Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 października 2012

Popcorn


Mała myszka bawiła się ze swoim przyjacielem szczurkiem. Biegli właśnie w okolicy kubłów ze śmieciami, gdy nagle oboje zobaczyli jedno, wielkie ziarenko popcornu.
- To moje !– krzyknęła myszka.
 - Nie, ja pierwszy je wypatrzyłem! – wrzasnął szczurek. Całe to zajście oglądała Pyza i Milka.
 - Nie możecie się tak kłócić – powiedziała do nich Pyza. Przecież jesteście przyjaciółmi . Myszka i szczurek zapomnieli o tym chyba, bo patrzyli na siebie bardzo groźnie.
 - Musicie się jakoś podzielić – Pyza spróbowała jeszcze raz ich pogodzić.
 - Już wiem, co można zrobić – wymyśliła nagle Milka. Zabawimy się – odparła bardzo dumna ze swojego pomysłu. Myszka i szczurek podeszli do niej bliżej i słuchali zainteresowani.
 - Ja ukryję gdzieś ten popcorn, i to z was, które pierwsze go znajdzie będzie mogło go zjeść.
 - Niezły pomysł- pochwaliła siostrę Pyza. Myszka i szczurek też się z tym zgodzili.
 - Tylko zasłońcie oczy – krzyknęła Milka i już gdzieś biegła z popcornem w pysku. Długo szukała odpowiedniego miejsca. Gdy przebiegała obok samochodu babci, do bramy podszedł pan listonosz. Milka musiała oczywiście go obszczekać, więc już otworzyła pyszczek i zapomniała co w nim trzyma. Ziarenko popcornu wpadło jej na język i mlask – już było po nim.
 - No chyba nieźle je ukryłam – powiedziała do siebie, trochę zdenerwowana. jak im to wytłumaczy. Długo się jednak tym nie martwiła, bo przypomniał jej się pan listonosz i pobiegła go poszukać. Pyza odliczyła czas i pozwoliła myszce i szczurkowi rozpocząć poszukiwania. Myszka pobiegła w jedną, a szczurek w drugą stronę. Oboje mieli nosy prawie przy ziemi i dokładnie rozglądali się we wszystkie strony. Ślady Milki zaprowadziły ich w okolicę samochodu babci. Tam sprawdzili najpierw pod nim. Potem wdrapali się na samochód, ale nie znaleźli popcornu. Stanęli w końcu zrezygnowani.
 - Bardzo dobrze go ukryła – pierwszy odezwał się szczurek.
 - Tak, ja też już nie mam pomysłu , gdzie jeszcze go szukać – przytaknęła mu myszka. Podnieśli łebki do góry, żeby jeszcze raz przyjrzeć się samochodowi i nad swoimi głowami zobaczyli rurę wydechową.
 - To na pewno tam Milka ukryła popcorn – zawołał szczurek i już wdrapywał się na koło, by się tam dostać. Po chwili z rury wydechowej wystawał tylko jego ogonek. Myszka była trochę zła, że to jemu pierwszemu udało się tam wejść. Stała na dole i miała nadzieję, że popcornu tam nie ma. Szczurek machał ogonkiem, ale nie wychodził.
 - Pewnie już go zjadasz – powiedziała zawiedziona myszka i podreptała smutna do swojej norki. Minęła dłuższa chwila . Milka biegała po ogrodzie, Pyza pilnowała domu, a myszka już przestała się gniewać na swojego kolegę i zaczęła go szukać. Babcia właśnie wsiadła do swojego samochodu i próbowała go uruchomić.
 - Tyr, tyr, tyr – dziwnie terkotał silnik, ale zaraz gasł. Pieski przybiegły zobaczyć co się dzieje.
 - Tyr, tyr, tyr – znów wydał z siebie odgłos silnik samochodu, ale i tym razem zgasł. Pyza obeszła samochód dookoła i przechodząc obok rury wydechowej zobaczyła ruszający się ogonek szczurka. Milka tę już go dojrzała i przyglądała się ze zdziwieniem. Pyza delikatnie schwyciła ogonek w zęby i pociągnęła. Szczurek wypadł z rury wydechowej i zwisał jej teraz z pyska. Pyza szybko postawiła go na ziemi i odbiegli od samochodu, bo babci udało się uruchomić silnik i już wyjeżdżała z podwórka. Szczurek otrzepał swoje futerko i podziękował Pyzie. Nawet myszka zapomniała już o popcornie i cieszyła się z uratowania swojego przyjaciela.
 - No dobrze, może zjadłam ten nieszczęsny popcorn, ale żeby za to psuć samochód babci – powiedziała Milka, kręcąc z niedowierzaniem łebkiem. Wszystkie zwierzątka spojrzały na nią zdziwione. Myszka i szczurek już mieli na nią nakrzyczeć, ale Pyza odezwała się pierwsza.
 - Milka – powiedziała do siostry groźnym głosem – za to, musisz oddać myszce i szczurkowi po jednym kawałku swojej suchej karmy.
 - Dobrze – odparła Milka i poszła do swojej miski.- Dwa kawałki pysznej karmy za popcorn, którego nawet nie poczułam w brzuszku – mamrotała pod nosem niezadowolona, wyjmując ze swojej miski suchą karmę.

