Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 listopada 2012

Kosmici

Jesień to kapryśna pora roku. Najczęściej jest szaro i ponuro, ale bywają też dni, kiedy na niebie świeci słoneczko i aż chce się wyjść na dwór. Igorek i Arturek bawili się właśnie u babci w domu. Znudziła ich zabawa samochodzikami i poprosili babcię, żeby wymyśliła inną.
 - Może wyjdziemy do ogrodu popuszczać bańki – zaproponowała babcia.
 - Świetny pomysł babusiu – odparli i pobiegli ubierać buty. Babcia naszykowała płyn do puszczania baniek, założyła sobie i chłopcom ciepłe sweterki i razem wyszli z domu. Usiedli na ławeczce, obok tarasu i zaczęli nową zabawę. Igorek robił piękne, kolorowe bańki, a Arturek podziwiał je ze śmiechem. Ponieważ prawie nie było wiatru, bańki długo unosiły się wokół nich. Milka spała w tym czasie po drugiej stronie ogrodu i dopiero głośny śmiech, dobiegający z daleka, obudził ją. Szybko pobiegła zainteresowana, co się tam dzieje. Uwielbiała, jak chłopcy bawili się w ogrodzie, więc już miała do nich podbiec i polizać ich przyjaźnie po buziach, gdy zobaczyła, że wokół babci i jej wnuków unoszą się dziwne, kolorowe kule. Co chwilę, któraś z nich pękała i coś mokrego upadało na twarze chłopców. Igorek machał wtedy rączkami i uciekał z krzykiem przed spadającymi bańkami. Milka stanęła i zawarczała groźnie. Stała tak przez chwilę, ale bardzo przerażały ją pękające kule, więc pobiegła po siostrę.
 - Pyza – krzyczała już z daleka.- Musimy ratować babcię, Arturka i Igorka. Właśnie zaatakowało ich coś dziwnego. To na pewno jakieś groźne stwory z kosmosu, latają i czymś plują. Ja je obwarczałam, ale wcale się nie wystraszyły – krzyczała zdenerwowana. Pyza nie zastanawiała się długo, tylko pobiegła we wskazanym kierunku. Za domem ujrzała bawiących się babcię i chłopców. Milka na wszelki wypadek trzymała się z tyłu swojej siostry, bojąc się ataku dziwnych intruzów. Pyza, oczywiście zorientowała się, że są to bańki mydlane, więc podbiegła do nich, radośnie merdając swoim krótkim ogonkiem.
 - To tylko taka zabawa – wyjaśniła przyglądającej się z daleka siostrze. - Możesz tu podejść i pobawić się z nami – dodała i podskoczyła do góry rozbijając jedną z baniek. Arturkowi bardzo się to spodobało. Bawili się tak jeszcze długo i nawet Milka odważyła się do nich podejść, ale na bańki patrzyła bardzo nieufnie i na wszelki wypadek uciekała, gdy jakaś zbliżała się do niej.
 - Mnie ta zabawa się nie podoba – stwierdziła w końcu i poszła ułożyć się pod swoim drzewem. - Może to jednak kosmici – krzyknęła jeszcze do siostry.
 - Uważaj, żeby ciebie nie zaatakowali – roześmiała się Pyza i pobiegła sprawdzić, czy babcia i chłopcy już weszli do domu. Milka wiedziała, że siostra żartuje, ale na wszelki wypadek, co chwilę otwierała jedno oko i sprawdzała, czy coś jej nie grozi. Popołudniu prawie nie pamiętała już o dziwnych bańkach. Z radością biegała i skakała po ogrodzie. Babcia właśnie odwiozła wnuczków do ich rodziców i podjechała przed dom samochodem wypełnionym zakupami. Najpierw wystawiła wszystko z bagażnika, a potem zaczęła po trochu wnosić różne torby i torebki. Milka i Pyza towarzyszyły jej oczywiście. Wreszcie babcia uporała się z zakupami i zamknęła za sobą drzwi domu. Milka chodziła jeszcze wokół samochodu, gdy za jednym z kół zobaczyła kolorowy, plastikowy worek, czymś wypełniony. Najpierw go obwąchała. Pachniał jak jakieś kwiatki. Potem popchnęła go nosem. W końcu pacnęła go łapą i worek się rozerwał, a z jego wnętrza wysypał się na ziemię biały proszek. Milka przyglądała mu się chwilę. Gdy stwierdziła, że jest nie groźny, wysunęła swój wielki, czerwony język i liznęła nim zamaszyście. To co poczuła, było obrzydliwe. Szczypało ją w gardle i w nosie. Zaczęła kaszleć i prychać, by pozbyć się wstrętnego smaku. Proszek niestety wpadł jej głęboko i szybko się rozpuścił. Ponownie spróbowała zakaszleć i z jej pyska wyleciało kilka małych, kolorowych baniek. Po chwili kichnęła, a tym razem z nosa zaczęły wylatywać jej bańki. Przerażona pobiegła do Pyzy.
 - Chyba zaatakowali mnie kosmici – krzyknęła dobiegając do niej i znów parę baniek wyleciało jej z pyska. Pyza przyjrzała jej się dokładnie. Jej siostra kichała i kasłała, a przy każdej takiej czynności z pyska i z nosa wylatywały małe, kolorowe bańki.
 - Coś ty u licha znowu zrobiła – zapytała Pyza bardzo wzburzona. Milka zaczęła wyjaśniać co się wydarzyło.
 - A mówiłam, że to kosmici, a nie żadne bańki – zakończyła swoje wyjaśnienia i znów z jej pyska wyleciało parę baniek. - Ja ich chyba połknęłam i teraz atakują mnie w środku – dodała zrozpaczona i znów wyleciało jej kilka baniek. Pyza, już miała się roześmiać, ale mina siostry była tak żałosna, że poklepała ją tylko łapą.
 - Znalazłaś proszek do prania, który babcia zapomniała zabrać do domu. - wyjaśniała cierpliwie wystraszonej siostrze – mimo że mówiłam ci, że nie można wszystkiego brać do pyszczka, ty go polizałaś i zamienił się w bańki. Do jutra ci to minie, tylko pewnie będzie cię bolał brzuszek. Babcia też pewnie nie będzie zadowolona, że rozerwałaś torebkę z proszkiem. - mówiła z groźną minką Pyza. Po chwili jednak żal jej się zrobiło siostry trochę, bo Milka stała przed nią ze spuszczonym łebkiem i co chwilę kichała, a z jej nosa wylatywały bańki.

 - Nie martw się, chyba dobrze, że to nie kosmici tylko proszek do prania – uśmiechnęła się Pyza – Ale ty wyglądasz teraz strasznie i nie jeden mógłby cię pomylić z kosmitą – dodała po chwili i zajęła się, jak zwykle pilnowaniem domu. Milka postała jeszcze chwilkę, nad czymś mocno rozmyślając, aż w końcu pobiegła w stronę poddasza, gdzie leżało drewno do kominka. Po chwili dobiegł stamtąd głośny krzyk mieszkających tam myszek.

