - Pomóżcie mi – zawołała – ale nikt jej nie usłyszał. Pociąg nadal pędził bardzo szybko. Zabawa trwała jeszcze dość długo, aż maszyny w końcu się zmęczyły. Dźwig zaczął zwalniać i  zatrzymał się całkowicie.
 - Świetnie się bawiliśmy – powiedział kombajn Henio.
 - A gdzie jest taczka? – zdziwił się dźwig i zaczął obracać swoje ramię to w prawo, to w lewo, przeszukując plac budowy.
 - O nie! – krzyknął – Taczka wpadła do betonu i nie może się ruszać. Wszystkie maszyny pojechały zobaczyć co się stało. Taczka leżała do połowy zanurzona w betonie, który już zrobił się twardy jak kamień.
 - Nie martw się , zaraz ci pomożemy – powiedział kombajn Bizon.
 - Tylko jak? – zmartwiła się betoniarka. Beton jak stwardnieje jest prawie nie do rozbicia.
 - Mogę przyczepić sobie duży ciężar i zrzucić go na taczkę – wymyślił dźwig . Widziałem kiedyś jak mój dziadek burzył w ten sposób mury. - dodał dumnie.
 - Nawet o tym nie myśl – odezwał się zdenerwowany spychacz. Przecież zrobisz w ten sposób taczce krzywdę. Pozostałe maszyny też mu przytaknęły.
 - To musimy zawołać narzędzia z garażu, może znowu nam pomogą – powiedziała betoniarka i poszła poprosić narzędzia. Przyszedł młotek, dwa śrubokręty, klucz francuski i miarka.
 - Co znowu nabroiliście? - zapytał młotek i obejrzał dokładnie co się stało.
 - Tutaj to tylko ja mogę wam pomóc – dodał i wziął się do pracy. Skakał zwinnie na swojej jednej nodze dookoła taczki, co chwilę mocno pukając w beton. Uważał bardzo żeby nie uderzyć taczki.  Ona jednak i tak bardzo się bała i na pewno by się trzęsła ze strachu, ale nadal nie mogła się ruszać. Nagle na betonie powstały pierwsze pęknięcia i młotek jeszcze bardziej przyspieszył. Po chwili zaczęły odkruszać się pierwsze kawałki. Młotek pracował tak jeszcze przez godzinę, aż wreszcie uwolnił całą taczkę.

 - Bardzo ci dziękuję – odparła zadowolona. Może następnym razem też się z nami pobawicie, a ja na pewno będę bardziej uważała – obiecała taczka zerkając z uśmiechem na narzędzia. Młotek, choć  bardzo zmęczony, też się do niej uśmiechnął.

środa, 26 września 2012

Krasnoludek


Kończyło się lato. W ogrodzie babci Doty panował ruch, bo wszystkie stworzenia robiły zapasy na zimę. Pieski też były bardzo zajęte, bo co rusz wybuchała jakaś sprzeczka i musiały godzić zwaśnione strony. A to mrówki pokłóciły się ze ślimakiem o listek sałaty, albo pszczółka z motylkiem, kto pierwszy zauważył kwiatek chryzantemy, czy wróbelek ze szpakiem o ziarnka słonecznika. W końcu Pyza zmęczona położyła się na trawie, żeby trochę odpocząć.Milka, jak zwykle pełna energii, biegała wkoło oglądając wszystko z zainteresowaniem. Gdy dobiegła w okolicę drzewa czereśni, stanęła i zaczęła coś obwąchiwać. Na trawie wyrosło coś białego.
 - Co to może być? – zastanawiała się .
Po chwili podleciała do niej biedronka i podeszła myszka, która właśnie w tej okolicy szukała zapasów.
 - To chyba wygląda jak parasol – stwierdziła biedronka.
 - A co to jest parasol? - spytała Milka.
 - To takie coś , co noszą ludzie, żeby osłonić się od deszczu. - odparła biedronka, bardzo dumna z siebie. - Jak latam poza ogrodem widuję nieraz takie parasole, tylko że są znacznie większe. Może ten to zabawka - dodała zamyślona
 - Nie, to na pewno nie parasol – odezwała się myszka, przecież to rośnie.
Wszystkie trzy znów obeszły ową rzecz dookoła, oglądając dokładnie ze wszystkich stron. Gdy tak debatowały nad tym, co to może być, doskoczył do nich konik polny.
 - Ja chyba wiem, co to jest. To jest domek krasnoludka.
 - A cóż to takiego krasnoludek? – zdziwiła się Milka.
 - To taki maleńki ludzik, który mieszka pod grzybkami, a to mi wygląda właśnie jak grzybek.
 - O ile wiem, to grzyby rosną w lesie – stwierdziła Milka nie dowierzając konikowi. - Byłam już w lesie z Pyzą i mi je pokazywała.
Pyza, słysząc swoje imię, wstała i rozejrzała się dokoła.
 - Co to za zgromadzenie? - spytała zaciekawiona i podeszła do nich.
 - Znalazłam coś takiego białego, co rośnie w trawie – wytłumaczyła jej Milka – i nie wiemy co to jest. Biedronka mówi, że to parasol, a konik polny upiera się, że to domek krasnoludka.
 - To jest grzybek.- poinformowała ich Pyza. Nazywa się pieczarka i rośnie też w trawie.
 - Widzicie, mówiłem, że to domek krasnoludka – krzyknął uradowany konik polny.
Wszyscy spojrzeli z wyczekiwaniem na Pyzę.
 - Chyba nasłuchałeś się bajek – rzekła do konika – czy ktoś z was widział kiedyś krasnoludka?
 - Ja na pewno mam rację – upierał się konik polny.
Pyza kiwnęła ze zrezygnowaniem głową i już miała odchodzić, gdy nagle grzybek się zachwiał.
 - To ten krasnoludek! -powiedziała Milka i odsunęła się przerażona. Po chwili pieczarka znów się poruszyła i teraz już wszystkie stworzonka odsunęły się ze strachem. Nawet Pyza cofnęła się ze zdziwieniem . Na trawniku pojawił się kopczyk ziemi, a na jego szczycie wciąż poruszał się grzybek. Nagle tuż obok niego pojawił się krecik.
 - Witam wszystkich – skinął główką i zauważywszy ich przerażone minki dodał.- chyba was nie przestraszyłem?
 - Może trochę – stwierdziła Pyza i wybuchnęła śmiechem.- Oto wasz krasnoludek – odparła nadal się śmiejąc.Teraz już wszyscy jej zawtórowali. Tylko krecik nie wiedział zupełnie co ich tak rozbawiło, pokiwał z oburzeniem głową i schował się z powrotem pod ziemię.
- Będziemy musieli mu kiedyś wytłumaczyć - powiedziała Milka nadal śmiejąc się wesoło.