sobota, 27 października 2012

Zegarek


Ten dzień zaczął się dla babci Doty pechowo. Zginął jej ulubiony zegarek. Babcia przeszukała już cały dom, lecz go nie znalazła. Wyszła na dwór dać pieskom jeść, ale po jej minie widać było, że ją coś trapi.
 - Czemu babcia jest dzisiaj taka smutna i zamyślona? – spytała Milka siostrę.
 - Babcia od rana szuka swojego zegarka – odparła Pyza – a ponieważ go bardzo lubi, dlatego się martwi.
 - Może pomożemy jej szukać – wymyśliła Milka i już chciała pobiec, ale uświadomiła sobie, że nie wie co to jest zegarek.
 - A po czym poznać ten zegarek – zapytała.
 - To takie urządzenie co pokazuje czas. - wyjaśniła jej Pyza – Wydaje on charakterystyczny dźwięk, takie cyk, cyk, cyk. Babcia na pewno się ucieszy, gdy go znajdziesz, bo ja muszę pilnować domu.
Milka szybko pobiegła szukać zguby. Węszyła bardzo dokładnie we wszystkich kątach, a od czasu do czasu zatrzymywała się i nasłuchiwała, czy nie słychać gdzieś cykania. Pytała też napotkane zwierzątka, czy nie słyszały gdzieś takiego dźwięku. Szybko jednak okazało się, że nikt nie widział, ani nie słyszał zegarka. Zrezygnowana i zmęczona położyła się przy oczku wodnym. Zamyślona wsłuchiwała się w otoczenie. Nagle gdzieś w pobliżu usłyszała cykanie. Była bardzo cichutkie, ale już wiedziała skąd dobiega. Okrążyła oczko wodne i wpadła w otaczające je szuwary. Teraz cykanie ucichło. Milka nasłuchiwała jeszcze chwilę, aż w końcu pobiegła opowiedzieć wszystko Pyzie.
 - Pewnie babcia wyrywała chwasty i tam zgubiła zegarek – wyjaśniła jej Pyza – a, że nie był nakręcony to przestał cykać. Pobiegnij tam i powęsz dokładnie, a uda ci się go znaleźć. Babcia będzie bardzo szczęśliwa – zachęciła siostrę. Nie musiała jej tego dwa razy powtarzać. Po chwili Milka znów węszyła w szuwarach. W końcu przestała się ruszać i znów nasłuchiwała.
 - Cyk, cyk, cyk – dobiegło z pobliskiej kępki trawy. Spojrzała w tamtym kierunku i pośrodku kępki zauważyła dziwne zielone stworzonko.
 - Czy to ty jesteś zegarek? – zapytała Milka. Chodź tu szybko, bo babcia cię szuka – dodała, bo stworzonko przyglądało jej się bardzo zaskoczone.
 - Mnie szuka babcia? – spytało po chwili.
 - Oczywiście – odparła Milka.
 - Ale dlaczego mnie ?– nie dowierzało jej stworzonko.
 - Babcia bardzo cię lubi, ale cię zgubiła i teraz jest bardzo smutna, więc wskakuj na mnie to cię do niej podwiozę – wytłumaczyła Milka i nadstawiła się, by napotkany nieznajomy mógł wskoczyć. Konik polny, bo to on był tym stworzonkiem, zastanowił się chwilkę, ale wreszcie wskoczył na pieska i schwycił się jego sierści. Uradowana Milka pobiegła do domu, co chwilę podskakując z radości. Konikowi też podobała się ta przejażdżka i wydawał z siebie głośne cyk, cyk, cyk. Milka podbiegła do babci i skakała wokół niej.
 - Co ty tak skaczesz? – zdziwiła się babcia, ale wcale nie zauważyła siedzącego na niej konika polnego. Popatrzyła jeszcze chwilę na pieska i weszła do domu.
 - To chyba nie mnie szuka babcia – stwierdził zmartwiony konik polny.
 - Na pewno ciebie – odparła Milka – przecież to ty robisz cyk, cyk, cyk. Prawda? - spytała już trochę mniej pewnie.
 - Tak. To ja – odpowiedział konik i znów zacykał.
 - Babcia pewnie cię nie zauważyła, bo nie miała swoich okularów. Musisz wskoczyć przez okno i zacykać, to cię usłyszy.
 - Dobrze – przytaknął jej konik i wskoczył do domu. Usadowił się na parapecie i rozpoczął swoje cykanie, ale babcia nawet na niego nie spojrzała.
 - Poczekaj tu, a ja zawołam siostrę – krzyknęła Milka i za chwilę wróciła z Pyzą. Po drodze zdąrzyła już jej opowiedzieć, że znalazła babci zegarek i on teraz cyka w domu na parapecie, ale babcia go nie zauważyła.
 - Zaraz pokażę go babci – odezwała się Pyza i wbiegła do domu. Rozejrzała się dokładnie i na parapecie nie zobaczyła zegarka. Dojrzała tam natomiast konika polnego, który wygrywał właśnie swoje cykanie. Szybko zrozumiała, jaki błąd popełniła jej siostra.
 - Witaj koniku polny – odezwała się grzecznie Pyza. Co ty tu robisz?
 - Podobno babcia jest smutna, bo mnie zgubiła, więc przyszedłem ją pocieszyć- odparł konik i znów zaczął cykać. Babcia właśnie usiadła w fotelu i chyba usłyszała serenadę konika, bo uśmiechała się do siebie. Po chwili wstała i podeszła do wersalki. Podniosła leżącą tam poduchę i zawołała uradowana
 - Mam cię !W ręku trzymała srebrny przedmiot, który wydawał rytmiczne cyk, cyk, cyk. Założyła go sobie na rękę i poszła do ogrodu, cały czas się uśmiechając. W domu zostały obrażony konik polny, bardzo zdziwiona Milka i rozbawiona tą sceną Pyza.
 - Ja już nic nie rozumiem – odezwała się w końcu Milka. - Ty! Zegarek!, może mi to wytłumaczysz – skierowała pytanie do konika polnego.
 - Ja jestem konik polny i nazywam się Feliks – odparł oburzony konik i w podskokach skierował się dom okna.
 - Najpierw udawał zegarek i cykał, a teraz się jeszcze obraził – zawarczała Milka i kręcąc łebkiem ze zdziwienia, poszła coś przekąsić.
 - Będę musiała jej to wyjaśnić – mruknęła pod nosem Pyza i znów zajęła się pilnowaniem domu.

czwartek, 25 października 2012

Nowi lokatorzy


W ogrodzie babci Doty, pośrodku trawnika rosły dwa duże drzewa orzechowe. Tej jesieni większość orzechów już dojrzała. Babcia codziennie sprawdzała, czy nie spadły jakieś na trawę. Milka i Pyza pomagały jej szukać. Pyza łapała delikatnie zębami znaleziony orzech i podawała babci. Milka też tak próbowała, ale jej orzech był zawsze zgnieciony, bo ściskała go za mocno. Tego dnia, zaraz po śniadaniu oba pieski pobiegły sprawdzić, ile orzechów spadło przez noc.
 - Dzisiaj ja znajdę więcej – powiedziała Milka i wyprzedziła Pyzę. W nocy musiał wiać mocny wiatr, bo pod drzewem leżało sporo liści. Pieski z nosami przy ziemi przeszukiwały trawnik. Milka kręciła niezadowolona łebkiem.
 - Czemu się tak zachowujesz?- spytała ją w końcu Pyza.
 - Nie znalazłam żadnego orzecha – odparła zmartwiona Milka.
 - Ja też nic nie znalazłam – zdziwiła się Pyza. - Pobiegnijmy pod to drugie drzewo – dodała.
Pod tym drzewem pieski także nic nie znalazły.
 - To dziwne – zastanowiła się Pyza – Jeszcze wczoraj na drzewach było sporo orzechów. Teraz są tam puste zielone łupiny, więc gdzie one się podziały.
 - Może ktoś je zabrał – podpowiedziała Milka.
 - Ale kto to mógł zrobić – zaniepokoiła się Pyza – Przecież ani myszki, ani szczurek, ani nawet kotek sąsiadów, nie jedzą orzechów, więc po co by im one były. Pyza podniosła łepek i jeszcze raz dokładnie przyjrzała się drzewom.
 - Zobacz – powiedziała do Milki. -Na tym drzewie jest jeszcze trochę orzechów w łupinach, połóżmy się pod nim i poczekajmy aż spadną.
 - Dobrze – zgodziła się Milka chętnie, bo poczuła się już bardzo zmęczona. Oba pieski położyły się na trawie i zaczęły drzemać. Nagle Milka podskoczyła.
 - Aj, aj!- krzyknęła – dostałam orzechem w głowę. Potarła zbolałe miejsce i pobiegła po niego. Po chwili niosła go już w pysku, bardzo dumna z siebie. Tym razem podskoczyła Pyza.
 - Oj! - krzyknęła ja też dostałam w głowę.
 - Aj! - tym razem krzyczała Milka i pocierała ucho. Pyza w ostatniej chwili odskoczyła, bo znów jakiś orzech leciał prosto na nią.
 - Co jest? - rozejrzała się dokładnie. Na jednej z gałęzi dojrzała dwie małe, rude wiewiórki, które trzymały w łapkach orzechy. Po chwili jedna z nich rzuciła orzechem w kierunku Milki i trafiła ją w ogonek. Milka znów podskoczyła, a wiewiórki zaśmiały się zadowolone z siebie.
 - To strasznie głupia zabawa – krzyknęła do nich rozgniewana Pyza. - Natychmiast przestańcie rzucać orzechami, bo możecie kogoś skrzywdzić – dodała i zawarczała groźnie. Milka zaczęła szczekać, bo zorientowała się, co się dzieje. Małe wiewiórki wystraszone uciekły do dziupli. Po chwili wyjrzała stamtąd dorosła wiewiórka. Okazało się, że to mama tych dwóch rozrabiaków. Szybko przeprosiła za swoje pociechy i obiecała, że już nie będą się tak zachowywały.Potem przyniosła sporo orzechów.
 - Proszę – powiedziała dając je pieskom – Uzbierałyśmy je dziś rano, ale chętnie się podzielimy w ramach przeprosin. Pieski zaniosły zaraz orzechy babci. Potem wróciły pod drzewo, żeby trochę odpocząć. Po chwili słychać było ich cichutkie pochrapywanie.
 - Aj! - nagle zerwała się Milka i złapała się za tylną łapkę. Z dziupli wyjrzały małe wiewiórki.
 - To nie my! Przyrzekamy! - zawołały przerażone. Za nimi wyjrzała ich mama.
 - Tym razem  chyba winne jest drzewo – powiedziała przepraszającym tonem do pieska. Milka nadal rozcierała nóżkę, ale nie była już zła, a gdy zobaczyła przestraszone minki małych wiewiórek, uśmiechnęła się do nich przyjaźnie. Po chwili wszyscy już się z tego śmiali.

