Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 grudnia 2013

Święta i piraci


Nadeszły Święta Bożego Narodzenia.

Wprawdzie w tym roku pogoda spłatała figla i nie spadła ani jedna gwiazdka śniegu, ale u babci Doty od rana wyczuwało się nastrój świąteczny. W domu było mnóstwo ludzi. Słychać było śmiech wnuków, którzy biegali podrzucając kolorowe balony. Z kuchni unosiły się wspaniałe zapachy pieczonych ciast i gotowanych potraw wigilijnych. Pyza, jak zwykle bardzo obowiązkowa, pilnowała wszystkiego na dworze. Milka i India nie mogły się jednak oprzeć tym przepysznym zapachom i postanowiły zostać w domu. Od czasu do czasu, przybiegały do kuchni, sprawdzić czy coś nie znalazło się przypadkiem na ziemi.
  • Pieski na miejsce! -krzyczała widząc je babcia. Wtedy szybko biegły na swoje posłanie, by po chwili znów niechcący, cichutko, trafić do kuchni.
  • Wiesz, a wieczorem przyjdzie do nas Święty Mikołaj. - mówiła Milka, a mała India chłonęła każde jej słowo z wielką uwagą. - To taki starszy, siwy pan, który co roku przynosi wszystkim prezenty – tłumaczyła bardzo dumna, że może pochwalić się swoją wiedzą. Mała, biała psinka patrzyła na nią swoimi wielkimi oczkami i nie odważyła się przerywać. - Nie wolno na niego szczekać, pamiętaj - pouczała dalej starsza koleżanka.

    Uśmiechnęła się przy tym pod nosem, przypominając sobie swoją przygodę z poprzedniego roku, jak to Mikołaj wystraszony przez nią, zdążył tylko przerzucić worek z prezentami przez ogrodzenie. Nie wspomniała jednak o tym, by nie podważać swojego autorytetu.
  • Ale jak on dostaje się do domu – odezwała się wreszcie India.
  • Słyszałam, jak babcia mówiła, że wskakuje przez komin. India ułożyła się wygodnie na małej poduszce i rozmyślała nad tym co usłyszała od Milki. Po chwili oba pieski drzemały przytulone do siebie. Co chwilę otwierały jednak oczy, gdy z krzykiem przebiegał obok starszy wnuczek Igorek, będący tego dnia kapitanem Hakiem, a zaraz za nim biegł młodszy Arturek, odgrywający rolę jego pomocnika pana Swądka. Obaj chłopcy mieli zakryte przepaską jedno oko i wymachiwali szablami wyciętymi przez babcię z kartonu. Pieski przyzwyczaiły się w końcu do ich zabawy i zasnęły, głośno pochrapując. Na dworze zrobiło się już ciemno, gdy mała India się przebudziła.
  • Może rozpalimy w kominku? – zaproponowała babcia. Tata Arturka chwycił koszyk i poszedł po drewno.
  • Milka! – zawołała przerażona psinka wprost do wielkiego, puszystego ucha, śpiącej jeszcze koleżanki. Milka stanęła na cztery łapy i zaczęła rozglądać się z niepokojem. Nie widząc jednak, żadnego zagrożenia zawarczała oburzona.
  • Musimy szybko coś zrobić, bo zaraz rozpalą w kominku! – krzyczała mała psinka szarpiąc za wielką nogę towarzyszki. Milka nadal nie rozumiejąc o co chodzi machnęła zdenerwowana łapą i biała kulka potoczyła się, aż pod samą ścianę. Nie zrażona jednak, otrząsnęła się tylko i znów pobiegła wołając.
  • Milka! Ty nic nie rozumiesz! Zaraz w kominku będzie ogień!
  • Nie martw się – przerwała jej zniecierpliwiona psina. Nam nic się nie stanie – ziewnęła i podrapała się za uchem.
  • Nam nie! – nadal nie ustępowała mała psinka - Ale co z tym Mikołajem, o którym opowiadałaś? Do Milki właśnie dotarło, o co chodzi jej małej koleżance.

  • Nie możemy do tego dopuścić – stwierdziła po chwili. - Teraz ja będę kapitanem Hakiem, a ty będziesz panem Swądekiem, moim wiernym piratem. Zrobimy wszystko, by święty Mikołaj miał bezpieczną drogę przez kominek. India bardzo przejęta swoją rolą przyniosła z łazienki ścierkę do podłogi. Oderwała od niej dwa kawałki materiału i oba pieski przewiązały sobie pirackie przepaski na oczy.

    Tata Arturka zdążył właśnie w tym czasie nałożyć drewna do kominka i poszedł szukać zapałek. Gdy tylko się oddalił oba pieski zajęły jego miejsce.
  • Teraz kapitanie Haku! – krzyknęła India sprawdzając czy nie wraca.
  • Musi się udać, mój przyjacielu – odpowiedziała jej Milka grubym,poważnym głosem, jak przystało na kapitana i szybko zaczęła wyciągać drewno, jedno po drugim. Bardzo się przy tym zmęczyła i strasznie wybrudziła, ale już po chwili kominek znowu był pusty. Oba pieski dumne z siebie ułożyły się na swoim posłaniu i udawały, że śpią.

Tata Arturka wrócił właśnie z zapałkami w ręku i bardzo się zdziwił widząc leżące obok kominka drewno. Był jednak zajęty jeszcze pilnowaniem bawiących się chłopców, więc pomyślał, że zapomniał ułożyć drewniane polana. Pokręcił tylko głową i zabrał się za ponowne ich układanie. Po chwili wszystko znów było na miejscu. Podpalił zapałkę, lecz niestety zaraz znów ktoś potrzebował jego pomocy, więc szybko się oddalił. Dwaj bardzo już umorusani piraci znów podbiegli do kominka.
 
  • Musimy ją zdmuchnąć – wydała rozkaz Milka i po chwili mała India dmuchała z całych sił w stronę zapałki. Gdy i duży piesek przyłączył się do niej, udało im się zgasić tlące drewienko.
  • Hurra! - krzyknął mały pan Swądek – Udało się!
  • Tak! - odpowiedział kapitan Hak – Ale nie wiem, jak długo nam się tak jeszcze uda bronić tego kominka. Oba pieski popatrzyły na siebie i zastanawiając się wróciły na miejsce.
  • No, kochani zaraz pojawi się pierwsza gwiazdka i usiądziemy do stołu – powiedziała babcia - Sprawdźcie proszę, czy o niczym nie zapomnieliśmy. Cała rodzina zebrała się przy stole wigilijnym.
  • Ojej, ale zgasło w kominku – zauważyła babcia. Tata Arturka podszedł szybko nieco zawstydzony.
  • Dziwne, przecież rozpaliłem – mówił do siebie pod nosem. Tym razem dołożył dużo starych gazet i znów podpalił zapałkę. Papiery zajęły się od razu i już po chwili w kominku palił się piękny ogień, dopełniając świąteczny nastrój.