wtorek, 25 września 2012

Mrówki

Franek i Felek to dwie małe mrówki. Nie są to jednak takie zwykłe mrówki. Bardzo różnią się od całej swojej rodziny. Ich rodzice, siostry, bracia, wujkowie i ciotki słyną z pracowitości i poczucia obowiązku. Franek i Felek to ich całkowite przeciwieństwo. Tylko psoty i zabawa im w głowie. Jak coś się dzieje w mrowisku, to wiadomo, że dwaj nieznośni bracia maczali w tym palce. Tym razem, zamiast ze wszystkimi zbierać zapasy na zimę, postanowili przyjrzeć się psom biegającym po ogrodzie. Wiedzieli oczywiście, że jest to bardzo niebezpieczne, ale przecież nikogo nie słuchali.
 - Może podejdziemy do tych misek, w których jest ich jedzenie – powiedział Felek.
 - Tak, to dobry pomysł – odparł Franek i już wspinał się po misce. Po chwili obaj byli już na szczycie miski pełnej psiej karmy. Żadna mrówka nigdy nie odważyła się tu podejść, więc byli bardzo dumni z siebie. Nawet nie zauważyli jak do miski podszedł duży, biały pies. Milka, bo to na jej miskę wdrapali się nasi bohaterowie, wcale nie zauważyła małych mrówek.
 - Uważaj – krzyknął do brata Felek.
 Niestety mordka Milki była tak blisko, że Felkowi nie pozostało nic innego jak złapać się sierści na jej pysku. Franek nie chciał być gorszy od brata i też przyczepił się do białych włosów pieska.
 - Hura – krzyknął jeden z nich – może wdrapiemy się na tą czarną część z dwoma dziurkami.
 - Świetnie – poparł go drugi i już wchodzili Milce do nosa.
Po posiłku pieski postanowiły napić się wody z oczka. Gdy właśnie podeszły do niego, Milka poczuła, że ma coś w nosie i kichnęła. Pęd wyrzucił mrówki w powietrze. Chwile leciały przerażone, aż wylądowały w wodzie.
 - Ratunku! Ja nie umiem pływać.- krzyknął Felek.
 - Ja też nie -zawtórował mu brat.
Pyza, która miała świetny słuch, usłyszała krzyki tonących mrówek i wrzuciła do wody źdźbło trawy.
 - Chwyćcie się tego – zawołała.
Ponieważ trawka upadła akurat przy Felku, ten szybko się na nią wdrapał.
 - Podaj mi rękę – zawołał do brata.
Na szczęście Frankowi udało się podać mu rękę i też w końcu znalazł się na trawce. Nie był to jednak jeszcze koniec ich problemów. Nagle zawiał wiatr i trawka z pasażerami wypłynęła na środek oczka.
 - Jak wskoczymy na ratunek do wody, to zrobimy falę i źdźbło zatonie, a mrówki razem z nim – stwierdziła Pyza.
 - Może podmuchamy z drugiej strony, to trawka dopłynie do brzegu – wymyśliła Milka. Pieski ustawiły się na drugim brzegu oczka i dmuchały. Trawka pomału zaczęła zbliżać się do brzegu. Dwaj mali pasażerowie już nie byli tak zadowoleni ze swojego wyczynu. Obaj trzęśli się z zimna i ściekała z nich woda. W końcu udało się wydobyć ich na brzeg. Czekała tam na nich cała rodzina, która musiała przerwać pracę i przybiegła im na ratunek. Tata i mama mieli bardzo groźne miny.
 - Znów narobiliście nam kłopotów – powiedzieli.
 - Marsz do łóżek – dodała babcia – Jutro czeka was pracowity dzień.
 - Przecież jutro niedziela – stwierdził z zadowoleniem Felek
 - To dzień odpoczynku – dodał uśmiechając się jego brat.
 - My będziemy odpoczywać, owszem – powiedział tato – ale wy musicie jutro odpracować dzień dzisiejszy. - dodał i znów zrobił groźną minę. Chłopcom już nie było tak wesoło. Wiedzieli, że zasłużyli na tą karę. Spuścili główki i podreptali grzecznie do mrowiska .