wtorek, 23 października 2012

Kominiarz


Zawsze przed zimą dom babci Doty odwiedzał kominiarz. Tym razem któregoś dnia też się pojawił. Był ubrany cały na czarno i ubrudzony sadzą. Miał ze sobą torbę wyposażoną w potrzebne narzędzia i długą linę zakończoną szczotką do przepychania kominów. Pyza i Milka przyglądały się jego pracy z daleka.
Kominiarz przystawił długą drabinę i wszedł po niej na dach.
 - Ale on jest odważny – powiedziała Milka – Ja nawet boję się wejść po schodach -dodała i obserwowała dalej zafascynowana. Kominiarz wrzucił przepychacz do komina i ruszał nim, żeby oczyścić go dokładnie z sadzy. Milce szybko znudziło się oglądanie jego pracy i pobiegła bawić się z myszkami.
 - Gońcie mnie! – zawołała i zaczęła uciekać. Myszki bardzo lubiły zabawę z Milką, więc chętnie spełniły jej prośbę. Po chwili przyłączył się do nich znajomy szczurek.
 - Ja też się z wami chętnie pobawię – powiedział i pobiegł za myszkami. Zabawa trwała, a pan kominiarz skończył wyciągać sadzę do wiaderka, powiesił je na drabinie i poszedł na przerwę. Babcia wyszła do ogrodu powiesić pranie.
 - Tylko mi go nie zerwij ze sznura! – krzyknęła do Milki i pomachała jej groźnie palcem.
Milka kiwnęła głową i znów pogoniła myszki i szczurka. Pyza zajęta pilnowaniem domu, co chwilę widziała ich przebiegających , to w tę, to w drugą stronę. W pewnym momencie myszki postanowiły przebiec pod drabiną. Szczurek też zwinnie przebiegł pod nią i obejrzał się do tyłu, żeby sprawdzić jak daleko jest Milka.
- Nie dogonisz nas!– krzyknął do niej. Milka niewiele myśląc, też skierowała się pod drabinę. Była niestety znacznie większa od swoich towarzyszy zabawy, więc uderzyła w nią mocno. Drabina zachwiała się niebezpiecznie i wiaderko z sadzą spadło z góry obok przebiegającej Milki. Rozległ się straszny hałas, więc szczurek odwrócił się ponownie. Ujrzał za sobą wielkiego psa podobnego do Milki, ale ten był cały czarny. Przerażony szybko pobiegł do swojej norki. Myszki też wystraszyły się czarnego psa i zaraz się schowały.
 - Hej! – zawołała zdziwiona Milka – czy teraz bawimy się w chowanego? – spytała i zaczęła węszyć, szukając swoich przyjaciół. Wcale nie zauważyła, że sadza osadziła się na jej białym futerku. Jak przystało na psa tropiącego spuściła łeb nisko i obwąchiwała okolicę.
 - Zaraz was znajdę – mruknęła pod nosem. Oczywiście wcale nie patrzyła przed siebie, zajęta węszeniem. Przeszła więc parę razy pod rozwieszonym praniem babci, pozostawiając na nim czarne smugi. Nie znalazła myszek, ani szczurka. Zrezygnowana wróciła do Pyzy, aby się jej poskarżyć.
 - A co ty znowu nabroiłaś! – krzyknęła Pyza na jej widok. Milka nie rozumiała o co jej chodzi i zrobiła zdumioną minę.
 - Gdzie ty się tak wybrudziłaś !– zdziwiła się Pyza. Milka obejrzała się dokładnie i dopiero zauważyła, że jest teraz czarnym psem.
 - Fajnie co! – zawołała uśmiechnięta - wyglądam teraz jakbym wróciła od fryzjera.
 - Milka! - nagle rozległ się zdenerwowany głos babci.
 - No przecież to nic takiego – stwierdziła Milka i pobiegła się jej pokazać. Okazało się jednak, że babcia jest bardzo niezadowolona, bo dojrzała swoje pranie. Gdy pojawiła się jeszcze cała czarna Milka, babcia nie wytrzymała.
 - Już nie mam do ciebie sił !– krzyknęła. - Szykuj się do kąpieli !– dodała i poszła zrezygnowana szykować wodę. Milka nie lubiła się kąpać, bo szampon wpadał jej do oczu, ale tym razem spuściła ogon i podreptała za babcią. Aż do wieczora trwało sprzątanie. Babcia musiała ponownie wyprać i powiesić pranie, a kominiarz sprzątnął sadze i odstawił drabinę. Wieczorem babcia nadal gniewała się na Milkę.
 - Nie rozumiem dlaczego babcia jest taka zła.- stwierdziła Milka – przecież miałam uważać, żeby nie zerwać prania i go nie zerwałam .Prawda? - spojrzała na Pyzę zdziwiona. Pyza tylko kiwnęła głową zrezygnowana i nic nie odpowiedziała.

