Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 17 lutego 2013

Cyrk



Do miasteczka, w którym mieszka babcia Dota. przyjechał cyrk. Tym razem rozłożył swój wielki, kolorowy namiot, całkiem blisko domu babci i pieski postanowiły odwiedzić nowych sąsiadów. Milka była już od rana bardzo podekscytowana tą wycieczką. Nie była nigdy w cyrku, a jego mieszkańców znała tylko z opowieści swojej starszej siostry, Pyzy.
- A czy tam będą groźne zwierzęta? – zapytała, gdy zbliżały się już do ogrodzenia.
- Pewnie tak, ale my idziemy tylko zobaczyć mniejsze zwierzątka, występujące w tym cyrku – odpowiedziała cierpliwie Pyza, mimo, że nie było to raczej jedno z pierwszych pytań siostry.- Do dużych zwierząt nie podejdziemy, bo są w klatkach po drugiej stronie, a tam pilnują strażnicy.- dodała już nieco ostrzejszym tonem, by Milce nie wpadło nic głupiego do głowy.
- To jakie zwierzęta zobaczymy? – pytała nadal Milka.
- Nie wiem, w każdym cyrku występują inne zwierzęta. – Odparła Pyza, ale było widać, że jej cierpliwość się już kończy. – Proszę cię, uspokój się na chwilę. Pieski, takie jak my, nie powinny wchodzić na teren cyrku. Gdyby nas ktoś zobaczył, na pewno nas przegoni i nie będzie przy tym miły. Idziemy tu tylko dlatego, że od wczoraj, kiedy przyjechali, zamęczasz mnie pytaniami- wyjaśniła Pyza  i zaczęła obwąchiwać ogrodzenie. Milka już miała o coś jeszcze zapytać, ale mina siostry przekonała ją by tego nie robić. Szła więc cichutko i też wąchała wszystko dookoła.
- Może tu wejdziemy – powiedziała w końcu Pyza, zatrzymując się przy kolejnej dziurze. – Tu chyba się zmieścisz – dodała, mierząc wzrokiem  Milkę. Po krótkiej chwili i kilku aj ! łaj ! i ojejku ! pieski znalazły się na terenie cyrku. Po środku olbrzymiego placu stał piękny, kolorowy namiot, przy którym krzątało się wielu  ludzi. Po jednej stronie stały klatki, a w nich lew, dwa tygrysy, w innej słoń i dalej takie dziwne konie, białe w czarne paski.
- To zebry – powiedziała Pyza, mimo, że jej siostra nawet nie zapytała. Milka szła z otwartym ze zdziwienia pyszczkiem. Wszystko ją tu zadziwiało. Słoń, to największe zwierze jakie widziała, a z królem lwem miała już do czynienia i nie wspominała tego miło. Na wszelki wypadek, oba pieski, ominęły klatki szerokim łukiem. Po drugiej stronie było dużo kolorowych wagoników, w których, jak się okazało mieszkali ludzie. Tu pieski też nie podchodziły. Postanowiły natomiast zajrzeć na tyły namiotu. Dobiegało stamtąd znajome szczekanie.
- Tam są pieski – zawołała Milka, której w końcu udało się zamknąć pyszczek. Okazało się, że w namiocie ćwiczyły przed występem trzy, pięknie ostrzyżone i wyczesane pudle.
- A może i nie? – stwierdziła, widząc je Milka. Pudle miały ufarbowane na różowo futerka i wielkie czerwone kokardy zawiązane na ogonkach. – Raczej na pewno nie – oceniła po chwili Milka.
- A jednak to pieski – odparła Pyza, ale też nie była zachwycona widokiem, jaki ujrzała. Widząc jednak jeszcze bardziej zdegustowana minę siostry dodała szybko. – Te pieski, to artyści cyrkowi, dlatego tak wyglądają.
- Och, rozumiem – powiedziała Milka – to są te kliny co mówiłaś, że rozśmieszają dzieci.
- Nie kliny, tylko klauni  – poprawiła ją  Pyza- Nie, to nie są klauni.