    Nikt nawet nie zauważył, że na miejscu, oba pieski leżały z bardzo skwaszonymi minkami. Rodzina najpierw odmówiła modlitwę, a potem wszyscy zasiedli za stołem i zajęli się jedzeniem.
  • Może ugasimy ogień wodą kapitanie – zaproponowała India.
  • Ale jak my się do niej dostaniemy – zastanawiała się Milka.
  • Ja mam przecież jeszcze wodę w swojej miseczce – wpadła na pomysł India. Oba pieski zerwały się na nogi i zaczęły realizować swój przebiegły plan. Doniosły właśnie miseczkę pełną wody, trzymając ją swoimi pyszczkami i chlusnęły nią prosto do kominka. Rozległ się głośny syk gaszonego ognia. Wszyscy odwrócili głowy w tamtą stronę i ujrzeli bardzo brudne pieski, owinięte kawałkami szmaty od podłogi i trzymające w pyszczkach pustą już oczywiście miseczkę na wodę. W tym momencie weszła do domu Pyza i jej zaskoczenie też było wielkie. Na szczęście ogień się znowu rozpalił, a Pyza szybko zabrała piratów, rozrabiaków na miejsce, więc nikt nie zastanawiał się nad tym co się stało.
  • Co to za głupie zabawy – warczała Pyza. - Nawet w Święta nie można was na chwilę zostawić. Jak wy wyglądacie? - szara psina nie mogła się uspokoić. W końcu zapadła cisza i tylko z bardzo zdenerwowaną miną Pyza patrzyła na dwie winowajczynie.
  • Przecież my jesteśmy piratami, którzy ratowali Święta – odezwała się cichutko India. Chciałyśmy tylko, żeby Mikołaj nie poparzył się jak wpadnie do komina. Pyza spojrzała z politowaniem na leżące obok niej dwa brudne pieski.
  • Nie martwcie się, Mikołaj wie, że w kominkach o tej porze roku pali się ogień i ma swoje sposoby, żeby się nie poparzyć. Zobaczcie, w tym czasie jak my rozmawiałyśmy, on już zdążył podrzucić prezenty pod choinkę.

    Zdziwione pieski podniosły łebki i zobaczyły pod choinką pełno prezentów. Zaraz potem dojrzeli je też chłopcy i krzycząc z radości pobiegli je oglądać.
  • No piraci mam dla was jeszcze jedno, odpowiedzialne zadanie – powiedziała uśmiechając się Pyza.
  • Zrobimy wszystko – odparły psiaki.
  • Musicie się dokładnie wymyć bo inaczej nie dostaniecie prezentów – zaśmiała się i pobiegła do chłopców.
  • Hej, panie Swądku, ja jestem kapitanem i rozkazuję ci mnie wylizać – zarządziła Milka i podsunęła swoją wielką łapę małej koleżance.
  • No nie w takim tempie, to dostaniemy prezenty chyba w nowym roku – stwierdziła jednak po chwili widząc jak malutki języczek Indii zlizuje z niej resztki sadzy. - Chyba kapitan Hak wyliże się sam – wzdychnęła i wysunęła swój wielki jęzor.
W kominku cichutko strzelało palące się drewno.

piątek, 22 listopada 2013

Zarażona


Jesień w tym roku była dość długa i ciepła, ale zima zbliżała się nieubłaganie. Noce stawały się zimniejsze, a rano coraz częściej wszystko było pokryte białym, srebrzącym się w słońcu, nalotem. Babcia Dota wypuściła swoje pieski na dwór i zabrała się do szykowania im śniadania. Po chwili wyszła z domu, niosąc w obu rękach, dwie miski wypełnione pyszną parującą strawą. Milka i Pyza były już oczywiście tuż przy niej. Skakały uradowane i dokładnie obwąchiwały, zastanawiając się, co tym razem dostaną. Babcia postawiła właśnie jedną miskę i już nachylała się aby postawić drugą, gdy nagle cała się zatrzęsła, a z jej ust wydobył się dziwny dźwięk.
  • A psik! A psik! Miska Milki nieco się przechyliła i część jej zawartości wylała się na ziemię.
  • O przepraszam Mileczko, będziesz musiała trochę zjeść z ziemi – powiedziała babcia wyciągając z kieszeni niebieską chusteczkę i wycierając nią nos. - A psik! A psik! Znowu wyrwało się babci, aż z oczu popłynęły jej łzy. Przetarła nos chusteczką i szybko weszła do domu.
  • Nie no! Nie ma powodu do płaczu – odpowiedziała nieco zdziwiona Milka. Kończyła już właśnie wylizywać miskę, a i na ziemi też nie było śladu po niedawnym wypadku.
  • A to a psik to jakieś nowe powitanie, czy co? - zastanawiała się głośno. Pyza nadal jadła, ale przerwała na chwilę, żeby odpowiedzieć siostrze.
  • To nie powitanie, tylko babcia ma katar i kicha. A łzy jej lecą też z powodu tego kataru – wyjaśniła krótko i znów schyliła się nad swoją miską.
  • A skąd ona go wzięła i czy to coś strasznego i dlatego płacze ? - zainteresowała się biała psina.
    - Ktoś pewnie na nią kichnął i się zaraziła. Katar to choroba nosa. Nie jest straszna, tylko nieprzyjemna. Często przy niej boli głowa i lecą łzy z oczu. Trzeba się ciepło ubierać i uważać, by nikogo nie zarazić. - wyjaśniła jej siostra i pobiegła do swoich zajęć. Milka położyła się pod drzewem myśląc nad tym co usłyszała. Zaraz jednak zamknęły się jej wielkie, ciągle rozbiegane oczy i słychać było miarowe oddychanie. Obudził ją odgłos otwieranych drzwi. To znowu babcia wyszła do ogrodu. Była ubrana w ciepłą kurtkę, szalik i czapkę. W ręku trzymała jakiś niebieski pakunek. Milka już miała do niej podbiec, gdy nagle zaniepokoiło ją jej dziwne zachowanie. Babcia właśnie podeszła do klombu, pośrodku ogrodu. Popatrzyła na rosnące tam rośliny. Niektóre po dotykała, coś mówiąc pod nosem do siebie. W końcu stanęła przy jednej i nagle..
  • A psik! A psik! - aż cała się zatrzęsła. Wytarła nos w chusteczkę. Potem wyjęła dziwny niebieski worek i nałożyła na roślinę, przewiązując ją sznurkiem. Spojrzała z podziwem i zadowolona z siebie podreptała dalej.

    Milka podeszła bliżej, ale nie za blisko.
  • A co to ma być u licha? – zawarczała groźnie. Babcia zdążyła już przejść kawałek dalej. Tam też przyjrzała się roślinom i znów rozległo się znajome
  • A psik! A psik!. Kolejny krzew został przykryty niebieskim workiem i przewiązany sznurkiem. Milka trzymała się z daleka, przyglądając się wszystkiemu z niepokojem. Babcia jeszcze w kilku miejscach założyła niebieskie worki, a dziwne a psik! ciągle przerywało ciszę.