czwartek, 18 października 2012

Srebrny dzwoneczek

Na pobliskim polu zawsze coś się dzieje, więc Pyza i Milka postanowiły właśnie tam wybrać się na spacer. Tym razem pracujących ludzi i maszyn było niewiele, tylko w oddali jeździł jakiś traktor. Pieski biegły ścieżką i rozglądały się dookoła.Na łące też nie było żadnych zwierząt.
 - Patrz, tam w trawie coś się błyszczy! – zawołała Milka i pobiegła sprawdzić co to takiego. Pyza też podeszła zaciekawiona. Milka uderzyła delikatnie noskiem znaleziony przedmiot i odskoczyła przestraszona. Dzyń, dzyń – uderzony przedmiot wydał z siebie dziwny, melodyjny dźwięk.
 - Nie bój się – odezwała się Pyza – to dzwoneczek. Noszą je owieczki, żeby było wiadomo gdzie są. - dodała i przyjrzała się znalezisku.
 - Bardzo mi się podoba – odparła Milka – Czy mogę go zabrać ze sobą? – spytała i spojrzała prosząco na siostrę.
 - No dobrze – zgodziła się Pyza, choć nie do końca była pewna, czy to dobry pomysł. Uradowana Milka podniosła dzwoneczek i przyczepiła go do swojej obroży. Teraz melodyjne dzyń, dzyń rozlegało się za każdym jej podskokiem.
 - To jednak nie był dobry pomysł – powiedziała pod nosem Pyza. Jej siostra i tak nie usłyszała tej uwagi, bo dzyń, dzyń zagłuszało wszystko. W końcu pieski wróciły do swojego ogrodu i ułożyły się zmęczone pod drzewem. Milka nie wytrzymała jednak długo i postanowiła pochwalić się dzwoneczkiem swoim przyjaciołom. Dzyń, dzyń rozległo się, gdy pobiegła w drugi koniec ogrodu. Pyza zerwała się na nogi, bo ten dźwięk ją obudził, ale za chwilę zorientowała się, że to tylko dzwoneczek, pokiwała głową zrezygnowana i znów zaczęła drzemać. Milka najpierw odwiedziła rodzinę ślimaków. Pan ślimak i pani ślimakowa wspinali się właśnie pod górkę, żeby dostać się do rosnącej tam sałaty. Już byli na samym szczycie, a droga zajęła im sporo czasu, bo poruszali się bardzo wolno, jak to ślimaki, kiedy nagle rozległo się dzyń, dzyń. Oboje prędko schowali się do swoich skorupek. To spowodowało, że potoczyli się z górki w dół i znów mieli przed sobą bardzo daleką drogę do sałaty. Milka nie rozumiała, dlaczego się tak zdenerwowali i nie podziwiają jej dzwoneczka, więc szybko się z nimi pożegnała i pobiegła do ptaszków, które miały gniazdko na krzaczku. Dorosłe ptaki poleciały szukać pożywienia, a w gniazdku zostały trzy małe pisklęta, które właśnie zasnęły. Gdy obok ich główek rozległo się dzyń, dzyń rozwrzeszczały się przerażone. Głośny płacz zmusił ich rodziców do powrotu do gniazda. Milka nadal nie rozumiała, dlaczego nikt nie podziwia jej dzwoneczka i już bardzo urażona pobiegła do myszek. Tam donośne dzyń, dzyń także przestraszyło domowników i nikt nawet do niej nie wyszedł. Nastał wieczór i babcia zawołała pieski do domu. Zostawiła uchylone drzwi na taras i poszła odstawić kubek z mlekiem, który trzymała w ręku. Dzyń, dzyń rozległo się tym razem w domu, bo Milka właśnie wbiegła i ułożyła się na miejscu. Babcia upuściła kubek i zdziwiona zaczęła się rozglądać skąd ten dźwięk, ale było już cicho, bo pieski zasnęły. Rano nieszczęsne dzyń, dzyń obudziło Pyzę, a potem babcię.
 - No nie! – powiedziała do siebie Pyza – tak nie może być, coś muszę szybko wymyślić - dodała i zaczęła się zastanawiać jak wybrnąć z tej sytuacji. W końcu wstała i pobiegła w stronę, gdzie słychać było donośne dzyń, dzyń. To Milka podskakiwała zadowolona.
 - Może znów wybierzemy się na pole – zaproponowała jej Pyza.
 - Świetnie – podskoczyła Milka i kolejne dzyń, dzyń dało się słyszeć. Pyza już bardzo zdenerwowana pobiegła przodem. Tym razem na łące pasło się stado owiec. Gdy zobaczyły białego, puchatego psa i usłyszały dzyń, dzyń, pomyślały, że to jakaś zaginiona owieczka i pobiegły do niej.
 - Pyza ratuj! – krzyknęła przerażona Milka – te owce mnie atakują – dodała i zaczęła uciekać. Owieczki pobiegły za nią , a wszystkie ich dzwoneczki dzwoniły i dzwoniły.
 - Milka, one myślą, że jesteś owcą, bo nosisz dzwoneczek! – krzyknęła Pyza i przyśpieszyła, bo owieczki niebezpiecznie się zbliżały. Milka szybko odpięła swój dzwoneczek, który wydał ostatnie dzyń, dzyń i rzuciła go na trawę. Owieczki zatrzymały się i nasłuchiwały, ale że nie usłyszały już znajomego dzwoneczka, wróciły w poprzednie miejsce i zajęły się jedzeniem. 
 - Wracajmy do domu - powiedziała zdyszana Milka i pobiegła przodem. Pyza uśmiechnęła się pod nosem i zadowolona z siebie pobiegła za nią.

poniedziałek, 15 października 2012

Duch

Jesienią dni są coraz krótsze. Pieski Milka i Pyza są na dworze do późnego wieczora, a potem babcia wpuszcza je do domu. Tego dnia słońce już zaszło. Pyza czekała na tarasie, a Milka nadal biegała po ogrodzie.
 - Nie spotkałam żadnej myszki, to dziwne – powiedziała zdyszana i usiadła zamyślona obok Pyzy. - Krecik też nie chciał ze mną rozmawiać, tylko szybko schował się pod ziemię – dodała po chwili.
 - Może miał coś pilnego do zrobienia – odparła Pyza i głośno ziewnęła.
 - A myszki też są takie zajęte? - nie dowierzała Milka.
 - Pewnie poszły na kolację, albo ty ich nie zauważyłaś, bo już jest ciemno – próbowała wyjaśnić Pyza. Nie przekonała jednak siostry. Milka wstała i znów pobiegła porozglądać się dookoła. Wtem w ogrodzie rozległ się dziwny głos. Huu, hu, hu. Milka bardzo się wystraszyła i szybko wróciła na taras.
 - Słyszałaś -spytała siostrę – co to za dziwne odgłosy?
 - Nie mam pojęcia – odparła Pyza i obie pobiegły w kierunku, z którego dobiegał ten głos. Huu, hu, hu- znowu rozległo się hukanie. Tym razem jednak słychać je było z innej strony. Pieski powęszyły dokładnie w całym ogrodzie, ale nic nie znalazły. Głos już się nie powtórzył,a babcia wołała je do domu.
 - Ciekawe, co to było? – powiedziała Pyza układając się do snu.
 - Może to duch ?– zadrżała Milka i wsunęła się bardziej pod schody. Pyza chyba nie usłyszała siostry, bo już pochrapywała . Milka wcale nie mogła zanąć tej nocy. Kręciła się najpierw na miejscu, a potem przeszła parę razy po domu, żeby sprawdzić, czy nic się tam nie ukryło. Zasnęła dopiero nad ranem i śniło jej się, że coś ją goni. Tak poruszała we śnie łapkami, że kopnęła w końcu Pyzę. Ta warknęła na nią i zasnęła dalej. Rano pieski znowu wyszły do ogrodu.Pyza miała sporo zajęć, więc nie myślała o dziwnym hukaniu. Milka natomiast starała się poszukać jakiejś koleżanki myszki.
 - Nie ma żadnej myszki – zdała wieczorem relację ze swoich poszukiwań Pyzie.- Krecik też się nie pokazał cały dzień. Nie było nawet żadnego nowego kopczyka.
 - Tak, to dziwne – Pyza przyznała jej tym razem rację . Było już ciemno i nagle w ogrodzie znów rozległo się dziwne hukanie. - Huu, hu, hu. Pieski pobiegły w tamtym kierunku, ale odgłos znów dochodził z innej strony. Tego wieczora słychać było go jeszcze kilkakrotnie i zawsze z różnych miejsc.
 - Ja jutro zostaję w domu – stwierdziła Milka – To na pewno duch. Przecież my mamy świetny słuch, a nie słyszymy, jak to się porusza – dodała i przytuliła się do siostry.
 - Nie, to nie duch, ale jutro się tym bliżej zainteresujemy – odparła Pyza ziewając przeciągle.
Milka znowu źle spała, a rano zaparła się wszystkimi łapami i nie chciała wyjść. Nawet babcia się trochę zdziwiła, bo Pyza musiała warczeć na nią, aż w końcu wypchnęła ją siłą. Pieski zjadły śniadanie i poszły poszukać myszek. Stanęły obok daszku,pod którym było złożone drewno do kominka i zawołały
 - Hej myszki! - ale nikt nie odpowiedział. W dzień nie było słychać dziwnych dźwięków, więc Milka troszkę odważniej biegała po ogrodzie. Ciągle jednak rozglądała się dookoła i była bardzo czujna. Raz nawet wiatr przewrócił doniczkę, to weszła pod ławkę i nie chciała już wyjść. Pyza poszła odwiedzić krecika.
 - Panie kreciku! - zawołała nachylając się nad starym kopczykiem. Po chwili wyjrzał z niego krecik. Też był bardzo wystraszony. Milka w końcu podeszła do nich.
 - Pan też słyszał tego ducha? – spytała szeptem krecika.
 - Jakiego ducha? – zdziwił się krecik, ale znów rozejrzał się to w tę , to w drugą stronę.
 - No tego co tak robi hu, hu- odparła urażona Milka.
 - To nie jest duch – odpowiedział krecik, ale wcale się nie uśmiechał -To jest puszczyk.
 - A co to takiego u licha ?- wykrzyknęła Milka, pierwszy raz słysząc takie słowo.
 - Puszczyk to taki ptak. Lata nocą prawie bezszelestnie i poluje na krety, myszki i nornice. - objaśnił kret. Dawno już żadnego nie było w naszej okolicy- dodał po chwili – Ale to hukanie oznacza, że jakiś poluje w naszym ogrodzie.
 - To dlatego myszki się pochowały – stwierdziła Pyza.- Musimy wygonić tego intruza. Mam pomysł. Pan niech się ukryje, a my już się tym zajmiemy – odparła i pobiegła w stronę ogrodzenia. Milka pobiegła za nią. 
 - Zawołamy naszych bezpańskich znajomych – objaśniła Pyza i zaczęła nawoływać. Wieczorem w ogródku babci Doty było już pięć piesków. Pyza porozstawiała je w czterech kątach , a sama stanęła pośrodku.
 - Na mój znak zaczynamy szczekanie – zawołała. Zrobiło się już ciemno. Na niebie widać było śliczny, okrągły księżyc i gwiazdki. Wszyscy czekali w skupieniu. Nagle rozległo się głośne hukanie. Huu, hu, hu.
 - Teraz – rozkazała Pyza i wszystkie pieski rozszczekały się na dobre. Niektóre od czasu do czasu groźnie warczały. Po paru chwilach w świetle księżyca pojawił się odlatujący pospiesznie puszczyk.
 - No, chyba nam się udało – odparła Pyza i podziękowała znajomym za pomoc. Gdy pieski udały się już za ogrodzenie, Pyza rozejrzała się za siostrą. Zobaczyła ją skuloną pod taczką.
 - Możesz wychodzić – krzyknęła do niej – twojego ducha już nie ma – zaśmiała się przyjaźnie i poklepała siostrę po łapie.

