Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 7 czerwca 2015

Dzień Dziecka



Jest jeden dzień w roku, w którym świętują wszystkie dzieci na świecie. W tym dniu dzieci bawią się i szaleją do woli. W ogrodzie babci Doty to święto obchodzą także zwierzęta. Rano wszystkie pieski dostały swoje smakołyki, ale tym razem Pyza i Milka, starsze psy babci Doty, pozwoliły, żeby maluchy India i Inka, wybrały z misek to co najlepsze. Dorosłe psy, dzielnie wytrzymały wszystko. Patrzyły ze spokojem, jak dwa małe psiaki biegają poszczekując od jednej miski do drugiej. Były też niewzruszone, jak Inka złapała Indię za ucho, żeby zatrzymać ją na chwilę, co pozwoliło tej drugiej zdobyć piękną, wędzoną kurzą łapkę i uciec. Z zaciśniętymi zębami, przetrwały też tą chwilę, jak India trzymając Inkę za ogon, przewróciła ją i przebiegając po niej, dopadała spory kawałek gotowanego mięska. Jednak, gdy baraszkujące maluchy wpadły do miski Milki i makaron z mięskiem wysypał się na boki, z pyska zdenerwowanej właścicielki rozległ się głośny, ostrzegający warkot. Dwa rozrabiaki szybko uciekły na trawnik i tam jedna drugiej wylizywały z futerek resztki pysznej strawy. Długo nie trwała jednak ta błoga chwila, bo już słychać było śmiechy i piskliwe poszczekiwania.

  • W tym dniu musisz okazać się większą wyrozumiałością – powiedziała Pyza do Milki wylizując swoją miskę.
  • Przecież widzisz, że się staram – odparła jej młodsza siostra. Nawet żadnej nie ugryzłam w te wiecznie szczekające pyszczki – pomyślała jeszcze i poczłapała w kierunku ulubionych krzaków. Tam ułożyła się wygodnie i zaraz zasnęła. Nie słyszała więc tego, co działo się nieopodal, w samym rogu ogrodu.
  •  Małe pieski przebiegały właśnie w tamtej okolicy, gdy nagle ujrzały dziwne dwa zwierzątka. Wystraszone ukryły się w trawie i obserwowały te nieznane im stworzenia.
  • Pomieszkamy trochę w tym ogrodzie – powiedziało większe zwierzątko.
  • Dobrze mamo, nawet mi się tu podoba– odpowiedziało mniejsze.
  • Teraz poszukajmy jakiegoś miejsca do spania.
  • Ale mamo –odezwał się maluch, robiąc proszącą minkę - Ja już jestem duży i mogę tu na ciebie poczekać. Dzisiaj jest dzień Dziecka i ja się chcę trochę pobawić.
  • No już dobrze. Masz rację. Pamiętaj tylko synku, że w tym pięknym miejscu, też może czyhać wiele niebezpieczeństw. Musisz być bardzo ostrożny.- powiedziała mama i śmiesznie tupiąc nóżkami, oddaliła się, zostawiając małego.
  • Może się przedstawimy? – zaproponowała cicho India.
  • Dobra- zgodziła się Inka i wypchnęła małą koleżankę do przodu, tak, że ta wypadła z trawy i z poślizgiem zatrzymała się przy nieznajomym. Nagle stało się coś dziwnego. Małe zwierzątko zniknęło, a na jego miejscu leżała tylko kolczasta piłeczka. 
  • Do Indi dołączyła już Inka i obie przyglądały się z ciekawością.
  • Co to ? - cichutko powiedziała India.
  • Nnnie wieeem. - Wyjąkała przerażona szara psina. Nim jednak pieski zdążyły coś zrobić, kulka przeturlała się do przodu. Z jednej strony wysunęły się cztery nóżki , a z drugiej mały pyszczek.
  • Cześć jestem Igiełek. Jestem jeżykiem – dodał po chwili, widząc wielkie, zdziwione spojrzenia nowych koleżanek.
  • Cześć - odważyła się powiedzieć India. My jesteśmy pieskami i nigdy nie widziałyśmy jeżyka.
  • Ale nasza koleżanka Milka nam opowiadała, że już spotkała kiedyś takie dziwne, podobne do szczotki, stworzenie – szybko dodała Inka
  • No! Tylko nie do szczotki !– obruszył się zdenerwowany Igiełek. Nagle przyszła mu do głowy świetna myśl. Postanowił zażartować sobie z małych psinek i trochę nakłamać im o swoim gatunku.
  • Jeżyki to takie super zwierzęta – powiedział dumnie wypinając pierś do przodu. My potrafimy wszystko. Widziałyście jak zamieniam się w kulkę z kolcami.
  • Tak – oba małe pieski kiwnęły łebkami.
  • Moich kolców boją się nawet wielkie zwierzęta – opowiadał dalej jeżyk
  • A umiesz latać? – zapytała Inka
  • Nnno pewnie – szybko potwierdził Igiełek - Ale nie wysoko - dodał na wszelki wypadek.
  • Fajnie – mruknęły zafascynowane psiaki.
  • Pobawmy się – zaproponował jeżyk, bojąc się dalszych pytań.
  • Może się pogonimy, my bardzo dobrze biegamy – zawołały maluchy.
  • Nie, może w coś innego – szybko odezwał się jeżyk, wiedząc, że od razu by się wydało, że biega bardzo wolno. Nagle ujrzał przed sobą małą dziurę w siatce ogrodzeniowej.
  • Może przenikniemy przez siatkę – zaproponował.
  • My nie umiemy przenikać – odpowiedziały zgodnie psiny.