niedziela, 23 września 2012

Gąsienica Gabi


Wiosna to wspaniała pora roku. W ogrodzie babci Doty kwitną wtedy piękne kwiaty i wszystko się zieleni. Na grządce kwiatowej najczęściej bywają pszczółki, osy, biedronki, nieraz można spotkać ślimaka, a i konik polny też tam zagląda. Młodsze zwierzątka bawią się ze sobą, starsze pracują. Wszędzie słychać gwar ich rozmów. Między gałązkami krzewu bzu rozkładał właśnie swoją pajęczynę pajączek. Pracował od rana i już był trochę zmęczony. Przysiadł na chwilę na zielonym listku, gdy nagle coś tam się poruszyło.
 - Cześć – powiedział pajączek – trochę mnie przestraszyłaś, kim ty jesteś.
 - Ja jestem gąsienica Gabi – odezwało się do niego dziwne stworzonko. Było zielone i całe włochate. Na przodzie miało dwoje małych oczek i nie można było odróżnić gdzie kończy się głowa, a gdzie zaczyna się tułów.
 - Ja jestem pajączek Pacek. Jesteś podobna do listka i wcale cię nie zauważyłem.
Gąsieniczka cały czas przeżuwała listek, więc się nic nie odezwała tylko kiwnęła główką.Po chwili podleciała do nich osa. Pajączek nie przepadał za jej towarzystwem, bo ciągle mu dokuczała, przypominając, że pająki nie mogą fruwać. Sama przechwalała się, że jest piękna i świetnie lata.
 - O tu jesteś – stwierdziła osa patrząc na pajączka – widziałeś jak wysoko fruwałam.
 - Tak, widziałem pięknie fruwasz – pochwalił ją Pacek. Zawsze marzył, żeby choć raz polatać tak jak ona, ale wiedział, że to nie możliwe i zrobiło mu się smutno.
 - A cóż to za straszydło! – krzyknęła osa, która właśnie zauważyła, że nie są sami na listku bzu.
 - Jestem Gabi – grzecznie przedstawiła się gąsieniczka.
 - Fuj, bzyk, bzyk – zabzyczała osa i wykrzywiła swój osi pyszczek – Jesteś po prostu obrzydliwa. Umiesz chociaż latać? – spytała wyniośle osa.
 - Nie – odparła Gabi, podreptała na drugi listek i zaczęła go obgryzać
 - Jak możesz być dla niej taka niemiła – oburzył się pajączek patrząc na osę – przecież sprawiłaś jej przykrość – dodał.
Osa jednak wcale się nie przejęła jego słowami, tylko poleciała dalej. Pajączek pokiwał głową i wrócił do swojej pajęczyny. Po chwili nad krzewem pojawiła się znowu osa, ale tym razem nie była sama. Przyleciały z nią dwie przyjaciółki.
 - Rzeczywiście, miałaś rację – powiedziała bzycząc jedna z nich - to stworzenie jest okropne.
 - Tak, jest grube, a ciągle coś pożera – zawtórowała jej druga osa.
Polatały jeszcze w kółko śmiejąc się i popisując swym lataniem.
 - Uciekajcie stąd! – nie wytrzymał pajączek. - Przecież ona nic wam nie zrobiła. - dodał ze zdziwieniem.
 - On też nie umie fruwać i nie jest piękny . Pasują do siebie – od bzyknęła jedna z os i znów wszystkie wybuchnęły śmiechem. Potem zrobiły jeszcze parę fikołków w powietrzu i odleciały.
 - Nie przejmuj się – pocieszał gąsieniczkę pajączek – jak chcesz możemy zostać przyjaciółmi.
Gabi tylko kiwnęła znów łebkiem i dalej zajadała listek. Pajączek dokończył swoją pajęczynę i szykował się do snu, bo nadchodziła noc. Spojrzał jeszcze tylko na swoją nową przyjaciółkę. Ta nadal gryzła listek, tylko w jej małych oczkach było widać smutek.
Następnego dnia rano, gdy pajączek się obudził, ujżał na swojej pajęczynie kropelki rosy, w których słoneczko odbijało się tworząc mnóstwo małych tęcz. Już miał zawołać gąsienniczkę, żeby pokazać jej ten piękny widok, ale na rzadnym listku jej nie było.
 - Chyba sobie gdzieś odeszła – pomyślał zasmucony. Nawet widok lśniącej pajęczyny przestał go bawić. Przysiadł na listku i zaczął rozmyślać. Siedział tak jakąś chwilę, gdy zauważył, że z drugiego listka ktoś mu się przygląda. To stworzenie było piękne. Miało dwa wspaniałe skrzydła mieniące się kolorami tęczy jak krople rosy na jego pajęczynie, a na pięknej kształtnej główce osadzone były dwa małe znajome skąś oczka. Stworzonko uśmiechało się do niego tajemniczo.
 - Kim jesteś? – zapytał onieśmielony jego urodą
 - Jestem Gabi – odezwał się znajomy głos, ale dobiegał od pięknego nieznajomego.
 - To nie możliwe – odparł zdziwiony Pacek – znam przecież moją przyjaciółkę. Nie jest do ciebie podobna.
 - To ja pajączku, tylko jestem teraz motylkiem – zaśmiała się Gabi. Nadal jestem tą samą, twoją przyjaciółką, tylko my gąsieniczki tak mamy, że jak stajemy się dorosłe to zamieniamy się w motylki. Zawsze byłeś dla mnie bardzo miły – dodał motylek – więc chcę ci to teraz wynagrodzić. Wskocz na mnie i złap się dobrze moich skrzydełek.
 - Tak – krzyknął uradowany pająk i wskrobał się na motylka.
Gabi rozwinęła swoje piękne skrzydła i poszybowali aż pod chmurki.
 - Spełniły się moje marzenia – krzyczał radośnie pajączek.
 - Zasłużyłeś na to, bo zawsze byłeś dla mnie wspaniałym przyjacielem i okazałeś mi tyle serca –- odkrzyknął motylek i poszybowali dalej.

czwartek, 20 września 2012

Rycerze

Kombajn Henio pracował ciężko na polu we wszystkie dni tygodnia z wyjątkiem niedzieli. Był to dzień odpoczynku i kombajn często wtedy odwiedzał swoich znajomych na pobliskiej budowie.
Tym razem wybierał się tam ze swoją koleżanką, kosiarką Kasią. Kasia bardzo się cieszyła na tą wizytę, bo nigdy jeszcze nie widziała innych maszyn. Gdy dotarli na budowę panowała tam cisza. Nikt nie pracował. Najważniejszy był tam dźwig Alojzy. Był bardzo wysoki i potrafił udźwignąć wielkie ciężary. Był tam też spychacz, na którego mówili Pysiek i taczka Justynka. Wszyscy bardzo się ucieszyli z odwiedzin .
 - To co będziemy dzisiaj robić? – zapytał Pysiek.
 - Może pobawmy się w rycerzy – zaproponował kombajn.
 - To ja będę waszym królem – powiedział dźwig i zajął miejsce pośrodku placu budowy.
 - A ty Pysiek i Henio będziecie rycerzami, którzy walczą o dwie królewny, Kasię i Justynkę – szybko zdecydował.
Kosiarka i taczka bardzo się ucieszyły, że będą królewnami i zajęły miejsca po obu stronach króla.
Henio i Pysiek stanęli naprzeciwko siebie i groźnie zawarczeli silnikami. Potem każdy właczył bieg i ruszyli na siebie. Na szczęście spychacz był bardzo zwrotny i w ostatniej chwili skręcił, bo na pewno by się zderzyli.
 - Ale fajna zabawa – krzyknęła uradowana kosiarka – Jeszcze nikt o mnie nie walczył – dodała
Kombajn i spychacz znowu ustawili się po obu stronach placu i wyglądali bardzo groźnie. Dźwig Alojzy chyba zasnął, bo nic się nie odzywał i tylko lekko kołysało się jego długie ramię. Dwaj rycerze znowu ruszyli do boju.
 - Dalej Pysiek! – zawołała Justynka.
Szczęśliwy Pysiek odwrócił się na moment, żeby uśmiechnąć się do niej i niestety nie zdążył skręcić. Tym razem maszyny zderzyły się ze sobą. Rozległ się straszny huk i poleciały iskry. Taczka Justynka aż przewróciła się do góry kółkiem, a kosiarka cichutko zapłakała. Hałas obudził też Alojzego, który szybko podjechał sprawdzić kto jakie poniósł szkody. Okazało się, że spychacz i kombajn są w bardzo złym stanie. Przednia część Henia, ta która się obraca i ścina zboże, jest pogięta i wplątana w łychę spychacza. Obaj mają powybijane okna i urwane kółka.
 - Co my teraz zrobimy? – zapytał łamiącym głosem Henio – przecież ja jutro muszę jechać do pracy – dodał zmartwiony. Spychacz Pysiek nic się nie odzywał, ale też miał smutną minkę.
 - Dźwigu, może uda ci się ich rozdzielić? – poprosiła kosiarka
 - Spróbuję – odparł dźwig i zaczął ciągnąc spychacz.
Znowu rozległ się straszny hałas, ale maszyny nadal były połączone.
- Musicie chyba przytrzymać Henia, a ja pociągnę jeszcze raz – nakazał niedawnym królewnom Alojzy. Tym razem udało się rozłączyć Henia i Pyśka, ale stan ich był opłakany.
 - Bez pomocy narzędzi chyba się nie obejdzie – powiedział Alojzy i pojechał do garażu. Gdy wrócił towarzyszyły mu dwa śrubokręty, młotek, piła, klucz francuski i miarka. Narzędzia szybko wzięły się do roboty. Było słychać stukanie, wiercenie i przykręcanie. Po jakimś czasie oba pojazdy wyglądały jak nowe. Kosiarka Kasia i taczka Justynka dziękowały narzędziom i nie mogły się nadziwić, że takie małe tak świetnie sobie poradziły z wielkimi maszynami.
 - To wy jesteście naszymi rycerzami – powiedziała kosiarka dziękując każdemu z osobna.
Zawstydzony Henio i Pysiek stali obok i nic się nie odzywali, bo wiedzieli, że ich koleżanki mają rację.To jednak nie była fajna zabawa.