piątek, 12 października 2012

Lęk wysokości


Mała myszka Basia przebiegała koło psich misek.
- Cześć Basiu! – zawołała do niej Milka – Gdzie się tak śpieszysz?
 - Biegnę, bo umówiłam się z krecikiem, pod drzewem orzecha. Ma mi opowiedzieć coś ciekawego, ale nie zdradził co.- odpowiedziała myszka i pobiegła dalej. 
 - Jak zjem, to też tam pójdę – odkrzyknęła Milka, ale myszka mogła jej już nie usłyszeć. Bardzo zamyślona biegła przed siebie. Nie ukłoniła się nawet Pyzie, która skończyła swój obchód po ogrodzie i też wracała na śniadanie. Pod drzewem nikogo jeszcze nie było. Myszka usiadła w kąciku i czekała na krecika. Co chwilę niecierpliwie oglądała się we wszystkie strony. Za siatką, od strony sąsiadów słychać było rozmawiające kotki. Myszka wcale się nie wystraszyła, bo kotki nigdy nie przechodziły ogrodzenia. Taką miały umowę z Pyzą i Milką, i wszystkie zwierzątka w babci ogrodzie o tym wiedziały. Nagle Basia usłyszała szeleszczące liście gdzieś znacznie bliżej.
 - Czy to ty kreciku? - zawołała niepewnie, ale nikt się nie odezwał. Basia wiedziała, że na myszki w ogrodzie mogą czyhać różne niebezpieczeństwa, więc skuliła się jeszcze bardziej. Listki znowu zaszeleściły i naprzeciwko Basi pojawił się kotek. Był wprawdzie mały, ale wyglądał bardzo groźnie. Rodzice myszki zawsze jej powtarzali, że na widok kota ma uciekać. Nie zastanawiając się długo zaczęła wdrapywać się na drzewo. Odwróciła się, żeby sprawdzić co robi jej wróg i gdy okazało się,że też wchodzi po drzewie, przyspieszyła kroku.
 - Dlaczego uciekasz? – wydyszał zziajany kotek – ja tylko chcę się z tobą pobawić – dodał.
 - Pobawić! -krzyknęła myszka – już ja znam kocie zabawy z myszkami, mama mi opowiadała.
 - To czemu uciekasz? - zdziwił się kotek i nagle się zatrzymał. Rozejrzał się dookoła i aż ugięły mu się nóżki.
 - Ale jesteśmy wysoko! – stwierdził i chwycił się mocno najbliższej gałęzi. Myszka też się zatrzymała i przyjrzała mu się dokładnie. Kotek cały się trząsł, a w jego małych oczkach było widać prawdziwe przerażenie.
 - Co ty?. Chyba nie masz lęku wysokości – spytała rozbawiona myszka.
 - Nie wiem, ale jestem jeszcze malutki i wiele rzeczy robię pierwszy raz. Nigdy jeszcze nie widziałem takiego zwierzątka jak ty i nigdy nie wchodziłem na drzewo. Bardzo się boję – dodał. - Chcę do mamy
Myszka nie była pewna, czy kotek mówi prawdę, ale zrobiło jej się go żal. Zeszła dwie gałązki niżej.
 - Nie bój się – spróbowała go pocieszyć – zaraz coś poradzimy – dodała,ale nic nie przychodziło jej do głowy. Kotek rozpłakał się już na dobre.
 - Może pobiegnę po pomoc – odezwała się po chwili. Widząc, że kotek bardzo już panikuje zeszła z drzewa i pobiegła do piesków. Po chwili pod drzewkiem było już pełno zwierzątek. Stały tam dwa pieski, krecik, który przyszedł na umówione spotkanie i myszka Basia. Wszyscy zastanawiali się jak pomóc biednemu kotkowi.
 - Może potrząśniemy drzewem, to spadnie – stwierdziła beztrosko Milka. Pyza zgromiła ją spojrzeniem.
 - Ja tam nie wejdę – odezwał się krecik – my kreciki nie chodzimy po drzewach – dodał.
 - Musimy coś podstawić pod drzewo, żeby kotek bezpiecznie po tym zszedł – zadecydowała Pyza.
 - Ale co? – zamyślił się krecik
 - Może zjeżdżalnie Igorka – wpadła na pomysł Milka – jest duża i plastikowa, chyba ją jakoś dociągniemy. Pyza zaakceptowała ten pomysł i oba pieski szybko pobiegły po zjeżdżalnię. Po chwili można było zobaczyć jak ciągną za sobą różową zabawkę ogrodową. Kotek już trochę ochłonął, bo cała sytuacja bardzo go zainteresowała. Zapomniał nawet o swoim lęku wysokości. Pieski dostawiły zjeżdżalnię do drzewa.
 - Wejdź na to! – krzyknęły do kotka.
Kotek właśnie przypomniał sobie gdzie się znajduje, chwycił się mocniej gałązki i pokręcił główką. Milka nie zastanawiając się długo, wzięła duży rozbieg i całym ciałem uderzyła w drzewo. Wszystkie gałęzie zatrzęsły się mocno. Na ziemię spadło mnóstwo liści. Kotek stracił równowagę, spadł wprost na podstawioną zjeżdżalnię i zjechał na trawnik .
 - Ale jazda !– odezwała się Milka, lekko oszołomiona po uderzeniu w drzewo. Mały kotek też był oszołomiony, ale akcja ratunkowa bardzo mu się spodobała.
 - Idę opowiedzieć rodzicom – stwierdził otrzepując się z liści i podreptał w stronę ogrodzenia.
 - Dziękuję – krzyknął jeszcze przechodząc przez oczko w siatce.
 - Mam nadzieję, że nie opowie tej historii ze wszystkimi szczegółami, bo będziemy mieć konflikt z sąsiadami – powiedziała Pyza i znów zgromiła Milkę spojrzeniem.
 - A co właściwie miałeś mi opowiedzieć? – spytała myszka krecika, bo właśnie przypomniała sobie czemu się tu znalazła.
 - Słyszałem, że u sąsiadów urodził się mały kotek – odparł krecik – ale o tym już chyba wszyscy wiemy – dodał i wybuchnął śmiechem. Wszystkie zwierzątka zaśmiały się razem z nim.