  • Dobra pokażę wam jak ja to robię - zaproponował przebiegły malec. Odwróćcie się na chwilę, bo wszystkiego nie mogę wam ujawniać. Takie są zasady super zwierzaków.
    Oba pieski obróciły się grzecznie, a mały jeżyk szybko przecisnął się przez dziurę.
  • Zobaczcie już jestem po drugiej stronie! – krzyknął do nich drepcząc po chodniku.
  • Ale fajnie. Też byśmy tak chciały umieć – mówiły zauroczone nowym przyjacielem, psinki. Jeżyk dumny z siebie, że udało mu się oszukać koleżanki, podskakiwał, przesuwając się do tyłu. Nagle potknął się na krawężniku i wpadł prosto na jezdnię.
  •  Małe pieski, aż pisnęły z przerażenia.
  • Uważaj, tam jest niebezpiecznie!– krzyknęły tak głośno, że usłyszała ich Pyza i zaniepokojona przybiegła do nich . Milka także uniosła jedną powiekę. Gdy jednak zorientowała się w sytuacji, szybko doskoczyła do siatki.
  • Jeżyku, musisz uciekać! – krzyczała już Pyza.
  • No prędko, podnoś się! - warczała Milka
  • Igiełku uciekaj!– krzyczały maluchy. Na szczęście po ulicy na razie nie przejeżdżał żaden samochód, tylko gdzieś w oddali jechał wóz z koniem. Mały jeżyk nie czuł się teraz taki odważny. Cały się trząsł. Biały, wielki, warczący pies, stojący przy siatce, wyglądał strasznie. Kątem oka zobaczył też jeszcze większe zwierzę, które ciągnęło wóz i zbliżało się do niego. Przerażony szybko zwinął się w kulkę i nastroszył kolce. Niestety wszystkie zwierzątka usłyszały znany im warkot nadjeżdżającego samochodu. Pyza biegała jak szalona przy siatce krzycząc – No dalej ruszaj się! Milka zamarła wpatrzona w zbliżający się pojazd.
    Nikt nie zwracał uwagi na maluchy, które krzyczały – Przeniknij z powrotem przez siatkę jeżyku. No dalej, przecież umiesz. Na to wszystko doszła do siatki zaniepokojona mama Igiełka.
  • Ratujcie mojego synka!  - krzyczała przerażona. Warkot zbliżającego samochodu był coraz głośniejszy. Milka położyła łapę na oczach, nie chcąc oglądać tego dłużej. Pyza stanęła jak wryta.Po ulicy przejechał rozpędzony samochód, ale chwilę wcześniej nad siatką ogrodzeniową przeleciał, jak pocisk, mały jeżyk zwinięty w kulkę. Okazało się, że konik w porę zdążył kopnąć go swoim kopytem. Wszyscy odetchnęli z ulgą, spoglądając na kępkę trawy, w której wylądowała kolczasta kulka. Po chwili kępka się zatrzęsła i wysunął się z niej, lekko oszołomiony upadkiem, jeżyk.
  • To naprawdę super zwierzak. I naprawdę umie latać. Hurra – wiwatowały uradowane małe psiaki. Mama jeżyka właśnie doszła do synka i ściskała go mocno w swoich łapkach. Milka i Pyza też do nich podeszły.
  • Mamo bo mnie udusisz – powiedział Igiełek uwalniając się z jej objęć. Nagle zobaczył nad sobą dwie wielkie głowy, szarą i białą.
  • Mamo ratuj! – krzyknął z przerażeniem i schował się za nią.
  • On chyba jednak nie jest super zwierzakiem. - zdziwiła się India.
  • Tak, boi się Milki i Pyzy – dodała zaskoczona Inka. Mama jeżyka spojrzała na synka ze zdziwieniem.
  • Coś ty takiego naopowiadał tym małym pieskom? - zapytała, nadal mając groźną minę.
  • Ja tylko tak żartowałem. Nie pozwól, by te wielkie stworzenia mnie zjadły – zatrząsł się mały jeszcze bardziej przytulając się do swojej mamy.
  • O przepraszam, nie gustuję w takim kolczastym jedzeniu – obruszyła się urażona Pyza - Choć dla ciebie zrobię dzisiaj chyba wyjątek – przysunęła się bliżej, puszczając oko do mamy jeżykowej.
  • Nie posłuchałeś mamy, okłamałeś małe koleżanki i prawie zginąłeś pod kołami rozpędzonego samochodu – wymieniała . Milka bardzo starała się utrzymać groźną, poważną minę, ale widok oblizującej się Pyzy, tuż nad trzęsącym się małym jeżykiem, był bardzo zabawny.
  • Masz szczęście, że dzisiaj jest Dzień Dziecka – odparła w końcu i pobiegła do swoich obowiązków.
  • Obiecuję, już będę grzeczny, będę słuchał mamy i nie będę kłamał – wciąż trzęsącym się głosem wyliczał Igiełek, drepcząc grzecznie za swoją mamą.
  • Wcale nie był super zwierzakiem – prychnęła oburzona India. 
    Przerażone małe psinki najpierw wpadły na siebie, a potem pomknęły co sił w nogach w drugi koniec ogrodu.
  • Tak, my jesteśmy odważniejsze – przytaknęła jej Inka. Oba maluchy dumnie spojrzały na siebie.Nagle przebiegając obok dużego krzaka usłyszały głośne warknięcie.
      Przerażone małe psinki najpierw wpadły na siebie, a potem pomknęły co sił w nogach w drugi koniec ogrodu.
  • No i kto jest super zwierzakiem - mruknęła Milka, układając się do snu, bardzo zadowolona z siebie. No i ja też mam teraz Dzień Dziecka.