     W końcu wycieczka po ogrodzie dobiegła końca i babcia zmierzała już do domu. Nagle ujrzała wyglądającą zza domu Milkę.
  • Co tam piesku? - zawołała do niej – Choć trochę cię poklepię. Milka zastanowiła się chwilkę, ale uwielbiała swoją panią, więc zaraz do niej podbiegła machając z radości wielkim, białym ogonem.
  • Dobra psinka – klepała ją babcia. Nagle jednak znów wyrwało jej się A psik! A psik! Zrezygnowana wyjęła chusteczkę, wytarła nos i szybko weszła do domu kręcąc niezadowolona głową. Na dworze, przed domem stała w zupełnym bezruchu Milka. Jej mina zdradzała, że jest bardzo przerażona.
  • Co ci się stało? - zapiszczała na jej widok, przechodząca tamtędy jej koleżanka myszka.
  • Dobrze, że jesteś – ucieszyła się psina, ale nadal nie wykonała żadnego ruchu.
  • Nie podchodź do mnie!- krzyknęła, widząc, że myszka podchodzi bliżej. - Jestem zarażona katarem. To taka choroba nosa. Zaraz będę mówiła dziwne a psik! Zamiast chau chau. Musisz mi przynieść jeden niebieski worek. Leży na tarasie. Tylko biegnij szybko – wyrzuciła z siebie jednym tchem. Myszka od razu zrozumiała, że to poważna sprawa i popędziła spełnić jej dziwną prośbę. Po chwili, bardzo zziajana wróciła, ciągnąc za sobą niebieski worek.
  • Dzięki, lepiej uciekaj do domu – powiedziała Milka i zaczęła naciągać sobie worek na łepek. Gdy po wielu próbach w końcu jej się udało, ułożyła się pod ścianą ciężko dysząc.
  • Milka!Coś ty znowu wymyśliła! Zdejmuj to natychmiast – usłyszała nagle bardzo zdenerwowany głos siostry. Poderwała się na nogi i nic nie widząc w worku na oczach weszła wprost na nią, a potem wpadła na stojącą obok taczkę, wywracając ją do góry nogami. Hałas był wielki. Pyza zdarła siostrze worek z łepka i stała teraz naprzeciw niej głośno warcząc.
  • Co to za głupia zabawa! - krzyczała – Mogłaś się udusić, albo zrobić sobie inną krzywdę.
Milka roztarła łapką guz na łebku, który powstał po zderzeniu z taczką.
  • Czy ty w końcu wydoroślejesz – Pyza nadal warczała na siostrę.
  • Ale ja jestem zarażona katarem, bo babcia na mnie kichnęła. Jak kichnęła na roślinki , to je przykrywała workiem, a mnie zapomniała przykryć, to sama sobie założyłam ten worek - pokazała łebkiem z dumą na leżący obok niebieski przedmiot.
  • Oj! siostrzyczko i co ja mam z tobą zrobić – powiedziała Pyza już nieco mniej zdenerwowana. Pieski nie zarażają się od ludzi katarem.
  • To fajnie. Szkoda tylko tych biednych krzaczków. - odetchnęła z ulgą biała psinka.
  • Krzaczki też się nie zaraziły. Babcia ubrała je w te worki na zimę. Wybrała tylko te najcenniejsze i najbardziej wrażliwe na mróz. - Pyza pokręciła jeszcze łepkiem i pobiegła w kierunku ogrodzenia sprawdzić dobiegające stamtąd odgłosy. Wieczorem bardzo zmęczona wracała do domu. Jakież było jej zdziwienie , gdy przed drzwiami, na tarasie ujrzała Milkę znów ubraną w niebieski worek. Tym razem na szczęście przykrywał tylko jej tułów i szyję. Cztery łapy wystawały przez wygryzione dziury.

  • Milka, czy ty nic nie rozumiesz! Ty! Nie! Masz! Kataru! - zawarczała Pyza ledwo powstrzymując śmiech, bo widok był bardzo komiczny.
  • Ale ja jestem najcenniejsza i najbardziej wrażliwa na mróz – odpowiedziała jej siostra pięknie się do niej uśmiechając.
  • Ale pieski nie noszą ubrań, bo na zimę ich sierść robi się grubsza i odporniejsza na niskie temperatury.
  • To nie mogłaś mi tego powiedzieć od razu – zdenerwowała się Milka i zaczęła rozrywać swoje niebieskie okrycie. Po chwili znowu była białym pieskiem, tyko na tarasie leżały resztki niebieskiego worka. Milka wchodząc do domu spojrzała na nie przerażonym wzrokiem
  • Trudno, z tego jutro się jakoś wytłumaczę – ziewnęła zrezygnowana.
     

sobota, 9 listopada 2013

Dwa tygodnie


Mimo że z drzew spadło już większość liści, pogoda nadal była piękna. Świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Pieski biegały po ogrodzie, gdy właśnie otworzyły się drzwi domu i wyszła babcia Dota.
  • Mam dla was miłą wiadomość – powiedziała, poklepując swoje pupile po łepkach. Zwierzątka usiadły grzecznie i zaciekawione, wpatrywały się w babcię.
  • Igorek z rodzicami wyjeżdża na wakacje - kontynuowała- W związku z tym, przez dwa tygodnie, będzie mieszkała u nas India. To pierwszy raz, gdy zostanie na tak długo. Na pewno będzie bardzo tęskniła, więc musimy okazać jej wiele miłości. Jest przecież jeszcze szczeniaczkiem.- zakończyła babcia i wolnym krokiem podreptała do swoich zajęć.
  • No trudno, niech mieszka – wołała biegnąc za nią Milka – ale gdzie ta miła wiadomość.
  • No przecież, właśnie ją usłyszałaś – wyjaśniła Pyza.
  • Spodziewałam się jakiś smakołyków, albo..... , albo, jeszcze więcej jakiś smakołyków – odparła Milka i na samą myśl oblizała się od ucha do ucha.
  • Nie narzekaj, przecież lubisz tą małą – krzyknęła Pyza i pobiegła w kierunku oczka wodnego. Milka położyła się pod drzewem.
  • Mała jest fajna, ale wolałabym smakołyki – mruknęła do siebie i zamknęła oczy.
Wieczorem, zgodnie z zapowiedzią, w domu babci Doty pojawiła się India, a wraz z nią małe miejsce do spania i mała miseczka . Najpierw było wielkie powitanie. Psinka skakała z radości i poszczekiwała wesoło. Szybko jednak zauważyła, że nie ma jej właścicieli. Położyła się na swoim posłaniu, czerwonym, w białe serduszka, i popiskiwała cichutko. Pyza i Milka też ułożyły się na miejscu i próbowały zasnąć.
  • Może dzisiaj pozwolimy jej spać z nami – zaproponowała Milka słysząc kolejne piśnięcie. Pyza nie zdążyła nawet jej odpowiedzieć, gdy już między nimi leżała, mała biała kruszynka. Od razu zamknęła oczy i wyglądało jakby natychmiast zasnęła.