wtorek, 9 października 2012

Poszukiwacze skarbów

Pod domem babci Doty, na ulicy stała mała koparka. Skończyła właśnie pracę i odpoczywała. Milka podeszła do ogrodzenia i szczeknęła, widząc nieznane jej urządzenie.
- Kim ty jesteś? – spytała niepewnie. Koparka poruszyła swoją niewielką łychą i odpowiedziała. 
- Ja jestem koparka. Potrafię kopać dołki różnej wielkości.
Milka spojrzała na nią zdziwiona.
- Ja też jestem świetna w kopaniu dołków – odparła i żeby to udowodnić wykopała duży dołek na pobliskiej grządce. Wykopała przy tym trzy cebulki tulipanów, które babcia wsadziła poprzedniego dnia. Bardzo zadowolona z siebie pokazała niespodziewane znalezisko koparce. 
- Tak, nieźle sobie poradziłaś – pochwaliła ją koparka. - A tam w dołku jeszcze coś leży – dodała i wskazała łychą. Milka spojrzała we wskazane miejsce i zobaczyła skrawek papieru. Były na nim dziwne rysunki. 
- To na pewno mapa do skarbu – powiedziała podekscytowana koparka. Milka przyjrzała się rysunkowi i pokiwała łebkiem. 
- Musimy go znaleźć – stwierdziła. - Wjedź do nas do ogrodu, to mi pomożesz -zaprosiła ją. Koparka nie zastanawiała się długo, bo bardzo lubiła takie przygody. Wjechała do ogrodu i stanęła pośrodku. 
- Od czego zaczniemy? – spytała ją Milka.
Obie popatrzyły na rysunek i zaczęły szukać miejsca, w którym trzeba kopać. Trochę pokręciły się po ogrodzie, odmierzały jakieś odległości, Milka coś węszyła, aż wreszcie wybrały miejsce w pobliżu huśtawki. Koparka zaczęła kopać jako pierwsza, a gdy się zmęczyła zastąpiła ją Milka. Potem znów była kolej na koparkę. Nagle łycha uderzyła o coś metalowego.
 - Chyba coś znalazłam! – krzyknęła ucieszona koparka. Milka podeszła bliżej, żeby lepiej widzieć. Koparka jeszcze raz zamachnęła się łychą i nagle z dołka wytrysnęła fontanna wody. Była tak silna, że Milka przewróciła się i wpadła do dołu. Koparka także straciła równowagę. Dwa jej koła wylądowały tuż przy Milce, a łycha uderzyła w huśtawkę. Dziwny dźwięk jaki wydała, zaalarmował babcię, która wraz z Pyzą sadziła cebulki kwiatów w drugiej części ogrodu. Widok jaki im się ukazał był straszny. Babcia aż załamała ręce, a Pyza groźnie warknęła. Trzeba było dzwonić po pomoc. Pyzie udało się wyciągnąć siostrę. Teraz już nie wyglądała jak biały pluszak, tylko była cała ubłocona. Fachowcy, którzy zjawili się w ogrodzie wyciągnęli koparkę i załatali rozerwaną rurę doprowadzającą wodę do domu. Babcia była bardzo zła na Milkę. 
 - Ja tylko chciałam znaleźć skarb, który jest pokazany na tej mapie – powiedziała skruszona Milka i pokazała znalezioną kartkę. 
 - To przecież kartka, na której babcia zaznaczyła gdzie posadziła nowe kwiaty – odparła Pyza i zaniosła kartkę babci. Milka pomachała koparce na do widzenia i ze spuszczoną głową poszła wykąpać się w oczku.

poniedziałek, 8 października 2012

Duży kłopot

Po ulicy, przy której mieszkała Pyza i Milka często przechadzały się bezpańskie psy. Większość raczej omijała ogród z daleka . Jeden z nich był jednak na tyle odważny, że wynajdywał różne dziury w ogrodzeniu i przedostawał się do środka. Na początku pieski wyganiały go, ale za którymś razem poznały się lepiej i w końcu się zaprzyjaźniły. Reks, bo tak nazywał się ten piesek, był kundelkiem. Miał długą białą sierść, zawsze brudną i pozlepianą. Tym razem także przyszedł w odwiedziny. Milka była bardzo szczęśliwa i cały dzień goniła się z nim po ogrodzie.
Wieczorem Reks poszedł szukać jakiegoś legowiska na noc, a Milka z Pyzą weszły do domu.
 - Fajnie się bawiłam – powiedziała Milka kładąc się na swoim miejscu.
 - Babcia Dota nie lubi jak obce psy przychodzą do naszego ogrodu – stwierdziła Pyza.
 - Na szczęście dzisiaj nie zauważyła Reksa – odparła Milka głośno ziewając. Pyza położyła się obok niej i usnęły. Całą noc Milka bardzo się kręciła. Rano obudziła się znacznie wcześniej niż siostra i była bardzo niespokojna.
 - Co ty się tak dziwnie zachowujesz? – spytała ją Pyza, gdy wyszły na dwór.
 - Chyba coś chodzi po moim futerku – odparła Milka i zaczęła się drapać łapą po pysku.
Pyza podeszła i obejrzała ją dokładnie.
 - Nic tam nie ma – stwierdziła i pobiegła zrobić obchód dookoła posesji.
Milka przewróciła się na grzbiet i ciągle się drapała. Szybko jednak zapomniała o swoim problemie, bo babcia wyszła powiesić pranie na sznurku i oba psy musiały towarzyszyć jej przy tej czynności.
 - Chyba mamy duży kłopot – odezwała się Pyza do siostry, gdy babcia weszła do domu – mnie też swędzi cała skóra – szybko dodała, bo Milka miała bardzo zdziwioną minkę.
 - Co to może być? – zapytała Milka
 - Pewnie Reks przyniósł nam pchły- odparła Pyza i zaczęła się drapać.- To duży problem, bo musimy mieć coś, co je odstraszy – rzekła i tak jak Milka poprzednio, przewróciła się na grzbiet.
 - To moja wina, więc ja coś na to poradzę !- wykrzyknęła Milka i gdzieś pobiegła. Nie było jej bardzo długo. Pyza zajęła się swoimi codziennymi obowiązkami . Co jakiś czas musiała się podrapać, bo pchły skakały, to tu, to tam, po jej ciele. Pod wieczór była już bardzo zmęczona, więc położyła się pod drzewem i odpoczywała. Cały dzień miała wiele zajęć i jeszcze pchły nie dawały jej spokoju, wiec nawet nie zastanawiała się co robi jej siostra. Teraz zaczęła  myśleć jaki to pomysł mógł jej przyjść do głowy. Zaniepokoiła się już na dobre i pobiegła jej poszukać. To co zobaczyła za domem przeraziło ją nie na żarty. Na tarasie stała stara miotła ubrana nieudolnie w różne rzeczy babci Doty.
 - A cóż to ma być? – zapytała przerażona. Pyza była bardzo odważna i nie wystraszyła się samej szczotki, tylko tego, co powie babcia, gdy zobaczy swoje rzeczy.
 - To jest coś, co pomoże nam w naszym kłopocie – odparła dumna z siebie Milka- To jest strach na pchły – dodała. Pyza spojrzała niepewnie na siostrę i nawet nie wiedziała jak ma zareagować. Milka oczekiwała pochwały.
 - To chyba twój najgłupszy pomysł- odezwała się wreszcie zdenerwowana -Pchły odstrasza się specjalną substancją, która ma taki zapach jakiego nie lubią . Nasącza się nim obroże lub smaruje bezpośrednio skórę.
 - Przecież sama mi kiedyś pokazywałaś stracha na wróble i mówiłaś, że jego zadaniem jest odstraszanie ich – powiedziała smutno Milka – Myślałam, że pchły też tak można odstraszyć. - dodała i znów musiała się podrapać. Pyza szybko rozebrała miotłę i zaniosła wszystkie rzeczy pod sznurek. Babcia nie była zachwycona jak je zobaczyła, ale pomyślała, że to wiatr je pozrzucał. Wieczorem zauważyła, że pieski się drapią i następnego dnia kupiła im specjalne obroże. Pchły szybko się wyniosły i wszystko wróciło do normy, tylko Pyza nieraz śmiała się z siostry.
 - Strach na pchły?- kiwała łebkiem – Och Milka, Milka.- dodawała z uśmiechem.

sobota, 6 października 2012

Koledzy

Za domem, pod niewielkim daszkiem było złożone drewno do kominka. Porąbane kawałki były ładnie ułożone jeden na drugim w kilku rzędach. To właśnie to miejsce wybrało na mieszkanie wiele mysich rodzin. Mieszkała tu też rodzina jaszczurek i jeszcze wiele innych żyjątek, których nawet nie potrafiłabym nazwać. Codziennie tata jaszczurka z mamą jaszczurką wchodzili na daszek i wygrzewali się na słoneczku. Ich synek Czuk zaprzyjaźnił się z synkiem myszek mieszkających w pobliżu. Obaj chłopcy uwielbiali razem dokazywać.
 - Tylko uważajcie na siebie – przestrzegała ich mama myszka – w ogrodzie czyha na was dużo niebezpieczeństw – dodała zatroskana. Chłopcy obiecali, że będą ostrożni i już ich nie było.
  - Może pobawimy się w chowanego – zaproponował Czuk.
 - Dobrze – ucieszył się Kim, który był mniejszy od swojego kolegi i mógł się schować nawet w najmniejszej dziurce. Najpierw chowała się mała jaszczurka. Weszła pod liście orzecha, które były zgrabione w sporą kupkę. Myszka szybko się jednak zorientowała, że spod jednego, żółtego listka wystaje mały zielony ogonek i odnalazła w ten sposób swojego kolegę. Potem chował się Kim. On ukrył się w starej psiej budzie, która stała pod pergolą z winorośli. Tym razem poszukiwania trwały dłużej, ale Czuk też poradził sobie nieźle i znalazł w końcu przyjaciela. Zabawa w chowanego prędko im się znudziła. Pod drzewem orzecha leżało sporo łupinek.
  - Patrz wyglądam jak żołnierz – powiedział Kim zakładając jedną na głowę. Czuk też znalazł odpowiednią łupinkę i już obaj chłopcy bawili się w wojsko. Najpierw maszerowali wysoko podnosząc nóżki. Potem rozpoczęli trudny wojskowy trening. Wspinali się na najwyższe drewienka i skakali w dół, albo próbowali chodzić po linie rozpiętej między dwoma palikami. W końcu zaczęli wspinać się na stertę kamieni. W tej konkurencji lepiej radziła sobie jaszczurka, bo była bardzo zwinna.
 - Poczekaj na mnie! – zawołał zdyszany Kim. Czuk od razu się zatrzymał i poczekał na kolegę. Położył się na jednym z kamieni i udawał, że drzemie. Kim cichutko przemknął obok niego.
 - Nie obijaj się, ja jestem już wysoko! – krzyknął, lecz nagle nóżka zjechała mu z jednego kamienia. Ten potoczył się w dół i uderzył w następny kamień. Teraz z góry leciała już cała lawina kamieni.
 - Uważaj! – krzyknął przerażony Kim, widząc,że kamienie lecą wprost na jego kolegę.Czuk odskoczył zwinnie, ale jeden spory kamień przygniótł mu ogonek. W końcu kamienie się zatrzymały. Mała jaszczurka leżała przygnieciona i nie mogła się ruszać.
 - Polecę po pomoc – stwierdził Kim i czym prędzej pobiegł w kierunku domu. Najpierw chciał zawołać na pomoc swoich rodziców, ale niestety nie zastał ich w domu. Rodzice Czuka też gdzieś poszli. Myszka zupełnie nie wiedziała jak pomóc przyjacielowi. Siedziała na murku i myślała jak ma postąpić, gdy podeszła Pyza i Milka.
 - Co tak siedzisz ? -zapytały pieski.
 - Mojego kolegę Czuka przygniotły kamienie. Naszych rodziców nie zastałem w domu i nie wiem co począć – poskarżył się Kim.
 - Zaprowadź nas tam prędko – powiedziała Pyza. Gdy doszli na miejsce jaszczurki już nie było, tylko spod kamieni wystawał mały, zielony ogonek.
 - O nie! - rozpłakał się Kim. Pyza z Milką też miały bardzo zatroskaną minę.
 - Musisz wrócić do domu i opowiedzieć wszystko jego rodzicom – nakazały pieski myszce. Kim cały zapłakany, wolnym krokiem udał się we wskazanym kierunku. Gdy doszedł do domu państwa jaszczurek drżącą ręką zapukał do drzwi.
  - Proszę – odezwała się pani jaszczurka. Kim wszedł i stanął jak wryty. Przy stole siedzieli rodzice Czuka, a na kanapie, leżał nikt inny, tylko jego kolega i w dodatku uśmiechał się do niego.
 - Ty żyjesz! – ucieszyła się myszka i przytuliła leżącą jaszczurkę. - Ale przecież tam był twój ogonek – dodała zdziwiona.
 - Nic takiego na szczęście się nie stało – powiedział pan jaszczurka. - My jaszczurki, gdy jesteśmy w niebezpieczeństwie, możemy oderwać sobie ogonek. Trochę to boli, ale szybko odrasta nam drugi. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi, że ta przygoda skończyła się dobrze.
 - Szkoda, że nam pieskom nie odrasta ogonek – powiedziała Milka, patrząc na malutki ogonek Pyzy. Jej siostra miała obcięty ogonek, gdy była maleńkim szczeniaczkiem.
 - Też żałuję – odpowiedziała smutno Pyza, ale zaraz potem się zaśmiała i dodała – Może dobrze, bo jak ja bym wyglądała z takim dużym ogonkiem jak twój. Milka chyba właśnie wyobraziła to sobie, bo też wybuchnęła śmiechem.