 - Ratunku! Potwór!
 - No tak, sama jej to przecież podpowiedziałam - pomyślała Pyza, uśmiechając się pod nosem i kręcąc szarym łepkiem.

wtorek, 27 listopada 2012

Śpiąca królewna


Był wieczór. Babcia Dota siedziała na fotelu bujanym i opowiadała bajki swoim wnukom. Pod schodami, na swoim posłaniu leżały jej dwa pieski. Pyza bardzo dokładnie wylizywała się przed snem, a Milka leżała obok i udawała, że już zasnęła. Co chwilę jednak ruszała uszami i przechylała łepkiem, żeby lepiej słyszeć babcię, która opowiadała o jakiejś śpiącej królewnie. Z Milki był niestety straszny śpioch i pod koniec bajki już zasnęła na dobre. Chłopcy też nie wykazali zainteresowania śpiącą królewną, więc babcia musiała opowiadać znowu o traktorach i kombajnach. Następnego dnia rano Milka przypomniała sobie bajkę.
 - Fajnie ma taka śpiąca królewna. Prawda? - odezwała się do siostry, podnosząc łepek znad miski z jedzeniem.
 - A co w tym takiego fajnego? - spytała Pyza wylizując dokładnie swoją miskę.
 - Ta królewna może tyle spać ile tylko chce – odparła rozmarzona Milka – a ja mam tyle obowiązków, że ciągle jestem niewyspana.
 - Tyle obowiązków ?– powtórzyła Pyza i spojrzała ze zdziwieniem. Lepiej wyliż się dokładnie , bo wszędzie masz jeszcze resztki śniadania.
 - No właśnie o tym mówię, trzeba się myć – powiedziała Milka i wystawiła język, żeby się oblizać, ale coś innego już przyciągnęło jej uwagę, więc wsunęła go z powrotem.
 - Ty to już jesteś jak ta śpiąca królewna – odparła Pyza i pobiegła do bramy, sprawdzić, czy kogoś nie trzeba obszczekać. Milka postała jeszcze chwilkę, zastanawiając się nad tym, co siostra miała na myśli.
 - Może ona ma rację i ja rzeczywiście jestem śpiącą królewną – pomyślała i poszła wolnym krokiem pod swoje ulubione drzewo.
 - Będę spała, aż pocałuje mnie jakiś książę – postanowiła i od razu zasnęła. Nie zauważyła wcale, że nie doszła do drzewa. Pech chciał, że położyła się akurat na drodze, po której szły dwa ślimaki. Piesek był dla nich olbrzymią przeszkodą.
 

 - Pani Milko! Niech się pani przesunie – krzyknął jeden ze ślimaków. Głosik jego był jednak bardzo cichy i Milka ani drgnęła. Najkrótsza droga wiodła tuż przy jej wielkim, czarnym, mokrym nosie. Ślimaki trochę się bały przechodzić obok niego, ale gdyby okrążyły śpiącego pieska z drugiej strony, to droga zajęła by im cały dzień. Ruszyły więc powoli, co chwilę sprawdzając, czy Milka śpi nadal. Jednemu ślimakowi udało się jakoś przejść. Jego kolega nie miał jednak tyle szczęścia. Przechodząc obok nosa Milki musnął ją delikatnie, końcem swojej wilgotnej nogi.
 - To ty książę? – Milka poderwała się i rozejrzała dookoła. Podnosząc się popchnęła biednego, wystraszonego ślimaka pod samo drzewo.
 - Jaki książę ? - odpowiedział jej drugi ze ślimaków i wyjaśnił co się wydarzyło. Milka przeprosiła ślimaki, pomogła biedakowi spod drzewa dojść do kolegi i zmęczona całym zajściem znów położyła się, tym razem wybierając ulubione miejsce.
 - Ciągle jakieś obowiązki – pomyślała jeszcze i zasnęła. Spała tak już dłuższą chwilę, gdy obok przechodziła mała myszka. Była bardzo wychudzona, bo od paru dni nie udało jej się znaleźć żadnego jedzenia. Przystanęła, chowając się pod dużym liściem i przyglądała się wielkiemu, nieznajomemu psu. Zwierzę wydawało się myszce olbrzymie i groźne. Już miała uciekać, gdy zauważyła kilka kawałków smakowicie pachnącego mięska, przyczepionego do pyska tego stworzenia. Bała się bardzo, ale brzuszek miała pusty, a taką ilością mięska najadłaby się do syta.
 - Może jestem mała, ale bardzo odważna – dodała sobie odwagi myszka i cichutko wdrapała się na wielki łeb. Milka co chwilę pochrapywała i głowa trzęsła jej się na wszystkie strony. Myszka musiała bardzo uważać, by nie spaść w czasie tych podskoków. Udało jej się zjeść większość kawałków, gdy nagle wypatrzyła największy, tuż przy czarnym, mokrym nosie. Nie zastanawiając się ani chwili, skoczyła po swoją zdobycz. Niestety jej brzuszek był już znacznie cięższy i trudniej było jej się poruszać. Trafiła w sam czubek nosa. Obudzona Milka potrząsnęła łebkiem i nawet nie zauważyła, gdy zrzuciła małą myszkę.
 - Książę, gdzie jesteś!- zawołała Milka rozglądając się dookoła. Myszka na szczęście ukryła się już dobrze. Milka szukała jeszcze chwilę swojego księcia, ale gdy nikogo nie znalazła pobiegła do Pyzy.
 - Pyza!- krzyczała podekscytowana już od połowy drogi. - Byłam śpiącą królewną i pocałował mnie książę, ale zniknął – opowiadała jednym tchem.- Nie wiem tylko co teraz, bo nie słyszałam zakończenia wczorajszej bajki. Co zrobiła królewna, jak już pocałował ją książę? Pyza przyglądała jej się z niedowierzaniem. Zastanawiała się, czy jej siostra naprawdę potraktowała bajkę poważnie. Widząc jej minę stwierdziła, że chyba jednak tak.
 - Królewna się obudziła i zaczęła wykonywać swoje obowiązki – odparła wreszcie, wyprowadzona z równowagi Pyza. Cały dzień musiała pracować za siostrę. Milka nie była zadowolona z takiego zakończenia.
 - Jakbym wczoraj usłyszała zakończenie, to nie czekałabym na tego księcia – stwierdziła wreszcie i poszła obrażona w kierunku orzecha. Położyła się znowu na ulubionym miejscu.
 - Mogę przecież udawać, że nie było żadnego księcia – westchnęła, ziewnęła i znów zasnęła ponownie.
 - Tej królewnie to nawet książę nie pomoże – pomyślała, widząc to Pyza, i pobiegła do swoich zajęć.