     Gdy babcia przyszła zobaczyć jak sobie poradziły, zastała już zupełnie inny widok. Po jednej stronie wielkiego miejsca, maksymalnie wciśnięta w oparcie i skulona, spała Pyza. Pośrodku, rozłożona z łapkami do góry spała India. Milce brakło chyba miejsca, bo leżała obok na podłodze. Babcia uśmiechnęła się na ten widok.
  • Dała sobie radę – wyszeptała i poszła do swojej sypialni.
Pierwsza noc przebiegła spokojnie. Rano wszystkie pieski wybiegły do ogrodu. Zawsze pierwsza, jako starsza wychodziła Pyza, a za nią wolnym krokiem zaspana Milka. Tym razem wyglądało to trochę inaczej. Gdy babcia otworzyła drzwi na taras, India najpierw przebiegła między łapami zaspanej Milki, co spowodowało, że ta potknęła się o nią i wpadła głową w ścianę. Potem rozpędzona, mała kulka, próbowała dogonić Pyzę, więc ledwo obie zmieściły się w drzwiach. Pyza warknęła nawet groźnie, ale po małej już nie było śladu.
  • Jest jeszcze mała – mruknęła szara psina i skierowała się do swoich codziennych obowiązków.
Z tarasu obserwowała ją Milka, rozmasowując sobie czubek łebka.
  • Tylko spokojnie, zaraz pyszne śniadanko – powiedziała do siebie i poszła z drugiej strony domu, gdzie babcia miała wynieść jedzenie. Usłyszawszy znajome trzaśnięcie drzwi, przyśpieszyła kroku.
Pod dachem, tu gdzie zawsze, stały już 3 miski. Milka skierowała się od razu do swojej i jakież było jej zdziwienie, gdy w samym środku ujrzała zanurzonego po brzuch, w makaronie z mięsem, małego pieska. India podniosła łepek, spojrzała niepewnie, a potem jednym susem wyskoczyła z tej miski, by wskoczyć do drugiej, która stała obok. Trzecia znacznie mniejsza miseczka świeciła już pustkami. Gdy na miejsce dotarła Pyza, Indii już nie było. Milka właśnie zlizywała resztki ze swojej brody.
  • Znowu wyjadłaś moje jedzenie! – krzyknęła, patrząc w jej kierunku oskarżycielsko.
  • Ale to nie ja – biały, duży piesek,aż się skulił ze strachu.
  • No może mi powiesz, że ta mała opróżniła swoją miskę i wyjadła pół mojej. Przecież ona tu nawet nie dosięgnie – zawarczała Pyza i zaczęła zjadać to co jeszcze zostało w jej misce. Milka na wszelki wypadek oddaliła się czym prędzej.
  • Co ta babcia sobie myślała, że dwa tygodnie z tym potworem to dobra wiadomość – mruczała idąc w kierunku ogrodzenia. Nagle coś przykuło jej wzrok. W strumyku, obok oczka wodnego, do połowy w wodzie leżał babci kalosz, a z jego cholewki wystawał mały, znajomy ogonek.
  • No nie, tego już za wiele – krzyknęła i popędziła w tamtym kierunku. - Co ona sobie myśli, jeszcze wpadnie do oczka wodnego – mruknęła i przyśpieszyła kroku. Gdy ostatkiem sił doskoczyła i chwyciła kalosz do pyszczka, wydał jej się jakiś lekki. Rzuciła go na trawę i zaczęła zaglądać do środka.
  • Milka!- usłyszała nagle gniewny głos babci. Okazało się, że oglądała poczynania Milki przez okno i teraz zbliżała się z groźną miną. Milka, aż przysiadła. Babcia chwyciła za kalosz. Wyleciało z niego sporo wody, co rozzłościło ją jeszcze bardziej.
  • Niedobry pies!- krzyknęła i odeszła niosąc w ręku zielony but, ociekający wodą. Milka jeszcze długą chwilę nie odważyła się ruszyć. Dawno nie widziała swojej pani takiej zdenerwowanej. W końcu zdecydowała się opowiedzieć wszystko siostrze.
  • Ojej!– przypomniała sobie nagle -Może ta mała wpadła do wody i trzeba ją ratować . Rozejrzała się dookoła. Pyza stróżowała przy bramie, a obok niej siedział mały psiak, dumnie wypinając klatkę piersiową do przodu, i unosząc łepek, z poważną miną, do góry .
Milka odetchnęła z ulgą. Ale zaraz potem przypomniała sobie ile dzisiaj wycierpiała niesłusznie przez tego malucha.
  • Muszę coś z tym zrobić, bo nie wytrzymam tych dwóch tygodni – pomyślała i skierowała się w kierunku drewna do kominka.

    Chwilę rozmawiała ze swoją koleżanką myszką, a potem oddaliła się zadowolona. Podeszła do drzwi prowadzących do pomieszczenia gospodarczego i lekko je uchyliła. Potem położyła się obok i wyglądało jakby zasnęła. Nie minęło dużo czasu, gdy mała psina znudziła się pracą i przechodziła obok leżącej Milki. Ujrzawszy uchylone drzwi od razu postanowiła wejść do środka.
  • Nie wchodź tam – otworzyła jedno oko Milka. To może być niebezpieczne dla małego pieska.- dodała i zamknęła oko.
  • Phi! - usłyszała po chwili wraz z cichutkim skrzypnięciem drzwi. Na jej pyszczku zagościł zagadkowy uśmiech.

    Pieski mają wspaniały słuch, więc nie musiała nawet zmieniać miejsca, by wiedzieć co robi w garażu jej mała koleżanka. Najpierw było słychać jak z półki spadła jakaś metalowa rzecz, potem zaczęły spadać inne. Gdy stara opona potoczyła się jeszcze w kierunku małego psotnika, rozległ się przeraźliwy pisk i zza drzwi wypadła na podwórko przerażona, biała kruszynka. Cała się trzęsła, a na jej pyszczku malował się strach. Dopadła do Milki i wtuliła się w nią tak, że nie było jej widać.
  • Miałaś rację. Tam chyba są jakieś duchy. - zatrzęsła się -Już zawsze będę cię słuchać, tylko mnie obroń. Jesteś przecież taka duża i odważna.
  • I nie będziesz już wyjadała jedzenia z mojej miski?– zapytała Milka z przebiegłą minką.
  • Oczywiście – pisnęła nadal trzęsąca się India.
  • I będziesz spała na swoim miejscu?
  • Tak . Obiecuję.
  • I oddasz mi pół swojego jedzenia – zamyśliła się Milka.
  • Nie przeginaj!- krzyknęła Pyza, która już od jakiegoś czasu przysłuchiwała się ich rozmowie, ale po chwili uśmiechnęła się i puściła oko do siostry.
  • Chodź mała nauczę cię teraz kolejności wychodzenia i wchodzenia do domu – powiedziała do Indii i pobiegła z nią na drugi koniec ogrodu. Milka rozłożyła się wygodnie. Gdy rozmowy ucichły zza uchylonych drzwi wyjrzała mała myszka i kiwnęła na swoją rodzinę.
  • Możecie wychodzić! Droga wolna!- stwierdziła rozglądając się dookoła. Potem podeszła do swojej koleżanki .
  • Przybij piątkę! - uśmiechnęła się do niej Milka wyciągając wielką łapę. To była naprawdę dobra robota.Chyba teraz jakoś wytrzymam te dwa tygodnie – mruknęła i zasnęła z uśmiechem na pyszczku.

poniedziałek, 30 września 2013

Super moce



Milka obudziła się w bardzo złym humorze.
  • No gdzie to nasze śniadanie – mruczała pod nosem przestępując z łapy na łapę.
  • Nie przesadzaj babcia dopiero zabrała nosze miski. Zaraz nałoży pyszną karmę i wyniesie ją dla nas – zganiła ją Pyza.
  • Strasznie długo to trwa – nadal marudziła Milka.
  • Co cię dzisiaj ugryzło? - zapytała Pyza bacznie przyglądając się siostrze. Milka nie zdążyła jej odpowiedzieć, bo właśnie otworzyły się drzwi i babcia postawiła przed nimi wypełnione po brzegi psie miski. Przez chwilę słychać było miarowe mlaskanie.
  • Wcale się nie najadłam – stwierdziła Milka wylizując resztki – chyba jakoś mało tego dzisiaj było. - dodała jeszcze i pobiegła w stronę oczka wodnego. Pyza popatrzyła za nią ze zdziwieniem kiwając głową.
  • Przecież więcej by się już nie zmieściło do naszych misek – mruknęła i znów zajęła się swoim śniadaniem.
Milka biegała po ogrodzie nadal jakaś poddenerwowana.
  • Co się z tobą dzieje? - krzyknęła za nią jej koleżanka myszka, próbując ją dogonić .
  • Zatrzymaj się na chwilę – pisnęła jeszcze zziajana. Milka zatrzymała się niechętnie.
  • Może się w coś pobawimy? - zaproponowała myszka, wciąż ledwo łapiąc oddech. Milka zastanowiła się nad propozycją koleżanki.
  • Nie chce mi się – odparła w końcu i znów zaczęła biegać.
  • Co ją ugryzło? - już drugi raz tego dnia usłyszała to pytanie, ale nawet nie zadała sobie trudu by na nie odpowiedzieć. W końcu zmęczona tym bieganiem ułożyła się na tarasie. Drzwi do mieszkania babci były otwarte, a w pokoju bawili się jej dwaj wnukowie.
  • Kupiłam wam samochodziki spider-mana – mówiła babcia wręczając chłopcom dwa nowe resoraki.
  • A kto to jest spider-men? - zapytał młodszy Arturek.
  • Nie wiesz? - zdziwił się Igorek. - To taki superbohater. Jak był chłopcem to ugryzł go pająk i teraz ma specjalne moce. Umie robić pajęczynę, ale taką bardzo mocną, i dzięki niej może się szybko przemieszczać. Może też chodzić po ścianach i po suficie i jest bardzo silny – tłumaczył podekscytowany Igorek. - I teraz wszystkim pomaga – dodał jeszcze.
Arturek słuchał go z podziwem.
  • To ja będę tym spider-manem – zadecydował
  • Nie, to ja chcę być spider-manem, bo jestem starszy – zdenerwował się Igorek.
  • Nie kłóćcie się – wtrąciła się babcia.- obaj możecie być spider-manami, bo przecież każdy z was ma jego super samochód. Chłopcy spojrzeli na swoje nowe samochodziki i znów zaczęli bawić się razem. Milka jeszcze chwilę przysłuchiwała się jak dwaj mali superbohaterowie ratowali z opresji swoje pluszaki. W końcu jej wielkie oczy zamknęły się i słychać było tylko miarowe oddechy.
Słońce było już bardzo wysoko, gdy Milka się obudziła. Przetarła łapą zaspane oczy i zaraz przypomniała sobie rozmowę, jaką słyszała przed zaśnięciem. Potem przypomniała sobie, że Pyza i myszka pytały co ją ugryzło.
  • Ojej!– krzyknęła w końcu. - Zostałam superbohaterem!
  • Ciekawe czy mam jakieś super moce?– zastanowiła się. Najpierw przeciągnęła się, bo tak długie spanie w jednej pozycji spowodowało, że była trochę odrętwiała. Potem wstała i zaczęła biec, co sił w łapach. Nagle zobaczyła na swojej drodze ślimaka. Przeskoczyła go tak szybko, że pęd powietrza jaki wytworzyła, przeturlał go kawałek do tyłu. Biedny ślimak z przerażeniem ukrył się do swojej muszelki.
  • Ale jestem szybka! – pomyślała widząc to Milka i jeszcze przyśpieszyła kroku.