środa, 19 września 2012

Stary wiatrak

Na wzgórzu za miastem stał piękny, stary wiatrak. Był cały z drewna, a jego długie ramiona sięgały prawie do ziemi. Kiedyś był wykorzystywany jako młyn do mielenia mąki, ale teraz mieszkały w nim tylko myszy. Rodzina ich była dość spora. Mieszkał tam mysi dziadek i mysia babcia, mysi tata i mysia mama, oraz czwórka ich dzieci. Była to dziewczynka imieniem Pysia i jej bracia Tim, Tom i Tuk. Dzieci często wchodziły na ramiona starego wiatraka i kręciły się na nim jak na karuzeli. Myszki na ogół wiodły spokojny żywot, tylko zima dawała im się we znaki.
Wiatrak niestety trząsł się coraz bardziej ze starości i miał wiele dziur.Rodzina myszek z lękiem myślała jak wytrzyma kolejną zimę. Któregoś poranka mysi tata wychodził właśnie, by zobaczyć jaka jest pogoda . 
 - Chodźcie tu wszyscy! – zawołał wyglądając na dwór przez dziurę w desce.
 - Co się stało? – zainteresował się mysi dziadek, a wraz z nim podbiegli do taty już wszyscy pozostali.
 - Nie uwierzycie, ale chyba nasz wiatrak urwał się od podłoża i teraz lecimy w powietrzu – stwierdził tata bardzo zdenerwowany.
 - Tim, Tom i Tuk podbiegli do drugiej dziury i prawie wypadli, tak się pchali, by wyjrzeć przez nią. Dobrze, że tata zdążył ich złapać.
 - Uważajcie – krzyknął – jesteśmy bardzo wysoko.
Pysia wtuliła się w mamę i zerkała z przerażeniem na braci i na tatę. Tylko babcia zabrała się do szykowania śniadania.
 - Dobrze, że mamy duże zapasy ziarna – powiedziała nakładając każdemu do miseczki.
 - Najpierw coś zjedzmy, a potem pomyślimy co dalej. Z pełnymi brzuszkami lepiej się myśli – stwierdziła.
Wszyscy zasiedli do jedzenia. Nikt się nie odzywał i tylko było słychać wiatr i skrzypienie ramion wiatraka. W końcu odezwał się dziadek.
 - Musimy coś postanowić. Może wymyślimy jak się uratować. Niech każdy powie jaki ma pomysł.
 - Może chwycimy się za ogonki i dosięgniemy do ziemi – zaproponował Tuk.
 - A może zrobimy z czegoś spadochron i wyskoczymy – wymyślił Tom.
 - Możemy też dalej lecieć i zwiedzić cały świat – rozmarzył się Tim.
 - Mamo, ja się boję – szepnęła Pysia i wdrapała się mamie na grzbiet.
 - Wasze pomysły są dobre, ale bardzo niebezpieczne i chyba z nich nie skorzystamy.- odezwał się dziadek.
Babcia sprzątała po jedzeniu, myła miseczki i odkładała je na miejsce.
 - Możemy wykorzystać tą linę, która leży w kącie. Przyczepimy do niej hak i wyrzucimy na zewnątrz, żeby posłużyła nam za kotwicę – powiedziała odkładając ostatnią miseczkę.
  - Wspaniały pomysł babciu. Tak zrobimy – podjął decyzję dziadek.
Wszyscy wzięli się do pracy. Chłopcy przynieśli linę, a tata z dziadkiem przyczepili hak. Potem razem złapali ją i wyrzucili przez dziurę w desce.
 - Chwyćcie się mocno czegoś, bo może ostro szarpnąć – zawołał tata.
Myszki złapały się za ręce i czekały z niepokojem co się stanie. Nagle kotwica zahaczyła o coś wystającego, mocno szarpnęło i wiatrak zatrzymał się w powietrzu. Chłopcy podbiegli do dziury.
 - Mamo! Jakie to wspaniałe miejsce! – krzyknęli i zaczęli schodzić po linie. Za nimi zeszła reszta rodziny. Okazało się, że wylądowali na dużej, zielonej polanie, w krainie, gdzie nie było zimy, tylko świeciło słoneczko.
 - Jak tu pięknie – odezwała się zachwycona mama. Chętnie zostanę tu na zawsze – dodała.
 - Mnie też się tu podoba – stwierdziła Pysia.
 - Widzicie, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - powiedziała babcia i znów zaczęła wyjmować miseczki, bo była już pora obiadu.

niedziela, 16 września 2012

Przygoda w lesie

Zaczęła się jesień. Dni były coraz krótsze i częściej padało. Tego dnia była jednak piękna pogoda.
Milka i Pyza, pieski babci Doty, wylegiwały się na słoneczku.
 - Nudzi mi się – powiedziała Milka – Może się wybierzemy na wycieczkę – dodała.
 - To świetna myśl – Pyza poderwała się na nogi – Wybierzemy się do lasu. 
 - A co można robić w lesie? – spytała Milka i też się podniosła.
  - Nauczę cię szukać grzybów. Zobaczysz to bardzo proste dla psa, bo mamy świetny węch.
Milce bardzo spodobała się ta propozycja, więc już stanęła przy bramie i niecierpliwie stąpała z nogi na nogę. Pyza obeszła jeszcze raz cały ogród i upewniwszy się, że wszystko w porządku dołączyła do siostry. Biegły razem wesoło podskakując i machając ogonkami. Milki ogon był duży, biały i co chwilę trafiała nim w Pyzę. Jej to jednak nie przeszkadzało, bo sama miała malutki szary ogonek i nawet chwilami myślała, że fajnie mieć taki ogon jak Milka. Wkrótce znalazły się w lesie.
 -Ależ tu dużo drzew – zdziwiła się Milka.
 -Przecież to las głuptasku – odparła Pyza i już zaczęła wąchać pod jednym z drzew. W końcu zawołała zadowolona.- Mam grzyba, chodź powąchaj, żebyś wiedziała czego szukać.
Milka podbiegła i powąchała, a potem sama spróbowała coś znaleźć. Szybko ją jednak to zajęcie znudziło i biegała wokół Pyzy oglądając wszystko z zaciekawieniem. Nagle stanęła, bo coś bardzo ją zainteresowało.
 -Ojej znalazłam szczotkę do włosów, taką jak ma babcia Dota. - zawołała. Pyza była jednak zajęta szukaniem grzybów i nie zwróciła na nią uwagi.
 -Jak ja mam ją podnieść – zastanawiała się Milka, dotykając ją to jedną to drugą łapą.
Nagle szczotka wysunęła cztery nóżki i poszła przed siebie.
 - To chyba zaczarowana szczotka – pomyślała Milka i pobiegła za nią.
Szczotka biegła tupiąc głośno, aż zatrzymała się przed starym drzewem.
 - Mamo, mamo – zawołała - goni mnie jakieś straszne, duże, białe zwierzę.
Spod drzewa wyszły jeszcze dwa podobne stworzenia.
 - To ty nie jesteś zaczarowaną szczotką do włosów – spytała zdezorientowana Milka.
  - Ależ oczywiście, że nie – odpowiedziało jedno z dwóch stworzonek, które teraz przyglądały się Milce z zaciekawieniem. – My jesteśmy jeżami. Ja jestem tata Jeż, a to mama Jeżowa , a ta mała, którą pani goniła to moja córeczka Jeżynka.
 - Witamy państwa - powiedziała Pyza, która przybiegła sprawdzić czemu tak długo nie ma jej siostry.
 - Mam nadzieję, że Milka nic nie nabroiła. - dodała.
 - Nie, ale wystraszyła moją córkę – odpowiedziała jej mama Jeżowa.
 - Ja tylko myślałam, że to zaczarowana szczotka, która umie się poruszać – wybąkała zmieszana Milka
Mały jeżyk zaśmiał się cichutko.
 -No wiesz, przecież ty jesteś taka duża, że powinnaś wiedzieć jak wyglądają jeże – dodał z uśmiechem.
Pyza wyjaśniła rodzinie jeżów, że mieszkają w ogrodzie u babci Doty i Milka nie miała okazji jeszcze zobaczyć jeża. Potem przeprosiły jeszcze raz za kłopot, pożegnały się z całą ich rodziną i wyruszyły w drogę powrotną.
- Ciekawe czy szczotka babci Doty to też jeż – zamyśliła się Milka znów wygrzewając się na trawce w ogrodzie.

piątek, 14 września 2012

Zaczarowany gwizdek

W ogródku babci Doty mieszkało dużo zwierzątek. Wszystkie żyły sobie spokojnie i szczęśliwie. Pewnego dnia coś się jednak zmieniło. Już od rana dzień zaczął się pechowo. Padał straszny deszcz i wiał wiatr. Milka i Pyza, dwa psy babci Doty, nie mogły biegać jak zwykle po ogródku, lecz musiały się schować do budy. Babcia rano nasypała karmę do ich misek, ale deszcz tak padał, że woda porwała miski. Te spadły ze schodka i karma się z nich wysypała. Pieski złe i przemoczone trzęsły się z zimna w budzie.
 - Co za straszny dzień – powiedziała Milka.
 - Dla mnie też nie jest szczęśliwy – odezwała się myszka, która właśnie weszła do psiej budy.
 - Mój domek jest pełen wody, łóżko mam zamoczone, a moje ulubione zabawki gdzieś popłynęły – dodała zmartwiona.
 - Ja szedłem z rodziną na listki sałaty, gdy wpadliśmy do wody i trafiliśmy w drugi koniec ogrodu –  zawołal do nich ślimak.- wiecie jak wolno chodzimy, minie chyba cały dzień nim dojdziemy do grządki z sałatą.
 - To na pewno pechowy dzień dla wszystkich – odezwał się ptaszek, który miał obok nich gniazdko.
 - Moje gniazdko oderwało się od krzaczka i spadło na ziemię. Strasznie się boję o jajeczka, które tam zostały - dodał ze smutkiem.
 - U nas wcale nie jest lepiej – pożaliły się motylki. - Nie możemy latać, bo zamokły nam skrzydełka.
 - Może ktoś zaczarował nasz ogród – powiedziała Milka.
Wszystkie zwierzątka spojrzały na nią przerażone. 
  - To jest możliwe – zastanowił się ślimak. - Przecież wszystkim się przytrafiło dzisiaj coś złego.
  - Nie wpadajcie w panikę - powiedziała Pyza. - Zaraz coś wymyślę- dodała i wybiegła z budy.
Długo jej nie było i wszyscy zaczęli się zastanawiać gdzie mogła pójść. 
 - Może szuka złego czarodzieja – stwierdziła myszka i trochę skuliła się ze strachu. Inne zwierzątka też były wystraszone.W końcu Pyza wróciła, a w łapkach trzymała zielony gwizdek. 
 - Znalazłam zaczarowany gwizdek. Jak się na nim zagwiżdże to zły czar pryska i wszystko się naprawia - powiedziała uśmiechnięta. 
 - Zobaczcie już przestaje padać.- dodała
Rzeczywiście na niebie było mniej chmurek i od czasu do czasu wyglądało słoneczko. Pyza i Milka pobiegły do domku myszki. Pyza zagwizdała, a potem pomogły myszce wylać wodę z domku i osuszyć łóżko. Jak przesuwały je na słoneczko, to znalazły się wszystkie zabawki myszki. Zabrały też ślimaki na grządkę sałaty. Motylki schwyciły się ich sierści i podczas biegu osuszyły się ich skrzydełka. Najtrudniej było z gniazdem ptaszków, ale i tu Pyza zagwizdała i wspólnymi siłami udało im się przymocować je z powrotem na krzaczku. Babcia Dota znowu nasypała karmy do misek, więc pieski mogły w końcu się najeść. Wieczorem, gdy już leżały w domu na swoim posłaniu Milka powiedziała do Pyzy.
 -Całe szczęście, że znalazłaś ten zaczarowany gwizdek, prawda?
 - To nie był zaczarowany gwizdek, tylko gwizdek Igorka. Zostawił go wczoraj na trawniku.- odparła Pyza.
 - Ale przecież jak zagwizdałaś na nim to wszystko nam się udało – powiedziała bardzo zdziwiona Milka.
 - Musiałam wam tak powiedzieć, bo wszyscy tak wierzyliście w tego wyczarowanego pecha, że nic innego by was nie przekonało. Na szczęście przestało padać i udało nam się wspólnie naprawić wszystkie szkody. A teraz śpij i niech ci się przyśni nasz zaczarowany gwizdek - zaśmiała się Pyza i polizała Milkę za uchem.

środa, 12 września 2012

Sportowy samochodzik

W wielkim garażu mieszkało dużo maszyn rolniczych. Był tam traktor, jego przyczepa, kombajn, taczka i samochód ciężarowy. Wszystkie te maszyny znały się bardzo dobrze, bo w dzień razem pracowały, pomagając swojemu gospodarzowi, a w nocy razem odpoczywały. Najstarszy z nich był traktor. Był lekko poobijany i gdzieniegdzie schodziła mu farba, ale jego silnik był jeszcze w bardzo dobrym stanie. Codziennie wraz ze swoją przyczepą woził bardzo ciężkie ładunki. Pozostałe maszyny bardzo go szanowały, bo był mądry i pracowity. Pewnego dnia, gdy jak zawsze maszyny zmęczone wróciły do garażu zastały tam piękny, mały sportowy samochodzik. Był cały czerwony, a jego karoseria aż błyszczała.
 - Cześć – powiedziały do niego.
Samochodzik jednak wcale się nie odezwał.
 - Witamy w naszym garażu – spróbował jeszcze raz traktor i zabłysnął jednym światełkiem, bo drugie miał uszkodzone.- Ja jestem traktor, a to moja przyczepa, ta szara z jednym kółkiem to taczka, a tam stoi samochód ciężarowy i kombajn – przedstawił wszystkich.
Samochodzik tylko na nich spojrzał, ale nadal się nie odzywał.
 - Może on nie umie mówić- zastanawiała się taczka.
 - A może on nas nie rozumie- dodała przyczepa.
 - Świetnie was rozumiem i umiem mówić, ale nie chcę z wami rozmawiać- odezwał się w końcu samochodzik.
 - Ja jestem śliczny, czyściutki i nowiutki i nie chcę się z wami zadawać- dodał obrażony.
Maszynom zrobiło się bardzo smutno, ale nic się już nie odezwały. Następnego dnia wstały jak zwykle wcześnie rano i wyruszyły w pole.Gdy samochodzik się obudził w garażu nie było już nikogo. Strasznie mu się nudziło więc postanowił też pojechać na pole.
 - Jestem przecież mądrzejszy od nich, bo mam nawigację i nowe opony – pomyślał- na pewno dojadę tam bez trudu.
Na dworze było trochę szaro, ale to go nie zraziło.Potem jeszcze bardziej się ściemniło, zaczął wiać straszny wiatr, a z nieba lunął deszcz. Mimo że wycieraczki autka były nowiusieńkie to i tak nie nadążały zbierać wody i widoczność była bardzo zła. Samochodzik sportowy był jednak tak pewny siebie, że nawet nie zwolnił. Nagle rozległ się straszny huk. Pośrodku drogi była wielka dziura i samochodzik wpadł do niej. Okropnie się potłukł, urwał mu się zderzak, a błoto powchodziło mu między kółka, więc nie mógł się wydostać.
 - Co ja teraz zrobię ? – pomyślał zmartwiony. Leżał tak w dole dłuższą chwilę i kiedy myślał, że już nikt mu nie pomoże nadjechały maszyny z jego garażu.
 - O jej, to samochodzik sportowy, który z nami zamieszkał – zawołała taczka.
 - Musimy go stamtąd wydostać – powiedział traktor.
 - Kombajn i ciężarówka niech staną nad dziurą i zapalą swoje światła ,bo mają najsilniejsze, a ja podstawię przyczepę i wciągnę na nią samochodzik – szybko zarządził.
Nie minęło parę minut, a już wszyscy jechali do garażu. Tam gospodarz umył biedne autko i przymocował mu zderzak, który przywiozła taczka. Wszystkie maszyny dzielnie mu pomagały.
 - Bardzo wam dziękuję - westchnął zawstydzony samochodzik- zachowałem się wczoraj wobec was bardzo nieładnie, a wy mi dzisiaj pomogliście.
  - Przepraszam was wszystkich i chciałbym zostać waszym przyjacielem – dodał
Maszyny stanęły dookoła niego w kółku i radośnie zamigały światłami na znak, że się zgadzają.
Czerwony, sportowy samochodzik też do nich zamrugał.

poniedziałek, 10 września 2012

Urodziny biedronki


Mała biedronka obudziła się rano w bardzo dobrym humorze.
 - Jutro są moje urodziny mamo, pamiętasz ? – krzyknęła.
 - Oczywiście, że pamiętam – odpowiedziała mama uśmiechając się do niej.- zaprosiłaś już gości.
 - Jeszcze nie, ale zaraz polecę ich zaprosić.
 - Tylko uważaj, bo na dworze wieje bardzo silny wiatr – przestrzegła ją mama, ale mała biedronka była już za drzwiami ich domku.
Wiatr rzeczywiście wiał bardzo mocno i co chwilę popychał biedronkę to w jedną, to w drugą stronę. Wcale jej to jednak nie przeszkadzało, bo myślała tylko kogo musi zaprosić. Najpierw wybrała się do swojej przyjaciółki pszczółki.
 - Pszczółko, jutro są moje urodziny, przylecisz do mnie? – krzyknęła od drzwi.
 - Oczywiście - odpowiedziała pszczółka, ale jej koleżanka już wyfrunęła zapraszać następnych gości.
Odwiedziła tak jeszcze myszkę, która mieszkała w garażu i kolegów ślimaków. Im oczywiście zaznaczyła żeby wyszli wcześniej, bo nie mogą się spóźnić. W końcu przyleciała bardzo zmęczona do Milki i Pyzy, piesków, które mieszkały tak jak ona w ogródku babci Doty. Pieski bardzo się ucieszyły i też obiecały, że przyjdą. Milka szczęśliwa machała ogonkiem, a Pyza zaczęła dokładnie przyglądać się biedronce.
 - Jakoś dziwnie wyglądasz biedroneczko, inaczej niż wczoraj, ale nie wiem co to może być – stwierdziła Pyza nadal przyglądając się małej.
 - Ach, już wiem – zawołała – Na jednym skrzydełku masz trzy kropki, a na drugim tylko dwie.
 - O nie! - przeraziła się biedronka – chyba zgubiłam kropeczkę. Dla biedronek kropeczki są bardzo ważne, co ja teraz zrobię?- panikowała.
 - Musimy ją znaleźć – stwierdziła Milka i zaczęła się rozglądać dookoła.
 - Przypomnij sobie gdzie byłaś – poradziła Pyza.
Biedronka wymieniła wszystkich przyjaciół, których odwiedziła tego dnia. Poszli więc do ślimaków , do myszki i na koniec do pszczółki, ale kropki nigdzie nie było. Zaczęło się już ściemniać i w końcu pieski kazały biedronce lecieć do domu. Zapłakana biedroneczka wróciła do mamy i taty.
 - Co się stało?– spytał tata. Był mocno przestraszony, bo biedroneczka aż zanosiła się od płaczu.
 - To wszystko przez ten wiatr – wydukała biedronka. - nie zauważyłam i porwał mi moją kropeczkę. Jak ja jutro będę wyglądała na moich urodzinach, przyjdzie tyle znajomych.
Do pokoiku weszła mama i przytuliła córeczkę z uśmiechem.
 - Nie jesteś na mnie zła mamusiu? – spytała smutna biedronka.
 - Pewnie, że nie – odpowiedziała mama i jeszcze bardziej się uśmiechnęła.- Ty wcale nie zgubiłaś tej kropki. U biedronek kropki oznaczają ilość latek. Ty jutro kończysz trzy, więc jedna kropka już ci się pojawiła, a druga na pewno pojawi się jeszcze dziś w nocy.
 - Naprawdę? - powiedziała uradowana biedronka i też się roześmiała.
Teraz śmiali się już wszyscy, bo tatę też rozbawiła ta historia. Następnego dnia rano biedroneczka dumnie pokazywała oba skrzydełka, na których widniały po trzy piękne kropeczki.

niedziela, 9 września 2012

Mały rekinek


Jak co dzień rano Milka i Pyza biegały po ogródku sprawdzając, czy nic się nie zmieniło po nocy.Noc spędzały zawsze u babci Doty w domu śpiąc na mięciutkim legowisku pod schodami.
Milka była jeszcze trochę zaspana i Pyza musiała ją ciągle upominać, żeby się nie zatrzymywała.Gdy przebiegały koło oczka wodnego Milka postanowiła napić się wody. Nagle stanęła jak wryta. W oczku wszystkie kolorowe rybki pływały przy brzegu .
- Co się stało ?- spytała Milka- Czemu nie pływacie tak jak zawsze, po całym oczku.
Jedna z rybek, największa ,czerwona w białe łatki,wysunęła główkę ponad wodę i powiedziała.
- W naszym oczku pływa jakaś straszna ryba. Jest znacznie większa od nas i ma bardzo groźne zęby.
- A skąd ona się tam wzięła – spytała Milka
- Nie wiemy- odpowiedziały rybki
Pyza zainteresowała się dlaczego Milka nie biegnie za nią i podeszła zobaczyć co ją znów zatrzymało. Już miała na nią nakrzyczeć ,gdy nagle z oczka wynurzyła się duża ryba. Pyza była bardzo odważnym psem , ale na wszelki wypadek odsunęła się trochę i odezwała.
- Witam. Ja jestem Pyza , a tam dalej stoi moja siostra Milka.
Milka oczywiście zdążyła się już schować za krzaczkami i wystawiła tylko swój biały łeb,żeby wszystko dobrze widzieć.
- Cześć .Ja nazywam się Felek i jestem małym rekinkiem.-uśmiechnęła się niepewnie duża rybka i pokazała swoje wielkie straszne zęby.
- Ojej, a skąd się tu wziąłeś Felku -spytała Pyza, ale odruchowo odsunęła się jeszcze trochę.
- Pochodzę z dalekiego oceanu.Rybacy złowili mnie i chcieli przewieźć do jakiegoś Zoo.Wsadzili mnie do dużego akwarium . Potem załadowali to akwarium do śmigłowca.Był wielki hałas i bardzo się bałem. Bardzo trzęsło i chyba lecieliśmy. Jak pomyślałem, że to przecież niemożliwe postanowiłem podskoczyć i obejrzeć wszystko dokładnie. Tata nauczył mnie skakać nad wodą ,więc mocno się postarałem i wyskoczyłem. Niestety wypadłem chyba ,bo jak się ocknąłem to byłem już tutaj. Próbowałem zapytać te małe , kolorowe , śliczne rybki, gdzie jestem , ale one uciekają.
- Te rybki się ciebie boją Felku- jeszcze nigdy nie widziały takiej dużej ryby z takimi groźnymi zębami.
- Nie chciałem ich wystraszyć, przepraszam – powiedział Felek.- Bardzo się źle czuję ,bolą mnie wszystkie łuski i płetwy i ciężko mi się oddycha.
- Może to po upadku -stwierdziła Milka ,która się odważyła troszkę podejść.
- Nie to od tej wody . Jest słodka, a my rekiny żyjemy w słonej wodzie.
Pyza jak zwykle szybko znalazła wyjście z tej sytuacji. Pobiegła do babci Doty i opowiedziała jej o wszystkim. Babcia zawołała Igorka i jego tatę. W garażu znaleźli duże akwarium, nalali tam pełno wody , wsypali soli i poprosili rekinka ,żeby tam wskoczył. Rekinek poczuł się od razu lepiej .Teraz tylko trzeba było wymyślić jak przewieźć akwarium z rekinkiem do oceanu, ale i to poszło gładko.Okazało się ,że ich znajomy jeździ często dużym tirem nad ocean i chętnie się zgodził zabrać ze sobą akwarium.Rekinek bardzo szczęśliwy pożegnał się ze wszystkimi i podziękował za pomoc.
- Już nie mogę się doczekać jak opowiem tę historię mamie i tacie, a koledzy to chyba mi nie uwierzą – powiedział i pomachał płetwą na do widzenia.