środa, 21 listopada 2012

Detektywi


Milka ukrywała się przed Pyzą w krzakach, jak zwykle wymigując się w ten sposób od obowiązków. Zawsze umilała sobie czas, bawiąc się swoim ulubionym, czerwonym sznurkiem. Babcia przywiązała nim kiedyś drzewko do palika, ale Milce tak się spodobał, że go odgryzła. Niestety tego dnia nie mogła go nigdzie znaleźć. Trochę znudziło ją bezczynne leżenie. Nasłuchiwała więc, gdzie jest jej siostra, aby wyjść niezauważona z ukrycia. Tuż obok niej przebiegła nagle wiewiórka. Milka wystawiła swój biały łepek i przyglądała jej się z zaciekawieniem. Normalnie nie zwróciłaby na nią nawet uwagi, bo ciągle kręciły się wokół jakieś zwierzątka. Wiewiórka jednak zachowywała się bardzo dziwnie. Co jakiś czas robiła łapkami dołek w ziemi, a po chwili kręciła łebkiem i przeskakiwała dalej, znów powtarzając swoją czynność.
 - Hej – zaczepiła ją w końcu Milka – Czy ty czegoś szukasz?
 - Oczywiście, że szukam – odpowiedziała zdenerwowana wiewiórka. W tamtym tygodniu zakopywałam w ogrodzie orzechy, żeby mieć zapasy na zimę. Dzisiaj chciałam sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku, ale nie pamiętam gdzie je ukryłam – wyjaśniła szybko i znów zaczęła poszukiwania.
 - To musi być wina sklerozy – stwierdziła Milka po chwili zastanowienia, a widząc zdziwioną minkę wiewiórki dodała wyjaśnienie.- Babcia Dota jak czegoś szuka, to mówi „ Ach ta skleroza”.
 - Poczekaj, ja chętnie ci pomogę i razem schwytamy tą sklerozę – zaproponowała Milka i zaczęła węszyć dookoła. -To będzie świetna zabawa, a jak ją złapiemy, to i ja odzyskam mój ulubiony, czerwony sznureczek – dodała.
 - A jak wygląda ta skleroza? – spytała zaciekawiona wiewiórka.
 - Nie wiem, ale chciałabym ją złapać, bo babcia często na nią narzeka – wyjaśniła Milka i warknęła głośno, żeby podkreślić jak bardzo jej na tym zależy.
 - Musimy w takim razie zostać detektywami – zaproponowała wiewiórka. Tym razem Milka zrobiła zdziwioną minkę.
 - Detektywi zajmują się szukaniem zaginionych rzeczy – wyjaśniła jej wiewiórka. Milka kiwnęła ze zrozumieniem łebkiem i znów zaczęła węszyć. Okazało się jednak, że od momentu zakopania orzechów, padał kilka razy deszcz i wszystkie ślady były rozmyte. Zwierzątka nie poddawały się jednak. Szukając w okolicy kompostownika natknęły się na przechodzącą tamtędy myszkę.
 - Chcesz zostać detektywem i wytropić sklerozę, która wszystko chowa? – spytała ją Milka.
 - Chętnie – odparła myszka – wczoraj zginęła mi skorupka orzecha, w której zawsze jadam ziarenka na śniadanie. To pewnie też ta skleroza ją ukryła – odparła myszka i włączyła się do poszukiwań. Zwierzątka przeszukały cały ogródek. Gdy przysiadły zmęczone pod domem, odezwała się wiewiórka.
 - Ta skleroza dobrze się schowała, a my nawet nie wiemy jak wygląda. Musimy poprosić o pomoc krecika.
 - Świetny pomysł – pochwaliła ją myszka. Trójka detektywów pobiegła do pobliskiego kretowiska. Po chwili pojawił się krecik.
 - Jeżeli myślicie, że skleroza ukryła się pod ziemią, to chętnie wam pomogę – odpowiedział krecik wysłuchawszy zwierzątek. Od razu przypomniał sobie, że zgubił niedawno ulubioną łyżeczkę, którą bardzo chętnie by odzyskał. Mimo, że nie wiedział jak wygląda poszukiwana skleroza, to szybko zagłębił się pod ziemię. Minęła już dość długa chwila. Milka, myszka i wiewiórka stały pochylone nad kretowiskiem.
 - Co wy tu robicie? – spytała Pyza widząc ich dziwne zachowanie.
 - Czekamy na krecika – wyjaśniła jej Milka. - On, tak jak my, został detektywem. Pomaga nam szukać sklerozy pod ziemią, bo w całym ogrodzie jej nie znalazłyśmy. Nagle z kretowiska wyłoniła się główka krecika
 - Nie znalazłem sklerozy – powiedział, ale chyba się nas przestraszyła, bo porzuciła wszystkie orzechy wiewiórki – dodał bardzo zadowolony.
 - Czekajcie – zawołała Pyza. Przecież sklerozy nie można znaleźć, bo jej nie widać – wyjaśniła przyglądającym jej się zwierzątkom.
 - A to cwaniara! Jest niewidzialna – pierwsza odezwała się Milka.
 - Nie – krzyknęła Pyza – skleroza, to inaczej brak pamięci. Jak coś nam się zgubi i nie możemy sobie przypomnieć, gdzie to położyliśmy, to mówimy, że mamy sklerozę. Krecik znalazł orzechy wiewiórki, bo przecież były ukryte pod ziemią.
 - Ale przecież skleroza zabrała moją łupinkę od orzecha – powiedziała myszka.
 - Wczoraj jadłaś śniadanie razem z nami i pozostawiłaś łupinkę przy naszych miseczkach- przypomniała jej Pyza.
 - No tak – krzyknął krecik – a ja zostawiłem swoją łyżeczkę u kolegi, którego kilka dni temu odwiedziłem
 - Zaraz, zaraz – zawołała Milka – ale przecież nadal nie ma mojego sznureczka.
 - Tego czerwonego z którym dzisiaj spałaś? - spytała Pyza.- Został na naszym legowisku.
 - Ty chyba jesteś najlepszym z nas detektywem – pochwaliła siostrę Milka.
 - Ja mam po prostu najmniejszą sklerozę – zaśmiała się Pyza. Po chwili wszystkie zwierzątka śmiały się razem z nią.

czwartek, 15 listopada 2012

Kolorowy cukierek


Milka, trochę znudzona węszyła pod krzakami. Jak zwykle brakowało jej towarzystwa do zabawy.
Pyza kazała jej sprawdzić, czy nornice nie podkopują roślin na klombach, lub czy krecik nie trafił tam przypadkiem ze swoim kretowiskiem.
 - Nudy – pomyślała przechodząc obok kolejnego krzaczka. Nagle coś przyciągnęło jej uwagę. W trawie obok huśtawki leżał przedmiot, którego Milka jeszcze nigdy nie widziała. Przypominał trochę kółko od samochodu -  zabawki, ale miał przepiękne kolory. W środku był żółty, potem przechodził w pomarańczowy, czerwony i jeszcze wiele innych. Milka nie widziała jeszcze czegoś tak kolorowego. Podeszła bliżej i okazało się, że znalezione kółko ma też piękny, owocowy zapach.. Najpierw ostrożnie popchnęła przedmiot łapką i odskoczyła na wszelki wypadek do tyłu. Nic się nie stało. Potem znów podeszła bliżej i polizała dziwne znalezisko. Poczuła smak malinek. Szybko liznęła jeszcze, tym razem z drugiego brzegu. Teraz wspaniały smak truskawek. Milka aż usiadła z wrażenia. Uwielbiała maliny i truskawki. Zrywała je z krzaczków razem z Pyzą.
 - Ale przecież jest jesień i nie ma już malin, a tym bardziej truskawek – pomyślała i znów polizała znaleziony przedmiot. Właśnie postanowiła pokazać tą dziwną, smaczną rzecz siostrze, gdy zauważyła, że kółko zrobiło się już bardzo malutkie.
 - Ojej, to chyba maleje – stwierdziła. - Może wychodzi z tego powietrze, pomyślała, przypominając sobie jak zmniejszał się balonik Igorka. - Pewnie muszę to nadmuchać – wymyśliła i przykładając pyszczek do małego kółeczka dmuchnęła. Nagle kółko zniknęło. Milka przeszukała miejsce, gdzie leżało wcześniej, bardzo dokładnie, ale niestety go nie znalazła. Bardzo zawiedziona, pobiegła opowiedzieć o wszystkim Pyzie. Siostra wysłuchała ją uważnie, a potem wyjaśniła jej, że znaleziony przedmiot to lizak.
 - Pewnie Igorek upuścił go, gdy huśtał się na huśtawce – powiedziała Pyza i spojrzała na Milkę.- Zmniejszył się, bo rozpuszczał się od twojego lizania – tłumaczyła jej dalej.
 - Ale musiał być chyba zaczarowany, bo przecież zniknął jak dmuchnęłam – Przedstawiła swoją teorię Milka.
 - Nie zniknął, tylko przykleił się do twojej brody – roześmiała się Pyza – obliż się dokładnie – dodała. Milka wysunęła wielki, różowy język i oblizała swój pyszczek. Jeszcze chwilę delektowała się wspaniałym smakiem, gdy przypomniała sobie, że chciała się podzielić z siostrą. Niestety lizak rozpuścił się już cały.
 - Wiesz, chciałam ci dać polizać, ale za szybko się skończył – powiedziała do Pyzy, robiąc skruszoną minkę.
 - Trudno, może następnym razem – odparła Pyza i pobiegła przed siebie. Milce zrobiło się wstyd. Siostra zawsze dzieliła się z nią smakołykami. Postanowiła poszukać kolejnego lizaka. Niestety poszukiwania się nie powiodły. Zaczął padać deszcz i Milka musiała się schować do budy. Krople deszczu bębniły miarowo i  zmęczony piesek szybko zasnął. Pewnie śnił się jej cudowny, smaczny i kolorowy lizak, bo co chwilę się oblizywała. Pogoda znowu zrobiła się piękna, gdy Milka wstała i przeciągała się leniwie. Słoneczko świeciło, a na niebie nie pozostała już żadna chmurka. Milka rozejrzała się dookoła i nagle w oddali zauważyła coś dziwnego.
 - Tam jest chyba wielki lizak – pomyślała dokładnie się przyglądając. Nad pobliskim polem, na niebie, widać było piękny, kolorowy łuk. Mienił się tymi samymi kolorami, co znaleziony lizak, ale był znacznie większy. Milka przetarła dokładnie oczy myśląc, że to jeszcze sen, ale gdy widok nie zniknął wybiegła prędko w tamtym kierunku.
 - A tej co znowu? – zdziwiła się Pyza i postanowiła sprawdzić o co chodzi. Milka biegła bardzo szybko i rozmyślała jak cudownie musi smakować taki wielki lizak. W końcu dobiegła do miejsca gdzie łuk stykał się z ziemią. Bardzo dokładnie obejrzała je sobie, potem dokładnie węszyła. W końcu postanowiła polizać to miejsce.
 - Łaj – krzyknęła nagle i Pyza słysząc to przyśpieszyła kroku. Gdy dobiegła do siostry, ta leżała na ziemi i skowyczała z bólu.
 - Co się stało​? – spytała ją zaniepokojona Pyza, ale Milka nic nie mówiła, tylko łapką masowała sobie język. Pyza przyjrzała się dokładniej i okazało się, że w język wbiło się mnóstwo kolców. Należały do ostu, rośliny, która rosła właśnie w tym miejscu.
 - Dlaczego lizałaś oset – niewytrzymała i wybuchnęła śmiechem Pyza, widząc że siostrze nie stało się nic groźnego. Szybko zajęła się usuwaniem kolców.
 - Aj, ajaj, ajajaj – rozlegało się co chwilę, gdy udało jej się wyjąć kolejny kolec. W końcu język był już dokładnie oczyszczony, ale trochę jeszcze spuchnięty i mocno obolały.
 - Chczałam tylko polyżacz tego lyżaka – wydukała Milka wskazując na kolorowy łuk nad nimi.
 - Parzcież to nie lizak, tylko tęcza – wyjaśniła Pyza kręcąc ze zdumienia głową. Powstaje często po deszczu, ale jest tylko do oglądania, a nie do jedzenia.
 - Też pomysł – pomyślała Milka – tak smakowicie wygląda, a nie da jej się zjeść. To po co ktoś umieścił ją na niebie – zastanawiała się wracając do domu, ale nie zapytała o to Pyzy, bo ruszanie językiem nadal sprawiało jej ból.

wtorek, 13 listopada 2012

Złota rybka


W ogrodzie babci Doty przygotowania do zimy. Babcia obcina niektóre drzewa i krzewy, a pieski przyglądają się temu bacznie. Pyza nie odstępuje babci ani na krok. Milka też postała chwilkę, ale stwierdziła, że jeden pies do pomocy wystarczy i pobiegła trochę się pobawić. W pobliżu oczka wodnego, przypomniała sobie, że strasznie chce jej się pić. Weszła jak zawsze do wody i zaczerpnęła łyk. Chwilę napawała się jego czystym, lodowatym smakiem, a potem wzięła następny i następny i następny. Już miała odchodzić, gdy kątem oka zobaczyła w szuwarach obok, małą połyskującą rybkę. Rybka była pomarańczowa, ale akurat promień słońca odbił się w jej łuskach i wyglądała, jakby była złota. Milka przyglądała się jej chwilkę, ale w końcu przypomniała sobie , że powinna sprawdzić, jak bez niej radzi sobie Pyza i babcia. Podbiegła do nich machając swoim mokrym jeszcze łebkiem, na wszystkie strony. Zimne kropelki spadły na babci twarz.
 - Milka! - krzyknęła babcia, ale jej mina wskazywała, że raczej ją ta sytuacja rozbawiła. Milka podeszła bliżej i przejechała babci po gołych ciele, wystającym spod sweterka, swoim wielkim, zimnym, mokrym nosem. 
 - No tego już za wiele – podskoczyła babcia, ale nadal jej mina zdradzała, że wcale się nie gniewa. Poklepała pieska przyjaźnie i znów zajęła się pracą. 
 - Wiesz, widziałam dziś złotą rybkę – pochwaliła się Milka Pyzie. 
 - Może spełni twoje trzy życzenia – zażartowała Pyza i pobiegła pod następne drzewo, pod które właśnie przeszła babcia. Milka wcale nie potraktowała tego jako żart i po chwili namysłu znów pobiegła do oczka wodnego. W szuwarach wypatrzyła swoją rybkę, a że pogoda nadal dopisywała, rybka znów w blasku słońca mieniła się odcieniami złota. 
 - Rybko! - zawołała do niej Milka – Czy spełnisz moje trzy życzenia. Rybka nic się nie odezwała, ale poczuła zagrożenie i schowała się w szuwarach. Odpływając machnęła ogonkiem tak, że Milka potraktowała to za przytaknięcie. 
 - Chciałabym górę jedzenia – wypowiedziała pierwsze życzenie. Przypomniała sobie właśnie, że jest pora obiadu i pobiegła w kierunku miski. Babcia też pamiętała o obiedzie dla piesków i niosła właśnie worek z suchą karmą. Schodząc ze stopnia , potknęła się o gałęzie, które tam nieopatrznie ułożyła i karma wysypała jej się z worka.
 - Tym razem zjedzcie z ziemi – powiedziała babcia do stojących nad górką karmy, piesków i weszła do domu rozmasowując obolałą nogę. Milka zjadła swoją część wyjątkowo szybko i znów pobiegła do oczka. 
 - No może nie do końca o to mi chodziło – powiedziała, ujrzawszy swoją rybkę - ale dzięki. Nad następnym życzeniem musiała się chwilkę zastanowić.
 -  Chciałabym nową piłeczkę – rzekła w końcu. Rybka znowu przestraszyła się widząc, że duży pies podszedł do niej tak blisko i zaraz odpłynęła. Milka pomyślała, że to znak i pobiegła na poszukiwanie piłeczki. Przeszukała cały ogród, co bardzo ją zmęczyło.Pewnie jeszcze jej nie ma – pomyślała i położyła się pod pigwą, bo tylko tutaj nie było jeszcze sterty gałęzi. Nie nacieszyła się jednak spokojem, bo już po chwili babcia zaczęła obcinać i to drzewko. Na jednej z gałęzi wisiał jeszcze dorodny, żółty owoc pigwy. Gdy tylko babcia obcięła gałązkę sekatorem, pigwa odpadła i potoczyła się jak piłeczka, wprost pod łapy Milki.
 - No to już przegięcie – wydyszała zawiedziona Milka i pobiegła nakrzyczeć na rybkę. Po drodze pomyślała jednak, że rybka nigdy nie opuszcza swojego oczka, więc mogła nie wiedzieć co to jest piłka. Postanowiła się nie skarżyć i wypowiedzieć ostatnie życzenie. Tym razem dobrze to sobie przemyślała leżąc pod drzewkiem. 
 - Chcę by moja siostra miała znowu długi ogonek, jak ja – powiedziała do rybki – tylko tym razem się postaraj – dodała robiąc groźną minę i delikatnie warcząc. Przestraszona rybka plusnęła ogonkiem i odpłynęła w głąb oczka. Milka już miała iść zobaczyć, czy jej życzenie się spełniło, ale usłyszała zbliżającego się pana listonosza.
 - Obowiązki wzywają – krzyknęła i pobiegła do bramy z głośnym szczekaniem. Po chwili dołączyła do niej Pyza. Też szczekała bardzo głośno, ale biegła tak jakoś dziwnie, ciągle odwracając się do tyłu. Okazało się, że z tyłu przyczepiła jej się dość spora gałązka ognika, krzaczka, który rósł w pobliżu. Babcia właśnie obcinała jego cierniste odrosty.
 - No nieźle - stwierdziła Milka oglądając ją ze wszystkich stron.
 - Może byś mi pomogła – warknęła zdenerwowana Pyza.
 - Nie musisz mi dziękować, ale mogłabyś być trochę milsza- obruszyła się Milka.
 - Nadepnij na to z tyłu – krzyknęła Pyza jeszcze bardziej zdenerwowana. 
 - A w życiu – odpowiedziała jej bardzo urażona siostra – Kiedyś babcia nadepnęła mnie niechcący na mój ogonek i wiem jak to bolało. Nigdy bym ci tego nie zrobiła – dodała i pokręciła łebkiem. Pyza wciąż próbowała odczepić sobie gałązkę, ale ta z każdym jej ruchem przyczepiała się coraz większą ilością cierni do jej sierści.-  Natychmiast mi to odczep! – warknęła już nie na żarty. Milka trochę się wystraszyła.
 - Jak to, nie podoba ci się twój nowy ogonek?- spytała wciąż się na wszelki wypadek cofając – przecież ja straciłam na to ostatnie moje życzenie – dodała ze smutkiem. To właśnie ta jej smutna mina spowodowała, że Pyza na chwilę zapomniała o bólu jaki wywoływał każdy wbijający się cierń i zastanowiła się chwile nad słowami siostry.
 - Wyjaśnij mi to dokładniej – powiedziała już spokojniej. Milka opowiedziała jej cała historię o złotej rybce. Ostatnie życzenie siostry tak ją rozczuliło, że nawet nie potrafiła się na nią gniewać. W końcu przekonała ją jednak, że ogonek z gałązki ognika to nie jest dobry pomysł i Milka pomogła jej go odczepić. Nie udało jej się jednak przekonać siostry, że to nie była złota rybka. 
 - Wiesz, to była jeszcze mała rybka i pewnie dlatego spełnianie życzeń, nie wychodzi jej za dobrze – tłumaczyła Milka podskakując radośnie obok Pyzy – ale nic się nie martw, ja poczekam, aż ona dorośnie – dodała po chwili zadowolona z siebie. Pyza spojrzała na nią z przerażeniem.