    Przebiegając obok ułożonego pod wiatą drewna kominkowego, nie wyrobiła na zakręcie i zahaczyła o jedno wystające polano. To niestety spowodowało lawinę innych ułożonych, jeden na drugim, kawałków. Hałas spadającego drewna wystraszył mieszkającą tam rodzinę myszek. Mama myszka i Tata myszka wraz ze wszystkimi dziećmi wybiegli szybko z norki.
    Przyglądali się właśnie porozwalanym kawałkom, gdy nagle nie wiadomo skąd, pojawiła się Milka i chwyciła ich wszystkich za ogonki.
    Po chwili biegła już, a z jej pyszczka zwisało sześć zdziwionych myszek. Nim zdążyły coś krzyknąć, Milka otworzyła pyszczek i wszystkie myszki wypadły na trawę.
  • Jestem superbohaterem i właśnie was uratowałam! – krzyknęła i już jej nie było. Myszki podnosiły się i rozcierały sobie obolałe miejsca.
  • Chyba muszę poskarżyć się Pyzie, na zachowanie twojej koleżanki – powiedział tata myszka do swojej córki. - Jej zabawa staje się niebezpieczna dla innych – wysapał otrzepując się z resztek trawy. Cała rodzina myszek bardzo oburzona ruszyła z powrotem do swojej norki. Rozglądali się jednak bacznie na boki, czy nie nadbiega znów Milka. Ale Milka była już na drugim końcu ogrodu. Na jednej z gałązek czereśni siedział tata drozd i przygotowywał swoje dzieci do sztuki latania.
  • Musicie rozprostować mocno skrzydełka. O tak – demonstrował , przyglądającym mu się z uwagą małym drozdom. Potem przeleciał parę gałązek dalej.
  • Teraz lećcie do mnie – nakazał. Maluchy były jednak tak przestraszone, że nawet nie drgnęły. Niestety przyglądała się temu Milka. Zaraz postanowiła im pomóc. Podskoczyła wysoko i chwyciła koniec gałązki na której siedziały małe ptaszki. Gałąź zatrzęsła się, a potem nie wytrzymała ciężaru uwieszonego pieska i pękła spadając na ziemię. Małe drozdy też zaczęły spadać. Na szczęście rozwinęły przy tym swoje skrzydełka. Przerażone, odbyły właśnie swój pierwszy lot.
  • Jestem superbohaterem i wam pomogłam! – krzyknęła widząc je, zadowolona z siebie Milka i już pobiegła dalej. Tata drozd nie był jednak taki zadowolony. Wręcz przeciwnie. Zdenerwowało go to, że Milka naraziła na niebezpieczeństwo jego dzieci.
Biały piesek ratował już niestety inne zwierzątka mieszkające w ogrodzie babci Doty. W okolicach rajskiej jabłonki leżało sporo małych, czerwonych jabłuszek. Mrówki, mające nieopodal mrowisko, przepychały jedno takie jabłuszko, by zrobić zapasy na zimę. Widząc je Milka chwyciła jabłuszko za ogonek. Przeniosła wraz z uczepionymi do niego i przerażonymi mrówkami.
Nad mrowiskiem upuściła je z takiej wysokości, że wbiło się robiąc w nim wielką dziurę. Nie poprzestała jednak na tym jednym jabłuszku. Przeniosła tak jeszcze kilka, rzucając jak popadnie, na mrowisko i demolując je przy tym doszczętnie.
Przerażone mrówki ogłosiły alarm. Gdy wybiegły na zewnątrz zobaczyły oddalającą się Milkę, która krzyczała :
  • Jestem superbohaterem i wam pomogłam!
Nad ogrodem babci Doty zaszło już słoneczko. Zmęczona po całym dniu Milka wracała do domu. Rozmyślała właśnie jak pochwali się siostrze swoimi nowymi mocami. Pod domem zastała jakiś wielki hałas. Zbliżyła się powoli planując znów kogoś uratować. Wyjrzała zza rogu i zobaczyła Pyzę, a wokół niej rodzinę myszek, rodzinę drozdów, ślimaki i mrówki. Wszyscy przekrzykiwali się jeden przez drugiego.
  • Chyba mnie chwalą – pomyślała i wyszła dumnie w ich kierunku. Nagle jednak usłyszała, co oni wykrzykują.
  • Zniszczyła nasze mrowisko! – krzyczały mrówki.
  • Chwyciła nas za ogonki i rzuciła na trawniku! – odezwała się wzburzona mama myszka.
  • Strąciła moje dzieci z gałęzi!
  • A mnie prawie stratowała przebiegając!
Milka nie mogła uwierzyć. Nikt nie był zadowolony z jej pomocy. Próbowała wyjaśnić, że stała się superbohaterem, bo przecież Pyza i myszka powiedziały, że coś ją ugryzło, ale nikt nie chciał jej słuchać. Na szczęście Pyza zrozumiała, że jej siostra miała dobre intencje. Udało jej się załagodzić konflikt i przeprosiła wszystkich. Obiecała też bardziej jej pilnować . Gdy wszyscy się rozeszli pozostało jej, wytłumaczyć Milce, że tak nie postępuje superbohater. Pomagając innym trzeba uważać, by nie stała się nikomu krzywda. Trzeba też zapytać, czy ktoś chce naszej pomocy. Milka słuchała siostry ze zdziwieniem, a gdy jeszcze okazało się, że nie stała się niestety superbohaterem była załamana. Ułożyła się na miejscu i nie chciała się ruszać. Pyza zaniepokojona jej stanem już miała zareagować, gdy do domu weszła córka babci Doty, Ania, niosąc na rękach małą Indię. Psinka uwielbiała się bawić z pieskami babci Doty. Od razu pobiegła do Milki i polizała ją po jej wielkim nosie.
  • Wiesz, jak będę duża, chcę być taka jak ty- powiedziała tak milutkim głosikiem, że Milka od razu się uśmiechnęła.
  • O nie, tylko nie to – pomyślała Pyza, ale nie powiedziała tego na głos, bo przecież bardzo kochała siostrę.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Nieporozumienie


Lato w tym roku było bardzo upalne. Babcia rzadko wychodziła do ogrodu. Najczęściej wieczorem, kiedy robiło się trochę chłodniej. Tego dnia rano, nakarmiła tylko swoje pupile i zaraz podreptała z powrotem, narzekając pod nosem, że ten upał jest nie do zniesienia. Pieski leżały w cieniu i głośno dyszały. Widząc babcię, bardzo wolno podniosły się z miejsca i podeszły do swoich misek. Nawet pięknie pachnące śniadanie, nie zachęciło ich do przebiegnięcia tych paru metrów.  Nagle ktoś zadzwonił do bramy. Milka podniosła tylko głowę, a Pyza szczeknęła dwa razy, na wszelki wypadek. Gdy zobaczyły, że to Igorek ze swoją mamą, zamerdały ogonkami, ale nawet do nich nie podbiegły. Okazało się zresztą, że nie było warto się ruszać, bo goście, tylko chwilkę porozmawiali z babcią i zaraz  wsiedli do samochodu i odjechali. Pieski w tym czasie,wyszukały trochę cienia i znowu ułożyły się wygodnie. Milka nawet nie wylizała pyszczka, tylko od razu zasnęła. Pyza jeszcze chwilę popatrzyła znudzona i też zamknęła oczy. Słońce było bardzo oślepiające, więc nie zauważyły, gdy podeszła do nich babcia. Położyła przed nimi coś bardzo małego i puszystego.
- To jest India – przedstawiła zwierzątko, bo okazało się, że ta mała, biała kulka, ma cztery małe łapki, maleńki ogonek i patrzy na nie wielkimi, czarnymi ślepkami. - Musicie się nią zająć- , bo ja muszę jechać- do sklepu – dodała jeszcze babcia i szybko wróciła do domu.
- Tylko dobrze jej pilnujcie, bo ona ma dopiero 5 tygodni – krzyknęła zamykając drzwi.
- Czy to jest pies? - zapytała Milka obwąchując przerażone stworzonko.

- Wygląda raczej jak mała owieczka – stwierdziła Pyza i bardzo lekko pacnęła małą w łepek. Wielkie, czarne oczy spojrzały na nią  wystraszone, a z pyszczka wydobył się cichutki pisk. 
- To jednak jest piesek – wyjaśniła po chwili Pyza i jeszcze delikatniej szturchnęła malucha. Uśmiechnęła się też przyjaźnie, ale biała kulka znowu zapiszczała bojaźliwie.

- A na co nam dodatkowy piesek i to taki malutki. - zastanowiła się Milka. Przecież z nią będzie straszny kłopot. Gdzie ona będzie spać? I z czyjej miski będzie jadła? - wyliczała niezadowolona. -Ja nie zamierzam się nią zajmować, bo ja mam już wystarczająco dużo obowiązków. - Pokiwała nerwowo łebkiem i zapomniawszy o upale pobiegła na drugi koniec ogrodu.
- Nie bój się maluchu – odezwała się Pyza –  wychowałam ją, to i z tobą dam sobie radę. Mam tylko nadzieję, że nie wyrośniesz na takiego leniuszka, jak ona. India  podniosła łepek i polizała Pyzę po łapie. Po chwili jednak znów skuliła się i cichutko piszczała. Milka w tym czasie, weszła pod swoje ulubione krzaki, ale nie przestawała przyglądać się siostrze i nowemu zwierzątku.- Przecież to ja jestem tym najmłodszym i najukochańszym psem babci – zamruczała do siebie. - Może babcia teraz przestanie się już ze mną bawić i nie będzie mnie karmiła takimi smakołykami? Im więcej się zastanawiała, tym bardziej przerażająca wydawała jej się przyszłość . Z tego zdenerwowania nie mogła nawet zasnąć. Postanowiła sprawdzić co porabia jej siostra. Cichutko podeszła bliżej. Zobaczyła Pyzę i przytuloną do niej, śpiącą kuleczkę. Milce zrobiło się bardzo przykro.
- No tak, ona też już mnie nie będzie teraz przytulała – westchnęła smutno i ze spuszczoną głową, poszła przed siebie. Szła bardzo zamyślona i nawet nie zauważyła, że nie jest już w ogrodzie, ale na pobliskiej łące. Pewnie jeszcze długo by tak wędrowała, ale potknęła się o wystający patyk i musiała przystanąć, żeby wylizać sobie łapkę. Rozejrzała się dookoła ze zdziwieniem. W oddali pasło się stado owiec. Już miała wracać do domu, gdy wpadł jej do głowy pewien pomysł. Zadowolona z siebie szybko pobiegła w tamtym kierunku.

- Cześć!– zawołała przyjaźnie. - W ogrodzie babci jest mała owieczka, może to wam zgubiło się jakieś dziecko? - zapytała. Owce zaczęły beczeć coś do siebie, a potem najstarszy baran odezwał się do niej.
- Nasze dzieci wszystkie są przy swoich rodzicach, ale możemy przygarnąć  waszą owieczkę. Dobrze będziemy się nią zajmować
- No nie wiem -zastanowiła się Milka. - Już moja siostra ją wychowuje.
- Pies nie potrafi wychować owcy – krzyknął oburzony baran. - Zaraz pójdziemy z tobą całym stadem i przekonamy ją o tym  – dodał, a pozostałe owce zawtórowały mu głośnym beczeniem. Milka trochę się wystraszyła, że dostanie jej się od Pyzy, ale zaraz przypomniała sobie widok małej psinki, zwiniętej w kulkę, obok jej siostry i wszystkie wątpliwości zniknęły.
- Chodźcie za mną – zawołała i ruszyła w drogę powrotną do domu. Napotkani po drodze ludzie oglądali się za nimi. I nie ma co się dziwić, bo widok był niecodzienny. Przodem, z łebkiem dumnie podniesionym do góry, maszerował duży, biały pies, a za nim szło całe stado owiec, głośno becząc. W końcu zwierzęcy pochód doszedł do ogrodu babci Doty i przez uchyloną bramę wszedł do środka. Pyza nie rozumiała co się dzieje, ale widząc walecznie nastawione owieczki, przykryła sobą, wystraszonego hałasem, małego pieska. Owce podeszły bliżej i zatrzymały się naprzeciwko nich. Milka na wszelki wypadek opuściła towarzystwo i ukryła się w krzakach.
- Witam - odezwał się wielki baran. - Podobno znalazłaś małą owieczkę i chcesz ją sama wychować- - mówił oburzonym tonem. - To bardzo zły pomysł – krzyknął, a wszystkie owce głośno zabeczały. - My lepiej wychowamy owieczkę. Natychmiast musisz nam ją oddać- – zakończył i całe stado okrążyło zdziwionego pieska. Pyza nie wystraszyła się wcale, ale krzyki i beczenie owiec bardzo ją zdenerwowało. Podniosła się gotowa do skoku i zawarczała groźnie. Owce nieco się cofnęły, ale też nie chciały ustąpić. Nawet Milka podeszła bliżej, bo trochę się zaniepokoiła. Już  miało dojść do bitwy, gdy spod Pyzy wyszło małe, trzęsące się, białe zwierzątko. Spojrzało wielkimi, przestraszonymi oczami po wszystkich zebranych.  Potem podbiegło w kierunku Milki i ukryło się pod jej długim ogonkiem, cichutko popiskując. Owce stanęły zdezorientowane.

- Ja i moja siostra Milka, nie pozwolimy zrobić krzywdy temu maleństwu. - odezwała się Pyza, groźnie przy tym warcząc.- To nie jest owieczka, tylko bardzo mały piesek i żadne owce go nie zabiorą, bo będą miały z nami do czynienia- dodała i wyszczerzyła groźnie zęby. Mała India w tym czasie, przytuliła się do Milki jeszcze bardziej i z przerażeniem patrzyła co się dzieje, wyglądając zza jej łapy. Owce nic nie rozumiały. Milka też była bardzo zdziwiona, ale gdy mały piesek przytulił się do niej, od razu postanowiła go bronić i nawet groźnie zawarczała. Ucieszyło ją też, że Pyza o niej nie zapomniała, tylko chciała stanąć razem z nią do walki z całym stadem owiec. Najstarszy baran, widząc, że zaszła straszna pomyłka,  zabeczał donośnie. Wszystkie owce mu zawtórowały, a potem jedna po drugiej, zaczęły wychodzić z ogrodu. Zza zakrętu wyjechał właśnie samochód babci, gdy ostatnia owca wychodziła przez bramę.
- Chyba mi się coś przewidziało – mruknęła pod nosem babcia, przecierając okulary i kręcąc głową. Wysiadła z samochodu i poszła do ogrodu. Na trawie pod orzechem zobaczyła leżącą Milkę i wtuloną w nią, drzemiącą smacznie, Indię. Obok siedziała Pyza.
- No Mileczko, wiedziałam, że dobry z ciebie piesek – powiedziała widząc to babcia. - Choć, dostaniesz w nagrodę jakiś smakołyk. Pyza głośno szczeknęła.
- O tobie też nie zapomnę, oczywiście – stwierdziła babcia, źle zrozumiawszy to szczeknięcie. - Po małą zaraz przyjedzie Igorek, ze swoją mamą, bo to jego piesek – dodała jeszcze idąc do domu.
- Czy ta babcia nie mogła wyjaśnić nam tego wcześniej? - pożaliła się Milka, ale bardzo cichutko, żeby nie obudzić śpiącego szczeniaczka.

- Jakoś ci się to wszystko udało i babcia nawet się nie domyśliła co zrobiłaś, ale ja ci tego tak łatwo nie odpuszczę. - już miała zawarczeć Pyza, ale pokazała tylko groźnie zęby. - Na początek wszystkie smakołyki będą dla mnie – dodała jeszcze szeptem - bo ty na pewno na nie nie zasłużyłaś .
- Ale nadal mnie kochasz siostrzyczko, prawda? - zamruczała Milka.
- Tak, ale nieraz sama nie wiem dlaczego.
- Bo jestem przemiłym, małym pieskiem i już zrozumiałam, że ty i babcia zawsze będziecie mnie kochały – odpowiedziała sobie Milka. Pyza pokręciła łebkiem, ale na jej pyszczku znów zagościł uśmiech.

sobota, 13 lipca 2013

Przed bitwą





Pieski uwielbiały wiosnę. W ogrodzie ciągle się coś działo i nawet Milka nie narzekała na nudę. Babcia każdą wolną chwilę spędzała na wyrywaniu chwastów i przesadzaniu roślinek. Często przyjeżdżali też jej dwaj mali wnukowie i wtedy wszędzie słychać było odgłosy świetnej zabawy.

Tego ranka Milka i Pyza robiły jak zwykle obchód wokół całego ogrodu. Pyza dokładnie obwąchiwała każde miejsce, a jej młodsza, ale znacznie większa siostra, biegła tuż za nią. Była tak zaspana, że co rusz potykała się o własne łapy.
- Już się zmęczyłam tą pracą- powiedziała w końcu przy kolejnym potknięciu.
- No chyba żartujesz – zganiła ją Pyza – przecież dzień dopiero się rozpoczął.
-  Wiem, wiem, ale jeszcze nie było śniadania, a ja z pustym brzuszkiem nie mogę pracować.
- Babcia wyjechała gdzieś rano samochodem – wyjaśniła Pyza.
- To nie będzie dzisiaj pysznego jedzonka – Milka stanęła jak wryta, a jej lekko zaspane oczy otworzyły się szeroko.
-  Nie martw się, na pewno o nas nie zapomniała – pocieszała ją Pyza, ale okazało się to niepotrzebne, bo właśnie otworzyła się brama i przed dom zajechał samochód babci. Pieski podbiegły zaciekawione. Babcia szybko wysiadła, poklepała obie pupilki po łebkach i popędziła do domu. Po paru minutach pojawiła się znowu niosąc w dłoniach psie miski wypełnione po brzegi suchą karmą, a na szczycie każdej z nich leżała kostka mielonego mięska. Odstawiła je szybko na miejsce i bez żadnego słowa, i w pośpiechu, znów wróciła do domu. Zawsze chwilę poświęcała na głaskanie swoich pupili.
- Babcia jakaś dżżywna dżżiszaj – odezwała się Milka z pełnym pyszczkiem jedzenia.
-  Mmmm chmmmm – odpowiedziała Pyza nie podnosząc nawet łepka do góry.
Po skończonym śniadanku, wylizując sobie futerka, znowu zaczęły zastanawiać się nad zachowaniem babci. - Może będziemy mieli gości i babcia szykuje się na ich przyjazd – zagadnęła Pyza.
- Tak, dawno nie było u nas chłopców, a ja tak lubię się bawić w gonienie, skakanie i chowanie.
Nagle po drugiej stronie ogrodu rozległy się jakieś hałasy. Pieski z wielkim szczekaniem natychmiast pobiegły to sprawdzić. Po chwili już były przy oczku wodnym i ze zdziwieniem przyglądały się, co się tam dzieje. Okazało się, że babcia robi coś dziwnego za oczkiem, przy żywopłocie. Pocąc się i sapiąc przenosiła bloczki betonowe.
-  Chyba będzie coś budować? - wymyśliła Pyza. Zwierzątka ułożyły się wygodnie po drugiej stronie wody i przyglądały się pracującej babci. Nie ruszały się ani na krok, więc nawet nie zauważyły jak przyszedł Jacek, brat babci i też zabrał się za budowanie.
-  Ciekawe co to będzie? - Milka spojrzała pytająco na siostrę.
- Nie mam pojęcia – Pyza odrzekła w końcu kręcąc ze zdziwienia łebkiem. - Nic mi to nie przypomina – dodała jeszcze. Po paru godzinach ciężkiej pracy za oczkiem wodnym powstał sporej wielkości mur. Babcia i jej brat wrócili do domu. Milka i Pyza podeszły do tej dziwnej budowli. Obwąchały wszystko dookoła, ale nadal nie wiedziały do czego może ona służyć.
-  Może ktoś nas będzie atakował i babcia buduje mury obronne – podsunęła pomysł Milka. Siostra spojrzała na nią z niedowierzaniem, ale nic nie odpowiedziała. Reszta dnia przebiegła normalnie. Pyza pracowała stróżując jak zwykle, a Milka ukryła się w krzakach i zasnęła. Śniło jej się, że walczy na murach z jakimś strasznym potworem, który postanowił wedrzeć się do ogrodu. Wieczorem leżąc już na swoim miejscu zagadnęła do Pyzy.
- Musimy poprosić wszystkich znajomych o pomoc. Na pewno zaatakuje nas coś strasznego, jak babcia postanowiła zbudować mur obronny – dodała i przypomniawszy sobie potwora ze snu, wtuliła się bardziej w kąt posłania.
-  Chyba masz rację – odparła Pyza, ale ton jej głosu zdradzał, że nie jest do końca tego pewna. Rano babcia z bratem znów zaczęli krzątać się przy budowli.
-  Może jednak poczekajmy i zobaczmy co z tego będzie – powiedziała Pyza przyglądając się ich pracy.