    W bajce wykorzystano zdjęcia ze strony e-ogrody.pl    ,     http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTjt6i5yR9LOM-GAbxTtXUENHqsnHfZKN8T5dXJ_iqvWfWparaI













poniedziałek, 17 listopada 2014

Psikusy



Niebo było bardzo zachmurzone, ale deszczyk jeszcze nie padał. W ogrodzie tego dnia były aż cztery pieski.
Pyza i Milka mieszkające tu na stałe i ich dwie małe koleżanki Inka i India, które bardzo często przychodziły w odwiedziny. Wszystkie zwierzątka położyły się na tarasie. Starsze próbowały się zdrzemnąć, ale nie było to takie łatwe. Maluchy stale się wierciły.
  • No zaśnijcie w końcu – warknęła na nie Pyza.-Zaraz znowu będę musiała obejść całe ogrodzenie dookoła, a chciałam trochę odpocząć.
  • Nudzi nam się – odpowiedziała India i korzystając z tego, że Pyza zamknęła oczy, pociągnęła Inkę za ucho.
  • A ła – szczeknęła szara psinka i szturchnęła małego białego psiaka. Po chwili India znów lekko ugryzła koleżankę, tym razem w ogonek. Oba małe pieski podskakiwały, szczekając i śmiejąc się coraz głośniej. Pyza spojrzała na nie zdenerwowana, ale pokręciła tylko łebkiem i podniosła się z miejsca.
  • Mam już dosyć . Teraz ty ich pilnuj – krzyknęła do siostry i pobiegła na drugą stronę ogrodu. Milka leżała tuż obok bawiących się maluchów, ale ani ich zabawy, ani oburzony głos siostry, nie był w stanie jej obudzić. Małe pieski jeszcze chwilę pobawiły się w podgryzanie, skakanie i przewracanie. Szybko się jednak znudziły.
  • No i co teraz będziemy robiły – zastanawiała się Inka.
  • Może porobimy psikusy – wymyśliła szybko biała psinka.
  • A co to znaczy? – dopytywała się jej koleżanka. India zrobiła poważną minkę i było widać, że nad czymś się mocno zastanawia. W końcu oczy jej się zaświeciły, a na małym białym pyszczku zagościł uśmiech.
  • Widzisz tą górę liści, które babcia Dota zgrabiła pod drzewem.
  • Tak – odpowiedziała Inka nadal nic nie rozumiejąc.
  • Przeniesiemy ją tutaj i przykryjemy Milkę. Nie martw się na pewno się nie obudzi – dodała szybko widząc przerażenie w oczach szarego pieska. Inka chwilę się jeszcze zastanawiała, ale wydało jej się to bardzo zabawne, więc chętnie się zgodziła pomóc. Po dłuższej chwili na tarasie, leżała usypana olbrzymia sterta liści. 
  • Tylko dobrze się przyjrzawszy można było zobaczyć, że lekko się porusza. Małe psiaki popatrzyły z dumą na efekt swojej pracy, a potem pobiegły dalej podskakując i turlając się po trawie. Przy oczku wodnym zobaczyły norkę myszek polnych. O tej porze była pusta, bo jej właścicielki pobiegły zrobić zapasy na zimę.
  • Może zasypiemy ich norkę listkami – zaproponowała India. Inki tym razem nie trzeba było namawiać.
  • Już po chwili w miejscu norki była usypana kolejna górka z liści. Zadowolone z siebie psiaki pobiegły dalej. Pod bramą siedziała Pyza i spoglądała uważnie na ulicę.
  • Teraz jej zrobimy jakiegoś psikusa – powiedziała cichutko India.
  • O nie. Ja się jej trochę boję – zawołała wystraszona Inka. - Ale co jej zrobimy – dodała zaraz zaciekawiona. - Chyba nie chcesz jej przysypać liśćmi – zadrżała lekko na samą myśl.
  • Nie. Przecież ona nie śpi. Musimy wymyślić coś innego – stwierdziła India
  • Już wiem – krzyknęła wreszcie. -Rozsypiemy liście i wylejemy na nie klej. Widziałam jakiś u babci .Potem zawołamy Pyzę. Jak przebiegnie to liście same się do niej przykleją. -dokończyła bardzo dumna ze swojego pomysłu. Dwa małe psiaki szybko uwinęły się, przygotowując pułapkę. Inka była trochę zdenerwowana, ale India przekonała ją, że nikt nie będzie ich przecież podejrzewał, bo uciekną na drugi koniec ogrodu.
  • No dobrze, ale kto w takim razie zawoła Pyzę – dopytywała się Inka.
  • Coś się wymyśli – wysapała India polewając liście klejem ze słoika. Nagle w ogrodzie rozległy się, głośne, piskliwe krzyki myszek. Wróciły właśnie do norki z małymi, rajskimi jabłuszkami w łapkach.
  • Gdzie jest nasza norka? Skąd się wzięły tutaj te liście? – wrzeszczały zdenerwowane.
Zaalarmowana tym krzykiem Pyza, pobiegła w ich kierunku. Po drodze niestety wpadła w przyszykowaną dla niej pułapkę. Ponieważ bardzo się rozpędziła, poślizgnęła się na stercie liści polanych klejem. Próbowała się podnieść, ale łapki rozjeżdżały jej się we wszystkie strony. Wreszcie udało jej się stanąć. Otrząsnęła się szybko i nawet nie zauważyła, że wygląda jak usypana sterta liści. Krzyki myszek wciąż nie ustawały. Pyza widziała je już z daleka.
  • Co się stało – krzyknęła do nich. Małe myszki już miały opowiedzieć co się stało, gdy nagle zamilkły i stanęły jak wryte. W ich małych oczkach było widać strach.
  • Ojej! To jakiś liściasty potwór – zawołały przerażone. To on naniósł nam liści na nasz domek, a teraz na nas poluje. Uciekajmy.- krzyknęły do siebie i szybko pobiegły ukryć się w gęstwinie pobliskiego żywopłotu.
Pyza rozejrzała się dookoła, ale nic strasznego nie zauważyła. Podeszła bliżej do ziemianki. Nigdzie nie było widać mysiej norki. Przyjrzała się też dokładnie wielkiej kupie liści, która pojawiła się w tym miejscu.
  • Dziwne – mruknęła do siebie psina i postanowiła znaleźć swoją siostrę. Białego dużego pieska nigdzie nie było.
  • Milka!– krzyknęła zaniepokojona. Spojrzała na taras, ale tam leżała tylko usypana góra liści.
  • Milka! – wrzasnęła z całej siły. Myszki schowane w krzakach przyglądały się temu z daleka, trzęsąc się ze strachu.
  • Ten potwór poluje teraz na biedną Milkę – powiedziała cichutko jedna z nich.
  • Miillkkaa! - znowu rozległo się głośne wołanie. Pyza wchodziła właśnie na taras, gdy nagle sterta liści ruszyła się i spod niej wysunął się biały, puszysty ogon Milki. Pyza stanęła zaskoczona. Do jej uszu doleciał cienki, przerażony głosik jednej z myszek.
  • Tych potworów jest więcej. Jeden zjadł Milkę, a drugi wbiegł na taras. Trzeci pewnie chciał zjeść nas i dlatego leży na naszej norce. Ratunku – dobiegło spod żywopłotu. Pyza podeszła bliżej do sterty liści. Rozgarnęła je pyszczkiem i szturchnęła nadal śpiącą siostrę. Milka zerwała się na nogi. Liście pospadały z niej na wszystkie strony. Potem otworzyła zaspane oczy. Zobaczyła przed sobą dziwną górę liści, która się ruszała i wykrzykiwała coś do niej tak jak jej siostra. Przetarła jeszcze raz oczy, ale obraz się nie zmienił.
  • Coś ty zrobiła z tymi liśćmi – krzyczała już bardzo zdenerwowana Pyza. Machnęła też parę razy pyszczkiem i jeden listek odkleił jej się od mordki.
  • Ja nic nie zrobiłam – odpowiedziała, lekko jeszcze zaspana Milka -Ale dlaczego ty się tak przebrałaś. Pyza obejrzała się dokładnie. Wszędzie miała poprzyklejane liście. Zerwała jeden zębami, powąchała go i już wszystko zrozumiała.
  • To maluchy – warknęła. To one tak narozrabiały. Ja im zaraz pokażę – dodała pod nosem i pobiegła poszukać małych psotników. Znalazła je blisko oczka. Dwa małe pieski leżały na trawie i turlały się ze śmiechu. Widząc jednak zbliżającą się Pyzę siadły obok siebie i podkuliły małe ogonki. Szara starsza koleżanka wyglądała bardzo groźnie, mimo,że nadal miała na sobie wiele liści. Małym pieskom nie było już do śmiechu.
  • Przepraszamy – zawołały równocześnie.- To tylko niewinne psikusy – dodała skruszona India.
  • Te psikusy, nie były niewinne, bo wyrządziły krzywdę innym. Myszki są przerażone, ja jestem cała brudna, a babcia musi znowu zgrabiać liście.
  • Przepraszamy – jęknęły znowu winowajczynie.- To się już nie powtórzy.
  • Widzicie te dwa duże worki z liśćmi, stojące obok koszy na śmieci.
  • Tak – skinęły łebkami małe pieski.
  • Do wieczora wszystkie liście z całego ogrodu macie znieść i ułożyć w tamtym miejscu.
Małe pieski nie próbowały nawet dyskutować z rozzłoszczoną Pyzą. Spuściły małe łebki i zabrały się za pracę. Po paru godzinach wszystkie liście leżały na wielkiej stercie, a dwa małe psiaki wykończone padły nieopodal worków. Już miały zasypiać ze zmęczenia, gdy nagle worki zatrzęsły się i zaczęły wypluwać z siebie liście. Małe psinki pisnęły z przerażenia.

  • To chyba zemsta liści. Atakują nas – krzyknęła Inka.
  • Uciekajmy – zdecydowała przerażona India. Oba pieski uciekły w popłochu. Z worków wygramoliły się Pyza i Milka.
  • Tak się robi psoty – zaśmiała się duża biała psina i przybiła łapą piątkę ze swoją siostrą.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Wścieklizna



Rozpoczął się kolejny dzień w ogrodzie babci Doty. Zapowiadał się wspaniale, bo słoneczko świeciło już od rana. Pieski jak zwykle zajęły się codziennymi obowiązkami. Dla Pyzy była to poważna praca przy pilnowaniu obejścia, a dla Milki drzemka w krzakach po pysznym śniadanku. Właśnie zamykały się jej wielkie, białe oczy, gdy z ulicy dobiegł do niej odgłos zatrzymującego się samochodu.
  • To tylko Paweł, tata Arturka. Jak co dzień przyjechał do pracy w swojej pracowni – pomyślała Milka i już miała znów ułożyć się do snu, gdy usłyszała głośne szczekanie siostry.
  • No nie!- krzyczała Pyza trochę zdenerwowana i trochę podekscytowana.- To nie możliwe. To chyba jakieś żarty- szara psina ujadała przy siatce. Milka zaniepokoiła się zachowaniem siostry. Czyżbym się jednak pomyliła i przyjechał ktoś obcy – zastanowiła się i podniosła niechętnie, nadal nasłuchując.
  • To już przesada! – krzyczała zdenerwowana Pyza – Ja się na to nie zgadzam! – warknęła nawet, gdy Paweł przechodził obok niej, trzymając coś w rękach. Zanim dobiegła do nich Milka, mężczyzna zniknął już za drzwiami swojej pracowni.
  • Nie! Ja jestem na to już za stara i mam za dużo obowiązków – szczekała bardzo zdenerwowana szara psina. Szczeknęła jeszcze parę razy i z prędkością światła przemknęła obok siedzącej z otwartym ze zdziwienia pyskiem, Milki.
  • Co ją ugryzło – dziwiła się, węsząc dookoła biała psina. - Przecież to przyjechał Paweł, babci rodzina, nie wolno na niego szczekać – mówiła do siebie nadal węsząc. Pokiwała nawet swoim wielkim, białym łebkiem, bo przypomniało jej się nieprzyjemne zdarzenie. Kiedyś, na początku, gdy Paweł dopiero zaczął tu pracować, zapomniała się i szczeknęła na niego któregoś ranka. Babcia strasznie na nią nakrzyczała, a potem musiała wysłuchać długiego wykładu siostry, jak powinna zachowywać się wobec rodziny i znajomych.

     Otrząsnęła się cała, by ta nieprzyjemna historia uleciała z jej łebka.
  • I co ja mam teraz zrobić – zastanawiała się psina. Wiedziała, że zdenerwowana Pyza jest bardzo groźna i lepiej do niej nie podchodzić w takiej chwili. Tutaj jednak też nie miała czego szukać. Po ulicy jak zwykle przemykał jakiś samochód, ale żaden nie zatrzymywał się przy posesji. W pracowni głośno brzęczały jakieś maszyny, ale do tego była już przyzwyczajona. Rozejrzała się po ogrodzie, by poszukać siostry. Ujrzała ją przy bramie. Nie zachowywała się jednak jak zawsze. Szczekała coś do siebie i kręciła łepkiem. Raz nawet machnęła łapą, jakby odganiała jakąś muchę.
  • To chyba poważniejsze niż myślałam – zlękła się, widząc to Milka. - A może ona jest chora? -zastanawiała się głośno. - Słyszałam o takiej groźnej psiej chorobie. Nazywa się wścieklizna. Ojej – krzyknęła przerażona. - To musi być to. Pyza obszczekała Pawła, a nigdy tego nie robiła. Potem biegała po ogrodzie jak szalona. Teraz ciągle się trzęsie i rusza łapkami. No i gada do siebie. Nie zastanawiając się dłużej pobiegła poradzić się swojej koleżanki myszki. Bardzo dokładnie opowiedziała jej o swoich przypuszczeniach.
  • No przecież ty zachowujesz się tak na co dzień – słusznie zauważyła jej koleżanka. Zawsze biegasz jak szalona, mówisz do siebie i zdarza ci się obszczekać znajomych. Nawet wczoraj naszczekałaś na mnie – przypomniała jej myszka.
  • Bo podeszłaś cichutko i mnie obudziłaś – szybko usprawiedliwiła się zawstydzona psina.
  • No tak, tak – ale przecież to nie świadczy o tym, że masz wściekliznę.
  • No dobrze przekonałaś mnie – nieśmiało przytaknęła jej Milka. - Musisz jednak podejść ze mną do Pyzy, bo ja się jej trochę boję. Myszka skinęła potakująco łepkiem i podreptała szybciutko za swoją dużą koleżanką. Pyzy nie było jednak pod bramą. Zobaczyły ją szczekającą pod drzwiami gabinetu. Gdy do niej podeszły siedziała już cichutko. Minę miała bardzo zrezygnowaną. Na widok siostry troszkę się ożywiła.
  • Dobrze, że jesteś – szczeknęła do niej. Nie zauważyła małej szarej myszki, bo siedziała wtulona w wielki, biały ogon. Milka usiadła obok siostry.
  • Pamiętasz jak byłaś mała, ja cię wychowałam – zaczęła Pyza smutnym głosem.
  • Starałam się bardzo nauczyć cię wszystkiego – kontynuowała szara psina.-Potem wychowałam Indię i nadal jeszcze wielu rzeczy trzeba ją nauczyć.
  • Jejku! Pyza, czy ty się gdzieś wyprowadzasz? - nie rozumiała Milka.
  • Nie. Próbuję ci tylko powiedzieć, że jestem już zmęczona i trochę się zestarzałam.
  • No chyba nie chcesz, żebym pracowała za ciebie – przeraziła się Milka. Jestem przecież jeszcze malutka.
  • Jesteś tylko rok ode mnie młodsza i jesteś już dorosłym pieskiem – tłumaczyła Pyza.
  • Ale przecież ja nie jestem stworzona do takiej ciężkiej pracy. Muszę się wyspać. Potem muszę się wybawić. Potem znowu muszę się wyspać. - wymieniała jednym tchem poważnie zaniepokojona psina.
  • To dlatego tak się dziwnie zachowujesz Pyza? – zza wielkiego, białego pieska wychyliła się szara myszka.
Niestety nie otrzymała odpowiedzi na swoje pytanie, bo pod dom babci zajechał zielony samochód Oli, mamy małego Arturka i Pyza pobiegła się z nią przywitać. Milka zapomniawszy, że na ogonie ma swoją koleżankę, machnęła nim radośnie . Szara myszka przeleciała ponad rosnącym w pobliżu krzakiem i wylądowała w strumyku.


 Lekko poobijana wydostała się po kamykach na brzeg. Biała psina nawet nie zauważyła tego zdarzenia. Biegła już w stronę Oli. Potknęła się jednak o swoje łapy i padła jak długa. Gdy doprowadziła się do porządku, Ola weszła już do pracowni. Przed drzwiami siedziała tylko Pyza z dziwnym wyrazem pyszczka.
  • Nie chcę, żebyś pracowała za mnie – odezwała się spokojnym głosem. Milce wyraźnie ulżyło.
  • Chciałam ci tylko powiedzieć, że wychowanie dzieci jest bardzo trudne.
  • Nie martw się, następne dziecko wychowam ja – odpowiedziała jej Milka, nie do końca przemyślawszy to co mówi.
  • W takim razie trzymam cię za słowo – wyraźnie poweselała Pyza. Rozejrzała się dookoła i pobiegła z drugiej strony domu. Milka została sama zastanawiając się nad swoją obietnicą.
  • Dobrze,że żadne nowe dzieci już się nie pojawią – mruknęła do siebie zadowolona i ułożyła się wygodnie pod krzakiem szykując się do drzemki. Gdy już miała zasypiać do ogrodu weszli rodzice małego Arturka. Oba pieski popędziły do nich uradowane. Po chwili, przez środek ogrodu przebiegała z prędkością światła Milka
  • O nie! O nie! Ja się nie zgadzam!- krzyczała głośno. -To nie tak miało być! Ja już mam dosyć obowiązków – jej szczekanie roznosiło się po całym ogrodzie. Przebiegła nawet koło swojej przemoczonej nadal, koleżanki, ale wcale jej nie zauważyła. Kiwała tylko mocno łebkiem i wymachiwała łapkami, co rusz potykając się i wywracając.
  • To chyba jednak ta wścieklizna – zapiszczała, przerażona myszka i szybko uciekła do swojej norki.
Za Milką, w sporej odległości biegł, mały szary piesek. Był identyczny jak Pyza, tylko bardzo malutki. Biegł tak samo niezdarnie, jak wielka, biała psina.
  • To jest piesek Arturka – mówiła z uśmiechem Ola. Jest sznaucerem miniaturką, i nazywa się Inka.