sobota, 8 września 2012

Mały kombajn zabawka




Igorek dostał mały, czerwony kombajn zabawkę. Niestety nie lubił się nim bawić. Kiedyś babcia Dota spytała go dlaczego.
- Ten kombajn ma bardzo złą minkę, babusiu – odpowiedział Igorek.
- Musimy w takim razie dowiedzieć się dlaczego – zdecydowała babcia. Zrobimy tak – powiedziała .Wezmę ten kombajn do domu i wieczorem przed snem zapytam go dlaczego ma taką groźną minkę i na pewno przyśni mi się jego historia. Następnego dnia Igorek czekał niecierpliwie na odwiedziny babci Doty.
- Witaj Igorku - powiedziała babcia ,usiadła wygodnie na wersalce i zaczęła opowiadać.
Jak tylko zasnęłam – mówiła babcia -zaraz zobaczyłam ten mały, czerwony kombajn. Jeździł gdzieś w kółko i czegoś szukał.
- Czego szukasz kombajnie ?-spytałam .
- Wszyscy mają jakąś rodzinę, mamę, tatę wujków, kuzynów, a ja jestem sam . Nigdy nie widziałem podobnego do mnie pojazdu. Wśród zabawek są samochody , kolejki, samoloty , ale takiego jak ja nie ma , więc jestem bardzo smutny i ciągle szukam. Myślałem, że Igorek będzie moją rodziną ,a on się wcale ze mną nie bawi.- powiedział kombajn i zrobił jeszcze smutniejszą minkę.
- Ach kombajnie ,już teraz wszystko rozumiem .- odpowiedziała babcia.Jutro wybierzemy się na wycieczkę i pokażę ci jaką masz wielką rodzinę .
Na tym babcia skończyła swoją opowieść.
- Babciu ja też chcę jechać na tą wycieczkę z wami - zawołał radośnie Igorek.
- Ależ oczywiście zakładaj buty i sweterek, zabierz kombajn do kieszeni i wyjeżdżamy.
Wszyscy wsiedli do samochodu i pojechali. Babcia jak zwykle opowiadała po drodze Igorkowi różne bajki więc czas w samochodzie upłynął szybko i nawet nie zauważyli jak dojechali na miejsce.
Okazało się , że babcia zawiozła ich na pole, gdzie pracowały prawdziwe kombajny. Były wielkie i czerwone ale wyglądały tak samo jak nasz kombajn zabawka.
- Zobacz kombajnie to twoja rodzina , wszyscy wyglądają jak ty, tylko są więksi.Kombajny to bardzo ważne maszyny ,pomagają ludziom w pracach na polu- stwierdziła babcia.
- Rzeczywiście babusiu te kombajny są takie same jak mój-potwierdził Igorek.
Jeszcze przez chwilę wszyscy przyglądali się pracującym kombajnom, a potem wsiedli do samochodu i wrócili do domu. Igorek zaraz zrobił zabawowe pole i ustawił swój kombajn.
- Patrz babusiu - mój kombajn się uśmiecha - krzyknął Igorek i przytuli zabawkę. Od tego czasu kombajn Henio - bo tak go nazwał -był jego ulubioną zabawką.

piątek, 7 września 2012

Nowa kosiarka





Dwa pieski biegały po ogrodzie babci Doty. Jeden starszy szary nazywał się Pyza, a drugi podobny do białego pluszaka to Milka.Pieski  bawiły się piłeczką i podskakiwały wesoło. Nagle stanęły bardzo zdziwione. W ogródku pojawiła się wielka, żółta maszyna. Milka schowała się pod krzakiem i tylko biały ogonek wystawał jej spod niego. Pyza odważniejsza podeszła pooglądać co to jest.
- To chyba jest jakiś pojazd - powiedziała . Ma kierownicę i cztery kółka , ma też siedzenie .To chyba jakiś traktorek.Milka nie bój się i podejdź tutaj.
Ale Milka nadal siedziała pod krzaczkiem, który cały się trząsł.Nagle z krzaczka odezwał się  ptaszek.
- Pani  Milko !Czy musi się Pani tak trząść? Na tym krzaczku jest mój domek,a jak Pani się tak trzęsie to moje dzieci nie mogą zasnąć
-Przepraszam bardzo -powiedziała zmartwiona Milka . Bardzo się boję tej nowej maszyny , która stoi w naszym ogródku.Nie chciałam obudzić pana dzieci.
To tylko nowa kosiarka traktorek -odpowiedział ptaszek. Słyszałem jak babcia Dota mówiła do swojego wnuczka Igorka ,że kupiła nową kosiarkę.
Nagle rozległ się straszny hałas i żółty traktorek zaczął kosić trawę.Milka była już tak przerażona ,że nie zwracała uwagi na ptaszka tylko wcisnęła się  jeszcze głębiej pod krzaczek.Pyza pobiegła za kosiarką i przyglądała się jak kosi trawę. Ptaszek wzbił się w górę i przyglądał się wszystkiemu z wysoka razem ze swoją żoną i małymi ptaszkami.Traktorek dojechał do końca trawnika i teraz zawracał ,gdy nagle Pyza zobaczyła na jego drodze ślimaka.
-Milka - krzyknęła .Na drodze kosiarki stoi Pan ślimak .Trzeba go koniecznie uratować.Ty jesteś bliżej .Biegnij do niego szybko.
Milka bardzo się bała , ale wiedziała ,że trzeba ratować Pana ślimaka.Wyskoczyła spod krzaczka i jednym skokiem doskoczyła do ślimaka.
-Uciekaj do domu panie ślimaku,bo tu jeździ nowa kosiarka.-krzyknęła.
Ślimak schował się szybciutko do swojej muszelki.Zdziwiona Milka poszła do Pyzy .
-Powiedziałam panu ślimakowi o niebezpieczeństwie ale on wcale nie uciekł.
-Milka przecież ty kazałaś mu uciekać do domu , a ślimaki noszą domek ze sobą.Musimy szybko zabrać stamtąd pana ślimaka bo noże kosiarki zniszczą jego domek.
Ptaszek ,który przyglądał się całemu zdarzeniu szybko podfrunął do ślimaka, dziobkiem zapukał w jego skorupkę i krzyknął
-Panie ślimaku proszę szybko uciekać.
Ślimak wyjrzał z domku .
-Ja nie umiem szybko biegać bo mam tylko jedną nogę. powiedział ze smutną minką.
Co my teraz zrobimy ?zastanawiała się Milka.Aż tu nagle  Pyza wymyśliła sposób na ocalenie ślimaka .
-Milka musisz podstawić swój biały długi ogonek. Pan ślimak go chwyci ,a ty zaniesiesz go koło krzaczka.Tam są kamienie i tam kosiarka nie wjedzie.Milka szybko podbiegła ,ślimak wdrapał się na jej biały ogonek i w ostatniej chwili uciekli przed kosiarką.
-Dziękuję bardzo pieski -powiedział uradowany ślimak .I wam ptaszki też dziękuję .Nigdy wam tego nie zapomnę .Uratowałyście mnie.Pójdę teraz do swojej rodziny  i opowiem o wszystkim.
-Dobrze ,że wszystko się dobrze skończyło,prawda Milka - powiedziała Pyza i spojrzała na Milkę.Milka jej nic nie odpowiedziała bo już leżała obok niej z wyciągniętymi łapkami pochrapując troszeczkę.Pewnie przyśni jej się jak ratuje pana ślimaka.