sobota, 10 listopada 2012

Kasztanek


Babcia Dota wybrała się z pieskami do gospodarza, żeby kupić ziemniaki. Pieski uwielbiały podróże samochodem. Siedziały dumnie z tyłu i wyglądały przez okna. Gdy dojechali na miejsce, gospodarz pozwolił im pobiegać po swoim gospodarstwie. Poszły więc szybko, przywitać się ze swoimi znajomymi. Za domem na łące biegały koniki. Okazało się, że jest ich więcej niż ostatnio. Zainteresowane tym pieski, zbliżyły do najmniejszego z nich.
 - Cześć- powiedziała Pyza – Chyba się jeszcze nie znamy. Ja jestem Pyza, a to moja siostra Milka – dodała. Konik skłonił grzecznie łebkiem i też się przedstawił.
 - Ja jestem Kasztanek – powiedział i potrząsnął swoją długą, piękną grzywą.
 - Już chyba słyszałam gdzieś to słowo – pomyślała Milka, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Patrzyła zauroczona. Konik był cały brązowy. Jego sierść pięknie lśniła w słońcu, a nieco jaśniejsza grzywa i taki sam ogon, były pięknie wyczesane. Szybko znaleźli wspólny język. Okazało się, że oboje uwielbiają bieganie i skakanie przez różne przeszkody. Przez następne godziny Pyza słyszała tylko odgłosy ich wspaniałej zabawy. Raz szczekała radośnie Milka, a później słychać było wesołe rżenie Kasztanka. Babcia załatwiła już swoje sprawy w gospodarstwie i trzeba było wracać do domu. Milka zdyszana wsiadła do samochodu i zaraz zasnęła ze zmęczenia. Chyba we śnie nadal bawiła się z konikiem, bo wciąż przebierała łapami. Pyza, aż musiała się od niej odsunąć, bo tak wierzgała.
 - Świetnie się bawiłam – powiedziała do siostry, gdy dojechały na miejsce. - Szkoda, że Kasztanek mieszka tak daleko – westchnęła po chwili i zaczęła nad czymś rozmyślać. Do wieczora była jakaś spokojna i nieobecna.
 - Aż strach pomyśleć co jej chodzi po głowie – zastanawiała się zaniepokojona tym stanem Pyza. Rano, jak zwykle Pyza miała sporo zajęć, więc nie mogła poświęcić go na rozmowę z siostrą.
 - Jak skończę swoją pracę, to z nią porozmawiam – postanowiła i pobiegła zrobić codzienny obchód. Milka leżała pod orzechem zamyślona.
 - Już wiem gdzie słyszałam to słowo!– krzyknęła nagle i zerwała się na nogi. - Przecież Pyza pokazywała mi kiedyś w parku drzewo kasztanowe. Pod nim leżało mnóstwo kasztanków. Nie zastanawiając się długo wybiegła przez bramę w kierunku parku. Troche się martwiła, że sama tam nie trafi, ale okazało się, że dobrze zapamiętała drogę. Ze znalezieniem drzewa kasztanowego też nie miała problemów, bo cała główna alejka, była takimi obsadzona. Teraz, jesienią, pod każdym z nich leżało bardzo dużo małych, okrągłych kasztanków.
 - Będą z nich piękne brązowe koniki – pomyślała Milka. Wezmę może trzy – stwierdziła po chwili i wybrała największe i najładniejsze trzy kasztanki. Zadowolona z siebie wróciła do domu. Pod swoim ulubionym drzewem rozgarnęła kupkę liści, sprzątniętych przez babcię. W środku ułożyła swoje kasztanki i położyła się na nich. Pyza podbiegła do niej, żeby z nią porozmawiać, ale Milka miała już zamknięte oczy i się nie ruszała, więc postanowiła jej nie budzić. Wieczorem Pyza była już bardzo zaniepokojona zachowaniem siostry. Milka resztę dnia spędziła w jednej pozycji. W domu też ułożyła się na posłaniu wcale się nie ruszając.
 - Czy ty się dobrze czujesz? – spróbowała dowiedzieć się Pyza przed spaniem.
 - Tak – odpowiedziała Milka ziewając, a potem zaraz zasnęła. Rano niestety sytuacja się powtórzyła. Milka położyła się na stercie liści i nie chciała wstać, ani na chwilę. Pyza już porządnie zaniepokojona usiadła obok niej. Zastanawiała się, czy siostra na pewno nie jest chora. Jej wielki, czarny nosek był jednak mokry i błyszczący, co u psów jest oznaką zdrowia.
 - Pewnie ci smutno, że nie ma tu twojego przyjaciela Kasztanka – domyśliła się w końcu Pyza - Musiał, przecież zostać ze swoim tatą i swoją mamą – dodała szybko, widząc smutek w jej oczkach. Milka znów się zamyśliła.
 - Czy ty mogłabyś zostać tatą? – spytała w końcu. Pyza właśnie wylizywała swoją łapkę i aż się zakrztusiła ze zdziwienia.
 - Co? - udało jej się tylko powiedzieć.
 - Będę mamą trzech kasztanków, ale ty musisz być tatą – wyjaśniła jej siostra.
 - Co? - nadal nic innego nie przychodziło Pyzie do głowy.
 - Zobacz – Milka wstała i wskazała na liście. - Właśnie wysiaduję trzy kasztanki. Nie wiedziałam tylko, że muszą mieć mamę i tatę i chyba dlatego się jeszcze nie wykluły – odparła i znów położyła się na posłaniu z liści. Mina Pyzy mówiła sama za siebie. Jej oczy były szeroko otwarte ze zdumienia, a dolna szczęka opadła jej całkowicie. Siedziała tak chwilę nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. W końcu wyjaśniła siostrze,że koniki nie przychodzą na świat z kasztanków, tylko się rodzą tak jak pieski, krówki czy inne podobne czworonogi. Wyjaśniła jej także, że te kasztanki, co je ma pod sobą, to owoce kasztanowca i mogą z nich tylko wyrosnąć podobne drzewa. Milka była niepocieszona. Biegała już wprawdzie po ogródku, ale nadal była bardzo smutna.Wieczorem , gdy leżały już na swoim miejscu Pyza podsunęła do niej jakiś przedmiot.
 - To dla ciebie – stwierdziła. Przed Milką leżał mały konik zabawka. Z jednego kasztanka miał brzuszek, z drugiego łepek, a trzeci kasztanek był podzielony na cztery części i wraz z zapałkami tworzył kopytka.
 - Może na razie zastąpi ci twojego przyjaciela– powiedziała Pyza. - ale tatą jego nie będę – dodała szybko.Milka przytuliła zabawkę i na jej pyszczku znów zagościł uśmiech.

czwartek, 8 listopada 2012

Lusterko


Był piękny, jesienny poranek. Milka leżała pod ogrodzeniem, wtulona w rosnące tam tuje. Schowała się przed Pyzą, bo zmęczyła się pilnowaniem ogrodu i postanowiła odpocząć. Myślała, że siostra jej tu nie widzi, ale jej duży, puchaty, biały ogonek wystawał i zdradzał miejsce kryjówki. Mimo, że Milka była już dorosłym, dużym psem, wszyscy traktowali ją jak szczeniaka. To przez jej charakter. Uwielbiała się bawić, ciągle coś dziwnego jej się przydarzało i starsza tylko o rok Pyza, wiecznie wyplątywała ją z kłopotów.
 - Możesz już wyjść- powiedziała Pyza podchodząc do krzaków.
 - Nigdy nie wiem jak ty mnie znajdujesz – zastanowiła się Milka i wygramoliła z ukrycia. Na łebku pozostało jej mnóstwo suchych gałązek.
 - Otrzep się, bo jesteś cała w tujach – zganiła ją siostra.- Musimy pomóc babci zbierać liście, które spadły z drzew – dodała i pobiegła pod czereśnie, gdzie babcia zajęła się już grabieniem. Milka podskoczyła uradowana. Bardzo lubiła jak babcia wychodziła do ogrodu.
Podbiegła i polizała ją po spodniach. W końcu podskoczyła i liznęła babcię w policzek.
 - Milka – krzyknęła babcia, ale zaraz się uśmiechnęła i poklepała pieska. - Może nam pomożesz przy pracy?
 - Ciągle tylko praca i praca – szczeknęła Milka niezadowolona. Ja chyba pójdę się pobawić- stwierdziła i pobiegła poszukać sobie kogoś, kto chciałby jej towarzyszyć. Okazało się jednak, że wszyscy są czymś zajęci. Niepocieszona, znów wgramoliła się pod krzaki i już miała zasnąc, gdy katem oka dojrzała, że parę kroków przed nią coś błyszczy. Podbiegła tam szybko. Na ziemi leżała płaska, połyskująca płytka. Milka podeszła bliżej, stanęła nad nią i spojrzała. Cofnęła się zaraz, bo ujrzała duży, biały pysk,
 - To chyba jakiś pies, który też się ukrywa przed Pyzą – pomyślała. Po chwili znów odważyła się spojrzeć na dziwną płytkę. Ukazał jej się ten sam duży, biały łepek. Miał pełno gałązek wplątanych w sierść i przyglądał jej się z zaciekawieniem.
 - Cześć- przywitała się grzecznie, tak jak nauczyła ją siostra. - Jestem Milka. A ty jak się nazywasz. Wielki, biały pyszczek też do niej coś mówił, ale nic nie było słychać.
 - Wcale cię nie słyszę – odparła Milka i przysunęła bliżej swoje białe ucho. Kątem oka ujrzała, że nieznajomy piesek zrobił to samo.
 - Jak ja słucham, to ty musisz mówić, a nie podstawiać ucho – pouczyła go Milka. Podniosła się i spojrzała z góry.
 - Wiesz, całkiem ładny piesek z ciebie, ale musisz się trochę wyczyścić, bo wszędzie masz przyczepione gałązki, a pod pyszczkiem wiszą ci resztki jedzenia. Ponieważ nadal nie słyszała co drugi piesek do niej mówi, postanowiła mu pokazać co powinien zrobić, Najpierw wylizała swój pyszczek. Zauważyła, że to pomogło i jej nowa koleżanka zrobiła to samo. Potem wyczesała swoją grzywkę i szyję. Piesek, który nadal bacznie jej się przyglądał zrobił to samo.
 - No widzisz świetnie ci poszło - pochwaliła ją Milka.- Może teraz się pobawimy – zaproponowała, a ponieważ nie usłyszała co koleżanka do niej mówi, postanowiła pobiegać. Ciągle spoglądała do tyłu, ale niestety nikt za nią nie biegł. Wróciła więc z powrotem pod tuje.
 - Może jesteś zmęczona i chcesz się zdrzemnąć- zagadnęła znowu do koleżanki. Nie otrzymawszy odpowiedzi ułożyła się wygodnie, zamknęła jedno oko, a drugim zerknęła w kierunku nowo poznanego towarzysza. Widząc, że koleżanka też już zasypia, zamknęła drugie oko i zasnęła. Całemu zajściu przyglądał się, siedzący na czubku krzaczka, wróbel. Nie widział płytki leżącej na ziemi, więc zachowanie pieska bardzo go zdziwiło. Postanowił powiedzieć o tym Pyzie.
 - Z twoją siostrą jest coś nie tak – zaskrzeczał jej prosto do ucha. Chyba za mało się z nią bawisz, bo zaczęła gadać do siebie- dodał i odleciał. Pyza zaniepokoiła się słowami ptaszka i pobiegła to sprawdzić. Zastała siostrę smacznie pochrapującą. Polizała ją delikatnie po pyszczku i poczekała, aż ta się obudzi i wyjdzie spod krzaków.
 - Znowu praca, już idę – odparła bardzo zaspana Milka, ale nagle przypomniała sobie o koleżance.
 - Poczekaj przedstawię cię mojej koleżance – krzyknęła do Pyzy, która już chciała odejść.
 - Nie wiem tylko czy się już obudziła – dodała, ale ujrzała wielki, biały łepek uśmiechający się do niej. - To jest moja starsza siostra Pyza – pokazała łapą na siostrę.
 - Chyba rzeczywiście się za mało z tobą bawię – odparła zdziwiona Pyza i podeszła bardzo zaniepokojona do siostry. Już obiecywała sobie w myślach, że poświęci jej więcej czasu, gdy ujrzała na ziemi leżący, połyskujący przedmiot. Nachyliła się nad nim i nagle spoglądał na nią szary pyszczek z długą, równo przyciętą bródką i rozwichrzoną grzywą. Od razu zrozumiała wszystko.
 - To jest lusterko – powiedziała do siostry poprawiając sobie grzywkę. - Ono pokazuje odbicie tego, kto na nie patrzy – tłumaczyła dalej. Milka podeszła i nachyliła się obok niej. Teraz już dwa pieski spoglądały na nią. Z niedowierzaniem przesunęła łapą znaleziony przedmiot.
 - Szkoda – stwierdziła – myślałam, że znalazłam koleżankę.
 - Skończę pomagać babci i się z tobą pobawię – obiecała zmartwionej siostrze Pyza i odeszła w kierunku pracującej babci. Milka pacnęła łapą w lusterko, mocno rozzłoszczona. Rozległ się dziwny trzask i lusterko rozpadło się na kilka kawałków. Milka spojrzała ze zdumieniem, a z każdego kawałka przyglądała jej się podobnie zdumiona, biała, psia główka.
 - Fajnie. Teraz będę miała dużo koleżanek – odparła z uśmiechem – I jakie wszystkie ładne – dodała i przeczesała sobie sierść na pyszczku.
 - Oj chyba jednak trzeba poświęcić jej więcej czasu – uśmiechnęła się rozbawiona Pyza i pobiegła do babci.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Dzika gęś


Przed domem babci Doty jest dość spore oczko wodne. Wiele zwierząt zamieszkuje jego okolice. Inne przylatują od czasu do czasu, żeby popluskać się w wodzie. Od paru miesięcy oczko odwiedza dzika gęś. Nazywa się Gęgawa. Zaprzyjaźniła się z Milką i Pyzą, choć początki tej przyjaźni wcale nie były łatwe.
 - Gę, gę, gę – usłyszały pieski wołanie swojej znajomej. Szybko pobiegły w tamtym kierunku.
 - To pewnie Gęgawa przyleciała się pożegnać z nami- krzyknęła Pyza, biegnąc obok Milki.
 - Pożegnać?- Milka zrobiła bardzo smutną minkę.-A dlaczego ona chce nas opuścić, przecież ja nic nie zrobiłam – dodała Milka, próbując sobie przypomnieć każdą chwilę spędzoną z gąską.- Może na początku chciałam ją zjeść i wyrwałam jej parę piórek z ogona, ale myślałam, że już o tym zapomniała i mi wybaczyła.
 - Gęsi odlatują na zimę do ciepłych krajów – pospieszyła z wytłumaczeniem Pyza, bo mina jej siostry stawała się coraz smutniejsza.- U nas spadnie śnieg i zamarznie woda w oczku. Nasza przyjaciółka nie miałaby co jeść. Mina Milki wyraźnie się poprawiła, choć nadal coś ją trapiło.
 - Ja nie lubię się żegnać! – krzyknęła i pobiegła obrażona do budy. Pyza postanowiła dać jej chwilę na przemyślenie swojej decyzji i sama pobiegła do gąski.
 - Cześć Gęgawo! - zawołała do niej na powitanie.
 - Cześć – odpowiedziała jej gąska- A gdzie jest twoja siostra? – spytała Gęgawa rozglądając się dookoła.
 - Domyśliłam się, że chcesz się z nami pożegnać i wytłumaczyłam to Milce, ale jej jest teraz smutno i poszła do budy. Pewnie zaraz do nas przybiegnie. Pyza porozmawiała jeszcze chwilę z gąską, ale musiała zaraz wracać do swoich obowiązków. Pożegnała się więc z przyjaciółką i pobiegła w kierunku bramy. Minęła długa chwila, a Milki nadal nie było. Zmartwiona gąska podleciała do budy i zagęgała głośno. Widziała w głębi biały ogonek pieska, ale nikt do niej nie wyszedł.
 - No nie bądź taka – powiedziała Gęgawa i uszczypnęła Milkę w ogonek. Milka poderwała się tak szybko, że niechcący nadepnęła gąsce na skrzydełko.
 - Aj, gę, gę – zawołała gąska rozmasowując sobie obolałe skrzydło. Milka trochę się przeraziła, że zrobiła przyjaciółce krzywdę. Odwróciła się do niej przodem i zaczęła delikatnie lizać ją po skrzydełku.
 - Jeszcze cię boli? – spytała po chwili.
 - Jeszcze tylko trochę – odparła gąska.- Dobrze, że to nic poważnego – dodała po chwili.
 - Zostałabyś ze mną – uśmiechnęła się na tą myśl Milka. W naszej budzie jest sporo miejsca, a i karmą mogę się z tobą podzielić.
 - Gdyby mój klucz gęsi odleciał beze mnie, to byłoby straszne – wzdrygnęła się gąska. Ja nie jem karmy, tylko trawę i listki, a tego w zimie nie ma. Poza tym moje piórka nie są przystosowane do zimy, więc mogłabym zamarznąć. Milka była bardzo niepocieszona, bo już zrozumiała, że nie uda się jej zatrzymać przyjaciółki. Znowu zrobiło jej się smutno.
 - Ale przecież jeszcze nie ma zimy – upierała się dalej Milka. - Może zostaniesz jeszcze kilka dni.
 - Mój klucz odlatuje jutro w południe – odparła gąska.- Muszę już lecieć się przygotować do drogi – dodała i poszybowała ponad ogrodem. Milka jeszcze długo patrzyła za nią w zamyśleniu. Wieczorem wydała się Pyzie trochę za cicha, ale pieski szybko usnęły po całym dniu i Pyza już się nad tym nie zastanawiała. Rano jak co dzień, pieski zjadły śniadanie i zajęły się swoimi obowiązkami. Milka trochę szybciej, niż zwykle obiegła ogród dookoła, a potem gdzieś zniknęła. Pyza dokładnie obeszła cały ogród, obwąchując wszystko co napotkała na swojej drodze. Trochę zdziwiło ją zachowanie siostry, ale i tym razem nie miała czasu by się nad tym dłużej zastanowić. Milka wyszła przez bramę i pobiegła w kierunku pola. To tam właśnie, pod lasem mieszkała rodzina gęsi. Gdy przybiegła na miejsce, wszystkie gąski ustawiały się już do odlotu.
 - To moja przyjaciółka Milka – przedstawiła ją Gęgawa rodzinie. - Co ty tutaj robisz ?- spojrzała na Milkę zdziwiona.
 - Możesz zostać jeszcze parę dni ze mną! – krzyknęła Milka, dysząc ze zmęczenia. Biegła bardzo szybko, by zdążyć przed odlotem przyjaciółki.
 - Przecież ci tłumaczyłam, że mój klucz odlatuje dzisiaj i ja nie mogę zostać – odpowiedziała jej gąska. Milka potrząsnęła łebkiem i na ziemię upadł jakiś srebrny przedmiot.
 - To dla ciebie – odparła Milka przesuwając go łapą w kierunku przyjaciółki, która wyglądała teraz na bardzo zdziwioną. - Będziesz miała swój własny klucz, który może lecieć z tobą kiedy tylko będziesz chciała. Czyli możesz zostać jeszcze ze mną – dodała dumnie.
 - Gę, gę, gę – nagle rozległo się gęganie ze wszystkich stron. To cała rodzina gęsi śmiała się z Milki. Milka przyglądała im się nieco zdezorientowana. Tym razem pośpieszył z tłumaczeniem najstarszy w stadzie gęsi, dziadek Gęgawy.
 - Dzikie gęsi odlatują do ciepłych krajów formując klucz, to znaczy, że ustawiają się jedna za drugą w kształcie litery v. Dzięki temu łatwiej nam się leci i możemy pokonać dłuższą drogę- wyjaśnił Milce dziadek przyjaciółki. Gaski jeszcze raz pożegnały pieska gromkim gę, gę, gę i wzbiły się w górę. Milka wracała smutna do domu.
 - Może dobrze, że nie potrzebowała tego klucza – pomyślała – bo babcia też go chyba lubi. Ciągle nosi go przy sobie. Gdy Milka dotarła do domu, zastała wszystkich na dworze. Pyza szybko jej wyjaśniła, że babci zginęły klucze do domu i trzeba pomóc ich szukać.
 - O tam leci jakiś klucz – zawołała Milka wskazując na niebo, a gdy Pyza i babcia spojrzały do góry, szybko odłożyła klucz na miejsce. Nad domem babci przelatywał właśnie klucz gęsi, a jedna z nich machała do piesków na pożegnanie.