     Milka w tym czasie schowała się pod krzaczkiem i mimo że wystawał jej wielki ogon, myślała, że jej nie widać. Mały piesek natomiast najpierw poślizgnął się na trawie, a potem wpadł do strumyka i z wielkim zdziwieniem znalazł się wprost pod wodospadem. Pyza oglądała całe zdarzenie już nieco rozbawiona.

  • Tak, ta psinka zdecydowanie do niej pasuje. - uśmiechnęła się, ale zaraz pokiwała łebkiem na myśl o tym, jak jej siostra poradzi sobie z tak odpowiedzialnym zadaniem.

poniedziałek, 3 marca 2014

Błoga cisza





-    Ale jest milutko – powiedziała Pyza, wygrzewając się w promieniach wiosennego słońca.
-    M hmm – mruknęła leniwie, leżąca obok niej Milka.
-    I taka cisza dookoła – rozmarzyła się jeszcze starsza siostra, wyciągając przednie łapy. Nagle po ulicy przejechał jakiś pojazd i oba pieski zerwały się, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie zatrzyma się w okolicy.
-    No widzisz i już po naszym odpoczynku. Chyba niepotrzebnie tak się zachwycałaś – krzyknęła Milka biegnąc parę kroków za siostrą.
- Będę cię musiała nauczyć jak delektować  się taką chwilą ciszy – dodała biała psina, już bardziej do siebie.
-   O tak w odpoczywaniu jesteś mistrzem – zaśmiała się sznaucerka. - Mamy bardzo odpowiedzialne zadanie. Musimy pilnować   babci domu i ogrodu. Nie możemy ciągle odpoczywać  .
-    Wiem – Milka poparła ją niechętnie. - Ale fajnie by było, gdyby ktoś nam w tym pomagał.
-    Wieczorem przychodzi do nas India. Będzie mieszkała z nami cały miesiąc, bo Igorek z rodzicami wyjeżdżają na wakacje. Jest już na tyle duża, że będzie mogła nam pomagać   . Trzeba ją jednak do tego przeszkolić  – dodała jeszcze Pyza i pobiegła w drugi koniec ogrodu.
-    Nie przejmuj się, ja już się tym zajmę – uśmiechnęła się Milka do obrazka, który właśnie pojawił się w jej głowie .( Cisza, spokój dookoła. Mała India biega pilnując obejścia, a ona i Pyza leżą wyciągnięte na tarasie, od czasu do czasu leniwie się przeciągając.)
- Sielanka – mruknęła do siebie. Szybko jednak musiała porzucić   te myśli, bo obok ogrodzenia przechodziła gromada dzieci. Milka bardzo lubiła ten moment, kiedy dzieci wracały ze szkoły. Często zatrzymywały się przy siatce i zachwycały się pieskami. Starała się wtedy pokazać    z jak najlepszej strony. Skakała, machała ogonkiem, a że jej ruchy nigdy nie były dobrze skoordynowane, najczęściej potykała się o coś i lądowała na ziemi. Dzieci jednak bardzo lubiły przyglądać   się jej popisom.
Wieczorem do domu babci Doty przybyła India. Igorek przywiózł jej czerwone posłanie  i ulubiony żółty kocyk oraz małą metalową miseczkę. Piesek dawno nie gościł u babci, więc był bardzo podekscytowany.
-    Ale fajnie? Co? Będę znowu u was mieszkała. Będziemy się świetnie bawić. Zobaczycie. Ale macie duże miejsce. Moje jest bardzo malutkie, ale też milutkie. Chyba będę trochę tęsknić, ale dam radę. Jestem już przecież dużym psem – trajkotała od drzwi, a mówiąc ostatnie zdanie wypięła dumnie klatkę i uniosła swój mały biały łepek, jak najwyżej umiała.
-    Od kiedy ona już tak dobrze  szczeka – zastanawiała się Pyza.
-    A nie wystarczyłoby tylko małe "Hej!" na powitanie – mruknęła Milka. India w tym czasie przebiegła już kilka razy po całym pokoju. Wbiegła też do kuchni, skąd babcia musiała ją przegonić , zaznaczając, że tu nie wolno.







 Kilka razy wskoczyła na zasypiające starsze koleżanki, aż w końcu trafiła na swoje miejsce i zwinięta w kłębek zasnęła.
Rano babcia wypuściła wszystkie trzy pieski na dwór.
-    Ale fajnie! Piękna pogoda prawda. Patrzcie, a tam lecą jakieś ptaki. Może polecę się z nimi przywitać? Chyba zaraz będzie śniadanie. Babcia zawsze wam daje smakołyki. Już nie mogę się doczekać. A co potem będziemy robiły? - India biegała po ogrodzie. Humor jej dopisywał, a pyszczek nadal się nie zamykał. Milka próbowała przyglądać  się małej psinie spod przymkniętych jeszcze powiek, ale szybko ją znudziło obracanie łebkiem to w jedną, to w drugą stronę. Pyza przebiegała wzdłuż ogrodzenia wywiązując się jak zwykle sumiennie ze swoich codziennych obowiązków.
-    Czemu tak wolno biegasz? Ja umiem już znacznie szybciej. Zobacz tam też mieszkają jakieś pieski. Cześć pieski nazywam się India i teraz tu trochę pomieszkam. Pyza? A dlaczego tak się ciągle rozglądasz? Boisz się czegoś? Nie bój się ja cię obronię, bo już jestem duża. Oj gdzie to śniadanie, bo burczy mi w brzuszku?- wyrzuciła z siebie jednym tchem  mała psinka  i już jej nie było.
Przy ogrodzeniu stała tylko szara sznaucerka, kiwając ze zdziwienia łebkiem.
-    Nawet nie wiedziałam, że można tyle powiedzieć  w tak krótkiej chwili. - mruknęła wykrzywiając pyszczek. - Mam nadzieję, że to tylko jej chwilowy zachwyt nową sytuacją i szybko jej przejdzie – dodała jeszcze z po wątpieniem w głosie. Babcia właśnie wyniosła trzy pełne miski i wszystkie pieski pobiegły w jej stronę.

-  Pyszne co? I ten makaron z mięsem, wspaniały – słychać  było między jednym, a drugim mlaśnięciem.
 - A wy też macie takie pyszne? Może trochę spróbuję? Może wasze jest inne. Mniam, mniam. Moje się już kończy - mówiąc to mały piesek podszedł do miski Pyzy.

-    No tego już za wiele! - szara psina szczeknęła donośnie. Milka na wszelki wypadek odsunęła się nieco, nie przerywając jedzenia.
-    Okej! Okej!Zrozumiałam! - India odskoczyła wystraszona.- Ale jestem małym pieskiem i muszę się dobrze odżywiać. Muszę przecież mieć siły, żeby tak szybko biegać. Nauczę się też tak głośno szczekać.    . Wszyscy się będą mnie bali. Ja już skończyłam i polecę się napić. Co wy tak długo jecie? - słychać   było jeszcze z oddali. Dwa duże pieski spojrzały po sobie i zrezygnowane pokręciły łebkami. Potem w ciszy dokończyły swój posiłek.