środa, 3 października 2012

Przyjaciel dla ptaszka

Zaczęła się jesień. W ogrodzie wiele gniazd ptasich już opustoszało, a w innych ich mieszkańcy szykowali się do odlotu. Pyza pomagała babci zbierać orzechy, a Milka biegała po ogrodzie. Gdy podbiegła do swojego ulubionego krzaczka, pod którym uwielbiała kopać dołki, usłyszała czyjś płacz. Zaciekawiona obeszła krzaczek dookoła i na jednej z gałązek zauważyła małe gniazdko. To z niego słychać było te odgłosy.
-Kto tam płacze? - spytała. 
-To ja – z gniazda wychylił się zapłakany mały ptaszek. Miał oliwkowobrązowe piórka, a na skrzydełkach dwa białe paski. - Nazywam się zięba. Mieszkałem w tym gniazdku z rodzicami, ale oni chyba polecieli z moimi braćmi i siostrami do ciepłych krajów, a o mnie zapomnieli. Co ja teraz zrobię? – dodał i znowu się rozpłakał . 
-Nie płacz, ja się tobą zaopiekuję – powiedziała Milka. - Poczekaj tutaj, a ja pobiegnę po siostrę. Ona jest bardzo mądra i na pewno coś poradzi. - krzyknęła i już jej nie było.Po chwili zjawiły się dwa pieski. Milka opowiedziała Pyzie co się przytrafiło ptaszkowi. 
-Nie martw się ziębo, twoi rodzice pewnie wrócą, jak zauważą, że zostałaś. - pocieszała ptaszka Pyza – a na razie będziemy się tobą opiekować – dodała. Ptaszek pochlipał jeszcze parę razy, ale w końcu się rozchmurzył i zaczął się bawić z Milką. Pyza wróciła do zbierania orzechów. Następnego dnia rano Milka szybko pobiegła do małej zięby. Zastała ją znowu zapłakaną. 
-Zostałam tu sama i nie mam żadnej przyjaciółki – powiedział ptaszek, gdy Milka spytała czego płacze. 
-Przecież ja jestem twoją przyjaciółką – odparła Milka. 
-Wiem i bardzo cię lubię, ale chciałabym przyjaźnić się z jakimś ptaszkiem. Zawsze miałam dużo rodzeństwa i teraz tęsknię za nimi.- znów rozpłakała się zięba. 
-Wiesz, babcia Dota ma ptaszka, może z nim się zaprzyjaźnisz – wymyśliła Milka. Zaraz po niego pójdę – zawołała i pobiegła do domu. 
-Od kiedy to babcia Dota ma ptaszka? - zastanowiła się Pyza , ale zaraz przestała o tym myśleć, bo musiała znowu pomagać zbierać orzechy. Milka wróciła po chwili ciągnąc za sobą jakieś brązowe pudełko. Było ciężkie i ledwo je dociągnęła. Postawiła je obok krzaczka bardzo dumna z siebie.
-To jest domek ptaszka babci Doty -powiedziała do zięby. Zięba podleciała bliżej i zaczęła oglądać uważnie pudełko. Wyglądało rzeczywiście jak mały domek, miało narysowane białe kółko, a nad nim były małe, zamknięte drzwiczki. Z środka dochodziło dziwne miarowe stukanie.
- Gdzie ten ptaszek? – spytała zniecierpliwiona zięba. 
- Nie wiem, pewnie za tymi drzwiami - odparła Milka. Może trzeba zapukać – dodała i puknęła w drzwiczki. Nic się jednak nie stało.  
 - A co to za stukanie słychać? – spytał zaniepokojony ptaszek.
 - Może tamtemu ptaszkowi zacięły się drzwi, nie może wyjść i stuka. - zastanawiała się Milka. Siedziały tak już chwilę i przyglądały się, gdy nagle podbiegła Pyza. 
 - Milka, po co przyniosłaś tu ten zegar? – spytała zdziwiona. W tym samym momencie stało się coś dziwnego. Drzwi zegara się otworzyły i wysunął się z nich ptaszek, który wciąż powtarzał ku- ku, ku- ku. Milka prawie się przewróciła z wrażenia, a mała zięba odfrunęła przestraszona do gniazda. Tylko Pyza została na miejscu i nadal nie mogła zrozumieć, po co im był ten zegar. W końcu Milka odważyła się podejść. 
 - Chciałam, żeby zięba zaprzyjaźniła się z tym ptaszkiem – odparła po chwili.
 - Przecież to zegar z kukułką, taką sztuczną, a nie prawdziwą – roześmiała się Pyza. Śmiała się jeszcze moment, a potem spojrzała w kierunku gniazda, skąd dochodziły ptasie odgłosy. Okazało się, że na gałązkach siedzi kilka takich samych ptaszków jak ich przyjaciółka zięba. To rodzina zięby wróciła po nią. Po chwili ptaszki wzbiły się do góry i pomachały im na pożegnanie.
 -  Milka, musisz teraz szybko zaprowadzić swoją kukułkę do domu. I nie zapomnij jej nakarmić – zaśmiała się Pyza i pobiegła w stronę orzecha.

wtorek, 2 października 2012

Marzenie traktorka


Był wieczór, a na polu nadal pracowały traktory. Największy traktor, tata, potrafił uciągnąć dwie wyładowane po brzegi przyczepy. Mama traktor była trochę mniejsza, ale też nieźle radziła sobie z ciężarami. Najmniejszy traktorek dzielnie pomagał rodzicom, choć na razie wykonywał tylko lżejsze prace. Gdy wszystko było zebrane z pola traktorki wracały do swojego garażu.
 - Synu, co jesteś taki zamyślony? – zapytał tata, widząc strapioną minę małego traktorka.
 - Tak sobie myślę, tato, że fajnie być takim kombajnem – odparł syn. - Kombajny są takie wielkie, mają z przodu takie urządzenie co wszystko ścina, heder i to nadaje im taki poważny wygląd. Wszyscy je podziwiają. Nieraz rodzice z małymi dziećmi zatrzymują się , by pokazać ich pracę. Ja też chciałbym być takim kombajnem – dodał traktorek i znowu się zamyślił.
Tacie i mamie traktorka zrobiło się przykro, ale nic nie powiedzieli. Mały traktorek nie mógł zasnąc tej nocy. Rano byli jeszcze w gospodarstwie, bo zaczynali pracę dopiero jak kombajny skończyły ścinać zboże. Mama i tata szykowali się do pracy, a ich synek pojechał odwiedzić zaprzyjaźnione pieski, Milkę i Pyzę. Pieski od razu zauważyły, że ich znajomy traktorek jest nie w humorze. Zapytany o przyczynę złego nastroju, traktorek opowiedział im o swoim marzeniu. Zabawa nie szła im tego dnia, więc traktorek szybko się pożegnał i szykował się do powrotu.
 - Wiesz, u was za stodołą leży taki stary heder od kombajnu.- powiedziała Pyza na pożegnanie.- Możesz poprosić narzędzia, by ci go przyczepiły.
 - To świetna myśl – poweselał traktorek – zaraz do nich pojadę – krzyknął i już jechał szybko w kierunku gospodarstwa. Tam od razu pojechał do narzędzi i poprosił je o przyczepienie starego hedera. Narzędzia były trochę zdziwione tym pomysłem, ale spełniły jego prośbę. Dumny traktorek z przyczepionym hederem pojechał na pole.
 - A cóż to za dziwadło? – wyśmiały go kombajny. Gospodarz przydzielił mu pracę, więc nie było czasu na rozmowy. Traktorek musiał pracować tak ciężko jak inni. Po południu na pole przyjechali mama i tata traktorka. Trochę się zdziwili, widząc synka tak zmienionego. Nic jednak nie powiedzieli tylko zabrali się do pracy. Musieli pracować dłużej, bo teraz było więcej skoszonego zboża, a mały traktorek im nie pomagał. Następnego dnia znowu traktorek pracował jak kombajny. Po południu odwiedziła go Milka.
 - I co jesteś zadowolony – spytała – spełniło się twoje marzenie?
 - Chyba tak – powiedział niepewnym głosem traktorek – ale wcale nie jestem szczęśliwy – dodał szybko.
 - Dlaczego? - spytała zdziwiona Milka
 - Kombajny mają mnie za dziwadło, wszyscy się ze mnie śmieją. Pracuję teraz znacznie ciężej, a mama i tata mają przeze mnie więcej pracy i nikt im nie pomaga – wyjaśnił traktorek.
 - To może znowu bądź traktorkiem – zaproponowała mu Milka.
 - Tak, chyba tak zrobię – odparł traktorek i pojechał poprosić narzędzia, żeby odczepiły mu heder.
Po południu znów cała rodzina traktorków pracowała na polu. Mały traktorek dzielnie pomagał rodzicom, a ci z wielką radością przyjęli jego powrót.
 - Czemu poradziłaś mu, żeby przyczepił sobie ten heder? – spytała Milka Pyzę.

 - Pamiętasz jak ty w tamtym roku przed Bożym Narodzeniem chciałaś być reniferem. - przypomniała Pyza – Dopiero jak Igorek przyczepił ci rogi i nos renifera i wszyscy się z ciebie śmiali, to stwierdziłaś , że fajniej jednak być pieskiem . Z nim było tak samo – dodała Pyza i uśmiechnęła się na samą myśl o tym jak wyglądała jej sistra jako renifer. Milka kiwnęła ze zrozumieniem pyszczkiem i też się zaśmiała.