- Ja nie zamierzam czekać – obruszyła się Milka i pobiegła obrażona na siostrę.
- Ktoś tu musi być mądrzejszy – mruczała do siebie. Pobiegła najpierw do swojej przyjaciółki myszki. Bardzo zdenerwowana opowiedziała jej o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Puściła troszkę wodze swojej fantazji i opisała dokładnie potwora ze swojego snu, olbrzymiego z dwoma głowami, ziejącymi ogniem. Zapomniała jednak dodać, że to tylko jej się przyśniło. Historia Milki była tak przerażająca, że mała szara myszka z krzykiem pobiegła zawiadomić całą rodzinę.
 Biały piesek zadowolony z siebie podszedł teraz do krecika.
Tutaj nie poszło mu jednak tak dobrze.
-  Mogę wam pomóc, ale tylko nocą, bo światło dzienne mi przeszkadza – odpowiedział krecik wysłuchawszy wszystkiego.
- Wody też nie lubię, więc nie zbliżam się w okolicę oczka, a pod ziemią i tak jestem bezpieczny – dodał jeszcze i zniknął w swoim kretowisku. Niepocieszona Milka popędziła do altanki obrośniętej winogronem. To tam zrobiły sobie gniazdka mieszkające w ogrodzie kosy.

 Mama kos właśnie wysiadywała swoje jajeczka. Bardzo przeraziła ją historia Milki, tym bardziej, że potwór z jej opowieści miał już trzy głowy i był wielki jak dwa domy. Skończywszy opowieść, tym razem piesek nie czekał na decyzję ptaszków tylko pobiegł dalej. Za kompostownikiem, w swojej norce mieszkał szczurek. Był już stary i rzadko wychodził gdzieś dalej. Całe dnie wygrzewał się na słoneczku. Nie wystraszył się tak łatwo jak inne zwierzątka, bo nie jedno już przeżył. Nie odmówił jednak pomocy i obiecał, że zbada tą sprawę dokładnie. Zadowolona z siebie Milka wróciła do siostry.
Zastała ją ciągle pilnującą babci i jej brata. Za oczkiem widniała już wielka budowla. Cały zbudowany poprzedniego dnia mur był przykryty olbrzymią ilością kamieni.
- To będzie straszna bitwa – stwierdziła widząc to Milka. - Pewnie będą rzucać tymi kamieniami w potwora – dodała lekko drżącym ze strachu głosem. Pyza nadal nie była pewna, czy to może być prawda, więc tylko pokręciła główką. Noc była bardzo ciężka dla piesków. Milce znów śnił się potwór. Miał już cztery głowy i chciał ją złapać. Wierzgała więc tak bardzo nóżkami i dyszała uciekając przed nim, że Pyza parę razy budziła ją z tego koszmaru, aż wreszcie zrezygnowana przeniosła się na podłogę i tam zasnęła bardzo zmęczona. Rano oba pieski były niewyspane. Szybko zjadły śniadanko i popędziły sprawdzić co się dzieje w okolicach dziwnej budowli. Okazało się, że nie były tam same. Babcia z wujkiem Jackiem już pracowali. Brat babci przerzucał kamienie, a babcia wrzucała do oczka jakąś maszynę , od której odchodziły dziwne rurki i kabelki.
- To pewnie będzie jakoś strzelało – stwierdziła widząc to Milka. Na pobliskich drzewach rozsiadły się ptaki i bardzo głośno dyskutowały między sobą.

Obok pod krzaczkami do walki szykowała się cała rodzina myszek, mieszkająca w ogrodzie. Dalej zajął pozycję stary szczur i po jego mince widać było, że też jest zdenerwowany. W oddali powstały trzy nowe kretowiska i raz w jednym pojawiała się główka kreta, to znowu z drugiego wyglądał inny kret, aż wreszcie z trzeciego wyjrzały małe kreciki, ale te szybko mama kret wciągnęła pod ziemię. Babcia też była trochę zdenerwowana.
- Ciekawe, czy wszystko zadziała – zapytała brata.
- Nie martw się. Na pewno wszystko będzie dobrze, zobaczysz – odpowiedział jej ciężko dysząc ze zmęczenia. Atmosfera robiła się już nie do zniesienia. Ptaki latały wokół zdenerwowane, myszki krzątały się dając ostatnie rady najmłodszym. Nawet Pyza uwierzyła, że wydarzy się zaraz coś strasznego. Postawiła uszy i nasłuchiwała, a jej oczy dokładnie sprawdzały każdą część ogrodu.
W końcu babcia i Jacek skończyli przygotowania. Stanęli po przeciwnej stronie oczka i przyglądali się swojemu dziełu.
-  To co? Włączyć? - krzyknęła babcia trzymając w ręku dwa kable.
- Tak – odpowiedział jej brat. W tym momencie w ogrodzie zapanowała głucha cisza. Ptaki nagle przestały latać i ucichły. Myszy siedziały tak cichutko, że nikt nie domyśliłby się, że było ich tu aż tak dużo. Kreciki ze strachem w oczach spoglądały w kierunku oczka wodnego. Szczurek nie okazywał zdenerwowania, ale też ani nie drgnął. Milka przytuliła się do Pyzy. Babcia wolniutko połączyła oba kable. Oboje z bratem czekali co się teraz stanie. Wszyscy mieli wzrok utkwiony w nowej, przedziwnej budowli. Nagle rozległo się głośne bulgotanie, a w końcu po kamieniach popłynęła woda. Płynęła z samej góry, rozdzielając się na kilka strumieni, potem znów się łączyła i wreszcie z pluskiem wpływała do strumyka, a stamtąd do oczka wodnego. Babcia uradowana, aż klasnęła w ręce.
- Jest pięknie, dziękuję ci braciszku – wołała uśmiechając się od ucha do ucha. Nie zauważyła nawet jaki hałas rozległ się dookoła niej. Ptaki znów latały, przyglądając się i przekrzykując się nawzajem. Myszki podeszły bliżej i kropelki spadającej wody ochlapywały im futerka. Kreciki zobaczywszy wodę pochowały się w pośpiechu. Nad oczkiem nadal siedziały, przyglądając się temu, zaskoczone, Pyza i Milka.
- A cóż to jest do licha – wykrztusiła z siebie Milka.
-  Nnnie wiem – kręciła łebkiem Pyza.

-  To wodospad – odpowiedział im stary szczurek. - Pochodzę z rodziny szczurów wędrownych, więc nie jedno już widziałem.
- To jest wodospad – powtórzył jeszcze raz, bo Milka i Pyza wyglądały na bardzo zdezorientowane. Ponieważ pieski nadal nic nie mówiły wyjaśniał dalej.
 Taki wodospad służy do oglądania. Ale także ptaki mogą się w nim kąpać, pieski też mogą ochłodzić się pod nim w gorące dni. - dodał i podszedł bliżej, a kropelki wody odbiły się od jego futerka. Babcia popatrzyła jeszcze chwilę z zadowoleniem i poszła, razem z bratem do domu. W ogrodzie zaczęła się dopiero zabawa. Wszystkie zwierzątka kąpały się w wodzie, chlapiąc przy tym strasznie i śmiejąc się do siebie. Tylko Milka wyglądała na niepocieszoną.
- Może i my się trochę pochlapiemy – powiedziała, widząc to jej siostra.
- No wiesz, mycie to nie zabawa, tylko ciężka praca. A ja tak jak kreciki wolę chyba zakopać się w ziemi- odparła i pobiegła w kierunku swoich ulubionych krzaków.
- No tak, zapomniałam, że ją do mycia trzeba długo przekonywać – uśmiechnęła się Pyza i dołączyła do bawiących się zwierzątek.