-    Pamiętasz? Zobowiązałaś się ją uczyć  – przypomniała Pyza siostrze. - Z wielkim zainteresowaniem, będę czekała na efekty – zaśmiała się jeszcze i podreptała w kierunku bramy.
Tym razem obrazek przyszłej sielanki nie pojawił się w myślach Milki. Spojrzała na biegającego po ogrodzie z prędkością światła małego, białego pieska.
-    To chyba będzie trudniejsze niż myślałam – mruknęła pod nosem i ruszyła w kierunku koleżanki. Biała kulka przemieszczała się jednak tak szybko, że zrezygnowana stanęła na środku ogrodu i krzyknęła.

-    India!
Nawet nie zdążyła wygodnie usiąść, gdy usłyszała piskliwe szczekanie, a po chwili mała India była już przy niej.
-    Będziemy się bawić ? Skończyłaś wreszcie jeść ? A kiedy będzie drugie śniadanie? Gdzie właściwie poszła Pyza?
Milka otworzyła pysk, ale nie wiedząc, na które pytanie ma odpowiedzieć, zamknęła go z powrotem. W końcu patrząc chwilę na wiercącą się przed nią małą psinkę, najpierw groźnie warknęła, a potem zaczęła do niej mówić poważnym głosem.

-    Jesteś już dużym pieskiem, więc...
-    No przecież wiem, że już jestem duża. Jestem też bardzo szybka. Może się po ścigamy. Ja chętnie ci pokarzę jak szybko bie....
-    Cisza! - warknęła zdenerwowana Milka. - Ja jestem starsza i mówię, a ty mnie słuchaj. Mała psinka już otwierała pyszczek, żeby coś odpowiedzieć, ale mina dużego białego psa stojącego przed nią, przekonała ją by tego nie robić .
-    Jesteś już duża – Milka zaczęła ponownie – i musisz mieć   jakieś obowiązki. My z Pyzą stróżujemy w domu i w ogrodzie. Za to babcia o nas dba i dobrze nas traktuje. Ty też musisz zapracować   na swoją miskę pysznej karmy. Mała psinka słuchała z szeroko otwartymi oczami i uchyloną mordką.
-    To na jedzenie trzeba pracować? A co to jest praca? Ja się chętnie nauczę tej pracy? Mój Igorek to dawał mi jedzenie bez pracy. Ale dostawałam suchą karmę. Można ją zjeść, ale nie jest taka pyszna jak ta od babci.
Milka przewróciła oczami .
-    Cisza! – znów musiała warknąć, by przerwać   ten potok słów wydobywający się z małej białej mordki. Stróżowanie to ważne zadanie. Trzeba biegać  po ogrodzie i dobrze się wszystkiemu przyglądać. Jak zobaczysz coś niepokojącego musisz przyjść   do mnie, lub do Pyzy i wszystko nam opowiedzieć . Zrozumiałaś?
-    Tak – India kiwnęła łebkiem. Będę wspaniale stróżować, bo ja już jestem duża. I umiem też szybko biegać. To będzie fajna zabawa.

-    Dobrze ! Już dobrze! - przerwała zniecierpliwiona Milka. - Biegnij teraz po Pyzę, i powiedz, że ty ją zastąpisz. Mała psinka pobiegła podekscytowana perspektywą nowej przygody. Po chwili na tarasie w promieniach słonecznych wygrzewały się dwa pieski babci Doty.

-    A jednak sielanka – zamruczała Milka uśmiechając się pod nosem.
-    Widziałam ślimaka, ale schował się do domku. To nie ładnie z jego strony. Po ulicy jedzie jakiś samochód. Ptaki usiadły na naszym drzewie, ale je przegoniłam. Chyba dobrze sobie radzę . Bo ja już jestem duża i odważna.
-    I to ma by  sielanka, a  gdzie nasza błoga cisza? – oburzyła się Pyza.
-    Nad tym muszę jeszcze niestety popracować  – odpowiedziała jej siostra wpychając sobie do uszu dwie małe szyszki i z błogą miną układając się do snu.

niedziela, 29 grudnia 2013

Święta i piraci


Nadeszły Święta Bożego Narodzenia.

Wprawdzie w tym roku pogoda spłatała figla i nie spadła ani jedna gwiazdka śniegu, ale u babci Doty od rana wyczuwało się nastrój świąteczny. W domu było mnóstwo ludzi. Słychać było śmiech wnuków, którzy biegali podrzucając kolorowe balony. Z kuchni unosiły się wspaniałe zapachy pieczonych ciast i gotowanych potraw wigilijnych. Pyza, jak zwykle bardzo obowiązkowa, pilnowała wszystkiego na dworze. Milka i India nie mogły się jednak oprzeć tym przepysznym zapachom i postanowiły zostać w domu. Od czasu do czasu, przybiegały do kuchni, sprawdzić czy coś nie znalazło się przypadkiem na ziemi.
  • Pieski na miejsce! -krzyczała widząc je babcia. Wtedy szybko biegły na swoje posłanie, by po chwili znów niechcący, cichutko, trafić do kuchni.
  • Wiesz, a wieczorem przyjdzie do nas Święty Mikołaj. - mówiła Milka, a mała India chłonęła każde jej słowo z wielką uwagą. - To taki starszy, siwy pan, który co roku przynosi wszystkim prezenty – tłumaczyła bardzo dumna, że może pochwalić się swoją wiedzą. Mała, biała psinka patrzyła na nią swoimi wielkimi oczkami i nie odważyła się przerywać. - Nie wolno na niego szczekać, pamiętaj - pouczała dalej starsza koleżanka.

    Uśmiechnęła się przy tym pod nosem, przypominając sobie swoją przygodę z poprzedniego roku, jak to Mikołaj wystraszony przez nią, zdążył tylko przerzucić worek z prezentami przez ogrodzenie. Nie wspomniała jednak o tym, by nie podważać swojego autorytetu.
  • Ale jak on dostaje się do domu – odezwała się wreszcie India.
  • Słyszałam, jak babcia mówiła, że wskakuje przez komin. India ułożyła się wygodnie na małej poduszce i rozmyślała nad tym co usłyszała od Milki. Po chwili oba pieski drzemały przytulone do siebie. Co chwilę otwierały jednak oczy, gdy z krzykiem przebiegał obok starszy wnuczek Igorek, będący tego dnia kapitanem Hakiem, a zaraz za nim biegł młodszy Arturek, odgrywający rolę jego pomocnika pana Swądka. Obaj chłopcy mieli zakryte przepaską jedno oko i wymachiwali szablami wyciętymi przez babcię z kartonu. Pieski przyzwyczaiły się w końcu do ich zabawy i zasnęły, głośno pochrapując. Na dworze zrobiło się już ciemno, gdy mała India się przebudziła.
  • Może rozpalimy w kominku? – zaproponowała babcia. Tata Arturka chwycił koszyk i poszedł po drewno.
  • Milka! – zawołała przerażona psinka wprost do wielkiego, puszystego ucha, śpiącej jeszcze koleżanki. Milka stanęła na cztery łapy i zaczęła rozglądać się z niepokojem. Nie widząc jednak, żadnego zagrożenia zawarczała oburzona.
  • Musimy szybko coś zrobić, bo zaraz rozpalą w kominku! – krzyczała mała psinka szarpiąc za wielką nogę towarzyszki. Milka nadal nie rozumiejąc o co chodzi machnęła zdenerwowana łapą i biała kulka potoczyła się, aż pod samą ścianę. Nie zrażona jednak, otrząsnęła się tylko i znów pobiegła wołając.
  • Milka! Ty nic nie rozumiesz! Zaraz w kominku będzie ogień!
  • Nie martw się – przerwała jej zniecierpliwiona psina. Nam nic się nie stanie – ziewnęła i podrapała się za uchem.
  • Nam nie! – nadal nie ustępowała mała psinka - Ale co z tym Mikołajem, o którym opowiadałaś? Do Milki właśnie dotarło, o co chodzi jej małej koleżance.

  • Nie możemy do tego dopuścić – stwierdziła po chwili. - Teraz ja będę kapitanem Hakiem, a ty będziesz panem Swądekiem, moim wiernym piratem. Zrobimy wszystko, by święty Mikołaj miał bezpieczną drogę przez kominek. India bardzo przejęta swoją rolą przyniosła z łazienki ścierkę do podłogi. Oderwała od niej dwa kawałki materiału i oba pieski przewiązały sobie pirackie przepaski na oczy.

    Tata Arturka zdążył właśnie w tym czasie nałożyć drewna do kominka i poszedł szukać zapałek. Gdy tylko się oddalił oba pieski zajęły jego miejsce.
  • Teraz kapitanie Haku! – krzyknęła India sprawdzając czy nie wraca.
  • Musi się udać, mój przyjacielu – odpowiedziała jej Milka grubym,poważnym głosem, jak przystało na kapitana i szybko zaczęła wyciągać drewno, jedno po drugim. Bardzo się przy tym zmęczyła i strasznie wybrudziła, ale już po chwili kominek znowu był pusty. Oba pieski dumne z siebie ułożyły się na swoim posłaniu i udawały, że śpią.

Tata Arturka wrócił właśnie z zapałkami w ręku i bardzo się zdziwił widząc leżące obok kominka drewno. Był jednak zajęty jeszcze pilnowaniem bawiących się chłopców, więc pomyślał, że zapomniał ułożyć drewniane polana. Pokręcił tylko głową i zabrał się za ponowne ich układanie. Po chwili wszystko znów było na miejscu. Podpalił zapałkę, lecz niestety zaraz znów ktoś potrzebował jego pomocy, więc szybko się oddalił. Dwaj bardzo już umorusani piraci znów podbiegli do kominka.
 
  • Musimy ją zdmuchnąć – wydała rozkaz Milka i po chwili mała India dmuchała z całych sił w stronę zapałki. Gdy i duży piesek przyłączył się do niej, udało im się zgasić tlące drewienko.
  • Hurra! - krzyknął mały pan Swądek – Udało się!
  • Tak! - odpowiedział kapitan Hak – Ale nie wiem, jak długo nam się tak jeszcze uda bronić tego kominka. Oba pieski popatrzyły na siebie i zastanawiając się wróciły na miejsce.
  • No, kochani zaraz pojawi się pierwsza gwiazdka i usiądziemy do stołu – powiedziała babcia - Sprawdźcie proszę, czy o niczym nie zapomnieliśmy. Cała rodzina zebrała się przy stole wigilijnym.
  • Ojej, ale zgasło w kominku – zauważyła babcia. Tata Arturka podszedł szybko nieco zawstydzony.
  • Dziwne, przecież rozpaliłem – mówił do siebie pod nosem. Tym razem dołożył dużo starych gazet i znów podpalił zapałkę. Papiery zajęły się od razu i już po chwili w kominku palił się piękny ogień, dopełniając świąteczny nastrój.

    Nikt nawet nie zauważył, że na miejscu, oba pieski leżały z bardzo skwaszonymi minkami. Rodzina najpierw odmówiła modlitwę, a potem wszyscy zasiedli za stołem i zajęli się jedzeniem.
  • Może ugasimy ogień wodą kapitanie – zaproponowała India.
  • Ale jak my się do niej dostaniemy – zastanawiała się Milka.
  • Ja mam przecież jeszcze wodę w swojej miseczce – wpadła na pomysł India. Oba pieski zerwały się na nogi i zaczęły realizować swój przebiegły plan. Doniosły właśnie miseczkę pełną wody, trzymając ją swoimi pyszczkami i chlusnęły nią prosto do kominka. Rozległ się głośny syk gaszonego ognia. Wszyscy odwrócili głowy w tamtą stronę i ujrzeli bardzo brudne pieski, owinięte kawałkami szmaty od podłogi i trzymające w pyszczkach pustą już oczywiście miseczkę na wodę. W tym momencie weszła do domu Pyza i jej zaskoczenie też było wielkie. Na szczęście ogień się znowu rozpalił, a Pyza szybko zabrała piratów, rozrabiaków na miejsce, więc nikt nie zastanawiał się nad tym co się stało.
  • Co to za głupie zabawy – warczała Pyza. - Nawet w Święta nie można was na chwilę zostawić. Jak wy wyglądacie? - szara psina nie mogła się uspokoić. W końcu zapadła cisza i tylko z bardzo zdenerwowaną miną Pyza patrzyła na dwie winowajczynie.
  • Przecież my jesteśmy piratami, którzy ratowali Święta – odezwała się cichutko India. Chciałyśmy tylko, żeby Mikołaj nie poparzył się jak wpadnie do komina. Pyza spojrzała z politowaniem na leżące obok niej dwa brudne pieski.
  • Nie martwcie się, Mikołaj wie, że w kominkach o tej porze roku pali się ogień i ma swoje sposoby, żeby się nie poparzyć. Zobaczcie, w tym czasie jak my rozmawiałyśmy, on już zdążył podrzucić prezenty pod choinkę.

    Zdziwione pieski podniosły łebki i zobaczyły pod choinką pełno prezentów. Zaraz potem dojrzeli je też chłopcy i krzycząc z radości pobiegli je oglądać.
  • No piraci mam dla was jeszcze jedno, odpowiedzialne zadanie – powiedziała uśmiechając się Pyza.
  • Zrobimy wszystko – odparły psiaki.
  • Musicie się dokładnie wymyć bo inaczej nie dostaniecie prezentów – zaśmiała się i pobiegła do chłopców.
  • Hej, panie Swądku, ja jestem kapitanem i rozkazuję ci mnie wylizać – zarządziła Milka i podsunęła swoją wielką łapę małej koleżance.
  • No nie w takim tempie, to dostaniemy prezenty chyba w nowym roku – stwierdziła jednak po chwili widząc jak malutki języczek Indii zlizuje z niej resztki sadzy. - Chyba kapitan Hak wyliże się sam – wzdychnęła i wysunęła swój wielki jęzor.
W kominku cichutko strzelało palące się drewno.

piątek, 22 listopada 2013

Zarażona


Jesień w tym roku była dość długa i ciepła, ale zima zbliżała się nieubłaganie. Noce stawały się zimniejsze, a rano coraz częściej wszystko było pokryte białym, srebrzącym się w słońcu, nalotem. Babcia Dota wypuściła swoje pieski na dwór i zabrała się do szykowania im śniadania. Po chwili wyszła z domu, niosąc w obu rękach, dwie miski wypełnione pyszną parującą strawą. Milka i Pyza były już oczywiście tuż przy niej. Skakały uradowane i dokładnie obwąchiwały, zastanawiając się, co tym razem dostaną. Babcia postawiła właśnie jedną miskę i już nachylała się aby postawić drugą, gdy nagle cała się zatrzęsła, a z jej ust wydobył się dziwny dźwięk.
  • A psik! A psik! Miska Milki nieco się przechyliła i część jej zawartości wylała się na ziemię.
  • O przepraszam Mileczko, będziesz musiała trochę zjeść z ziemi – powiedziała babcia wyciągając z kieszeni niebieską chusteczkę i wycierając nią nos. - A psik! A psik! Znowu wyrwało się babci, aż z oczu popłynęły jej łzy. Przetarła nos chusteczką i szybko weszła do domu.
  • Nie no! Nie ma powodu do płaczu – odpowiedziała nieco zdziwiona Milka. Kończyła już właśnie wylizywać miskę, a i na ziemi też nie było śladu po niedawnym wypadku.
  • A to a psik to jakieś nowe powitanie, czy co? - zastanawiała się głośno. Pyza nadal jadła, ale przerwała na chwilę, żeby odpowiedzieć siostrze.
  • To nie powitanie, tylko babcia ma katar i kicha. A łzy jej lecą też z powodu tego kataru – wyjaśniła krótko i znów schyliła się nad swoją miską.
  • A skąd ona go wzięła i czy to coś strasznego i dlatego płacze ? - zainteresowała się biała psina.
    - Ktoś pewnie na nią kichnął i się zaraziła. Katar to choroba nosa. Nie jest straszna, tylko nieprzyjemna. Często przy niej boli głowa i lecą łzy z oczu. Trzeba się ciepło ubierać i uważać, by nikogo nie zarazić. - wyjaśniła jej siostra i pobiegła do swoich zajęć. Milka położyła się pod drzewem myśląc nad tym co usłyszała. Zaraz jednak zamknęły się jej wielkie, ciągle rozbiegane oczy i słychać było miarowe oddychanie. Obudził ją odgłos otwieranych drzwi. To znowu babcia wyszła do ogrodu. Była ubrana w ciepłą kurtkę, szalik i czapkę. W ręku trzymała jakiś niebieski pakunek. Milka już miała do niej podbiec, gdy nagle zaniepokoiło ją jej dziwne zachowanie. Babcia właśnie podeszła do klombu, pośrodku ogrodu. Popatrzyła na rosnące tam rośliny. Niektóre po dotykała, coś mówiąc pod nosem do siebie. W końcu stanęła przy jednej i nagle..
  • A psik! A psik! - aż cała się zatrzęsła. Wytarła nos w chusteczkę. Potem wyjęła dziwny niebieski worek i nałożyła na roślinę, przewiązując ją sznurkiem. Spojrzała z podziwem i zadowolona z siebie podreptała dalej.

    Milka podeszła bliżej, ale nie za blisko.
  • A co to ma być u licha? – zawarczała groźnie. Babcia zdążyła już przejść kawałek dalej. Tam też przyjrzała się roślinom i znów rozległo się znajome
  • A psik! A psik!. Kolejny krzew został przykryty niebieskim workiem i przewiązany sznurkiem. Milka trzymała się z daleka, przyglądając się wszystkiemu z niepokojem. Babcia jeszcze w kilku miejscach założyła niebieskie worki, a dziwne a psik! ciągle przerywało ciszę.

     W końcu wycieczka po ogrodzie dobiegła końca i babcia zmierzała już do domu. Nagle ujrzała wyglądającą zza domu Milkę.
  • Co tam piesku? - zawołała do niej – Choć trochę cię poklepię. Milka zastanowiła się chwilkę, ale uwielbiała swoją panią, więc zaraz do niej podbiegła machając z radości wielkim, białym ogonem.
  • Dobra psinka – klepała ją babcia. Nagle jednak znów wyrwało jej się A psik! A psik! Zrezygnowana wyjęła chusteczkę, wytarła nos i szybko weszła do domu kręcąc niezadowolona głową. Na dworze, przed domem stała w zupełnym bezruchu Milka. Jej mina zdradzała, że jest bardzo przerażona.
  • Co ci się stało? - zapiszczała na jej widok, przechodząca tamtędy jej koleżanka myszka.
  • Dobrze, że jesteś – ucieszyła się psina, ale nadal nie wykonała żadnego ruchu.
  • Nie podchodź do mnie!- krzyknęła, widząc, że myszka podchodzi bliżej. - Jestem zarażona katarem. To taka choroba nosa. Zaraz będę mówiła dziwne a psik! Zamiast chau chau. Musisz mi przynieść jeden niebieski worek. Leży na tarasie. Tylko biegnij szybko – wyrzuciła z siebie jednym tchem. Myszka od razu zrozumiała, że to poważna sprawa i popędziła spełnić jej dziwną prośbę. Po chwili, bardzo zziajana wróciła, ciągnąc za sobą niebieski worek.
  • Dzięki, lepiej uciekaj do domu – powiedziała Milka i zaczęła naciągać sobie worek na łepek. Gdy po wielu próbach w końcu jej się udało, ułożyła się pod ścianą ciężko dysząc.
  • Milka!Coś ty znowu wymyśliła! Zdejmuj to natychmiast – usłyszała nagle bardzo zdenerwowany głos siostry. Poderwała się na nogi i nic nie widząc w worku na oczach weszła wprost na nią, a potem wpadła na stojącą obok taczkę, wywracając ją do góry nogami. Hałas był wielki. Pyza zdarła siostrze worek z łepka i stała teraz naprzeciw niej głośno warcząc.
  • Co to za głupia zabawa! - krzyczała – Mogłaś się udusić, albo zrobić sobie inną krzywdę.
Milka roztarła łapką guz na łebku, który powstał po zderzeniu z taczką.
  • Czy ty w końcu wydoroślejesz – Pyza nadal warczała na siostrę.
  • Ale ja jestem zarażona katarem, bo babcia na mnie kichnęła. Jak kichnęła na roślinki , to je przykrywała workiem, a mnie zapomniała przykryć, to sama sobie założyłam ten worek - pokazała łebkiem z dumą na leżący obok niebieski przedmiot.
  • Oj! siostrzyczko i co ja mam z tobą zrobić – powiedziała Pyza już nieco mniej zdenerwowana. Pieski nie zarażają się od ludzi katarem.
  • To fajnie. Szkoda tylko tych biednych krzaczków. - odetchnęła z ulgą biała psinka.
  • Krzaczki też się nie zaraziły. Babcia ubrała je w te worki na zimę. Wybrała tylko te najcenniejsze i najbardziej wrażliwe na mróz. - Pyza pokręciła jeszcze łepkiem i pobiegła w kierunku ogrodzenia sprawdzić dobiegające stamtąd odgłosy. Wieczorem bardzo zmęczona wracała do domu. Jakież było jej zdziwienie , gdy przed drzwiami, na tarasie ujrzała Milkę znów ubraną w niebieski worek. Tym razem na szczęście przykrywał tylko jej tułów i szyję. Cztery łapy wystawały przez wygryzione dziury.

  • Milka, czy ty nic nie rozumiesz! Ty! Nie! Masz! Kataru! - zawarczała Pyza ledwo powstrzymując śmiech, bo widok był bardzo komiczny.
  • Ale ja jestem najcenniejsza i najbardziej wrażliwa na mróz – odpowiedziała jej siostra pięknie się do niej uśmiechając.
  • Ale pieski nie noszą ubrań, bo na zimę ich sierść robi się grubsza i odporniejsza na niskie temperatury.
  • To nie mogłaś mi tego powiedzieć od razu – zdenerwowała się Milka i zaczęła rozrywać swoje niebieskie okrycie. Po chwili znowu była białym pieskiem, tyko na tarasie leżały resztki niebieskiego worka. Milka wchodząc do domu spojrzała na nie przerażonym wzrokiem
  • Trudno, z tego jutro się jakoś wytłumaczę – ziewnęła zrezygnowana.