-To ja już jednak nic nie rozumiem – stwierdziła Milka kręcąc przy tym tak mocno mordką, że ślinka, która jej wylatywała, wpadła Pyzie prosto na łepek.
-Przestań – warknęła, wycierając się  – zaraz podejdziemy i porozmawiamy, to wszystko zrozumiesz.
- Widzisz, w końcu rozumiem, czemu masz taką długą grzywkę – uśmiechnęła się Milka – żeby nic ci nie wpadło do oczu – dodała i szybko odskoczyła, bo Pyza warknęła i machnęła w jej kierunku łapą. Szybko jednak wybaczyła siostrze głupie żarty i pieski podeszły bliżej do różowych pudli.
- Kto was tak urządził? – nie wytrzymała Milka. Trzy różowe pudle odwróciły się do nich i zawarczały groźnie, pokazując ostre zęby.
- Przepraszam bardzo za siostrę – Pyza  ledwo zdarzyła krzyknąć, bo bardzo zdenerwowane pieski już szykowały się do ataku. – Jest jeszcze bardzo młoda i nie widziała nigdy takich artystów jak wy – ciągnęła dalej, ratując sytuację. Pudle trochę się rozluźniły, ale nadal nie były dobrze nastawione do gości.
- To jest miejsce tylko dla artystów – odezwał się w końcu jeden z nich. – My tu ciężko pracujemy i nie pozwolimy się obrażać – dodał.
- Chciałyśmy tylko popatrzeć chwilę na wasze występy – poprosiła Pyza. Różowe pudle porozmawiały chwilę i pozwoliły im popatrzeć.
- Tylko cicho i bez gadania – burknął drugi pudel i rozpoczęli pokaz. Pieski najpierw bawiły się kolorowa piłką, potem skakały przez różne przeszkody. Na koniec jeden z nich przeskoczył przez kolczaste kółko. Potem wszystkie jeszcze chwilę potańczyły do muzyki, która była puszczona z głośników, ukłoniły się i nie oglądając się nawet na swoich gości wyszły jeden za drugim z wysoko uniesionymi łepkami. Chwilę później zaczęli znów kręcić się ludzie, więc Pyza i Milka postanowiły wrócić do domu.
- Też mi praca – narzekała wracając Milka – Przecież ja też tak umiem bawić się piłką, a jak babcia słucha muzyki to i tańczyć potrafię. Codziennie też skaczę przez różne przeszkody. Nie dam się wprawdzie przerobić w różową landrynkę z kokardką, ale też jestem prawie artystką – kontynuowała swoje przemyślenia. Pyza tylko uśmiechnęła się pod noskiem i pobiegła przywitać się z babcia. Milka pobiegła od razu do swojej koleżanki myszki, żeby opowiedzieć jej o nowej przygodzie. Gdy po dłuższej chwili dołączyła do nich Pyza, widok jaki ujrzała, był przedziwny. Na kostce, przed domem siedziała Milka pochylona nad myszką, która na ogonku miała zaplątany czerwony sznureczek. Ale to nie wszystko. Główka myszki tkwiła w dziwnej obręczy. Gdy się lepiej przyjrzała okazało się, że jest to puszka po rybach, od której ktoś oderwał dno. Myszka szamotała się w potrzasku i piszczała przy tym strasznie.
- Co się tu dzieje? – spytała Pyza.
- Opowiedziałam myszce, o naszej wizycie w cyrku, a potem chciałam z niej zrobić artystkę – wyjaśniała Milka – Ale ona jak widać się do tego nie nadaje, bo z piłką i tańcem jakoś sobie poradziła, ale przez obręcz nie umie skakać. – dodała i chwyciła w zęby stara puszkę. Potrząsnęła kilka  razy łebkiem i biedna myszka wypadła.
- Nie martw się artystką może nie będziesz, ale jako przyjaciółkę, będę cię jeszcze bardziej lubiła, bo teraz świetnie pachniesz i smakujesz – stwierdziła wylizując koleżankę z resztek rybnej konserwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz